Następny dzień był tym, na który czekałam. Dzisiaj startował projekt Wizja, który za pomocą zdalnie sterowanych działek eliminował wrogów, namierzał ich i sekundę później już ich nie było, ja oczywiście byłam w środku gdyby trzeba było jakoś wspomóc start tego projektu, Dwójka i Zimowy czekali na zewnątrz gotowi przystąpić do akcji w razie konieczności razem z innymi grupami uderzeniowymi. Sytuacja rozwijała się bardzo szybko, najpierw jakże cudowna przemowa Rogersa, potem Rumlow wpadający do pomieszczenia i przyspieszający start, strzelanina podczas, której oberwałam kulkę w udo. Przez słuchawkę słyszałam, że grupa z Zimowym wkracza do akcji a ja sama postanowiłam ewakuować kilku ważniejszych urzędników Hydry.
Po wykonaniu tego zadania szybko zdjęłam ubrania odsłaniając kombinezon, opatrzyłam nogę kawałkiem porwanej przez siebie koszuli i ruszyłam do walki, było ciężko, ale lata szkolenia pomogły mi się rozprawić z większością przeciwników, a gdy uspokoiło się pobiegłam w stronę mojej podwózki na lotniskopter aby pomóc Eve, bo to właśnie tam toczyła się najgorsza bitwa. Moje stopy ledwie dotknęły ziemi i już rzuciłam się do walki szukając przy okazji mojej partnerki, a gdy w końcu ją znalazłam moje serce zamarło. Eve leżała na ziemi wykrwawiając się, rzuciłam się na kolana tuż obok niej i ręką zaczęłam tamować krwawienie.
- T-To nie ma s-sensu, Ana.- wycharczała lekko krztusząc się własną krwią, oczy wypełniły mi się łzami nie tylko z powodu tego, jak mnie nazwała. Mimo wszystko byłam z nią blisko, nie chciałam jej stracić.
- Zabiję ich wszystkich, pożałują tego co ci zrobili, jebana Tarcza.- pomimo rozpaczy gniew równie dobrze przebijał się na powierzchnię. Eve pokręciła głową.
- To agent z Hydry mnie postrzelił, śledzili nas, słyszeli i usunęli zagrożenie.- jej głos cichł, a ja pokręciłam głową, to nie Hydra ją zabiła, tylko Tarcza, chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale jej już tam nie było, martwe oczy wpatrywały się w niebo, nie przejmowałam się tym, że jestem na widoku ani tym, że zbłąkana kula może mnie trafić, próbowałam przetrawić to co mi powiedziała, wszystko inne nie miało teraz znaczenia, wszystko wydało mi się nagle przytłumione, wybuchy i strzały nie były już tak głośne. Wstawaj idiotko zanim cię zabiją, masz kogoś do pomszczenia, zabij agentów Tarczy.
Byłam już mocno ranna, ale wielu zginęło z mojej ręki kiedy postanowiłam uciec. Wokół mnie wybuchały kawałki lotniskopterów, a ja czekałam na dobry moment aby skoczyć do wody, Pierce nie żył za to Fury tak, dzisiaj straciłam wiele, ale jeśli będę miała tyle szczęścia to ocalę siebie i zemszczę się na wszystkich. Nadarzyła się okazja i skoczyłam w ciemną toń, uderzyłam w wodę czując ból rozchodzący się po moim poranionym ciele. Wypłynęłam na powierzchnię łapiąc łapczywie powietrze, które zostało boleśnie wyciśnięte z moich płuc podczas uderzenia. Woda była lodowata, jednak wiedziałam, że aby przetrwać muszę ignorować ogarniający mnie ziąb, musiałam płynąć, za wszelką cenę.
Udało mi się dopłynąć do brzegu, na moje szczęście wokół był las, w który wbiegłam. Wokół słyszałam agentów Tarczy szukających zbiegłych. Wiedziałam, że muszę być szybka, musiałam dotrzeć do mojego mieszkania przed Tarczą i zabrać mój awaryjny plecak, który zawsze był gotowy w wypadku takiej właśnie sytuacji. Nawet się nie zorientowałam kiedy wybiegłam na ulicę. Z naprzeciwka jechał tylko jeden samochód, stary pick-up, skrzywiłam się na jego widok, ale większego wyboru nie miałam i gdy nadarzyła się okazja wskoczyłam mu prosto pod koła modląc się o to, aby jego hamulce były sprawne. Nie przeliczyłam się, mężczyzna zahamował z piskiem opon, a gdy tylko wysiadł powaliłam go na ziemię i sama odjechałam. Miałam lekkie wyrzuty sumienia, mężczyzna wyglądał na emeryta, jednak moja sytuacja była ważniejsza.
Do mieszkania dotarłam w przeciągu pół godziny, okolica wyglądała spokojnie, nawet zbyt spokojnie, co jeszcze bardziej pobudziło moją czujność. Starałam się wyglądać spokojnie, jakby nic się nie stało, jednak mój wygląd na pewno przyciągał uwagę. Nadal byłam mokra, w pośpiechu zapomniałam się przebrać, mając nadzieje, że nie jest jeszcze za późno szybko wbiegłam na klatkę. Moje serce łomotało w piersi, a ja sama czułam, że coś jest nie tak, wyjęłam nóż, ponieważ moja broń nadal była mokra, co uniemożliwiało jej wykorzystanie. Najszybciej, jak tylko mogłam dotarłam do drzwi mojego mieszkania, cicho przystanęłam i zaczęłam nasłuchiwać, ale prócz szczekania psa mojej sąsiadki nic nie słyszałam. Lekko nacisnęłam klamkę, drzwi były zamknięte, poczułam lekką ulgę, ale wiedziałam, że zamknięte drzwi wcale nie oznaczają, że w środku nikogo nie ma. Nie miałam kluczy, więc jedynym możliwym sposobem było włamanie się. Wyłamałam drzwi kopniakiem i weszłam powoli do środka, obeszłam wszystkie pomieszczenia, po czym rzuciłam się do szafy. Miałam mało czasu, ale musiałam się przebrać w suche ubrania, dziewczyna w obcisłym i nadal mokrym kombinezonie przyciągała zbyt wiele uwagi. Wybrałam na szybko spodnie, T-shirt, buty i bejsbolówkę. Plecak zarzuciłam na ramiona i już miałam wychodzić kiedy rozbijając szybę do pokoju wleciał granat dymny. Zasłoniłam nos, ale wiedziałam, że Tarcza już tu jest i nie obędzie się bez walki.
Dym w pokoju gęstniał, a ja postanowiłam walczyć, miałam szansę uciec, ale wściekłość, która wróciła ze zdwojoną mocą, kazała mi walczyć. Moja zapasowa broń, którą włożyłam za pasek, magicznie znalazła się w moich rękach, a ja dusząc się dymem i ledwie widząc, biegłam na oślep. Pomimo bólu, którym moje ciało pulsowało, nie poddawałam się. Wbiegłam w gąszcz agentów, którzy ewidentnie się tego nie spodziewali, zamarli, co doskonale wykorzystałam podcinając gardła dwóm z nich. Do zabicia jeszcze 6. Ocknęli się i zaczęła się prawdziwa walka, czułam uderzenia w moje poranione ciało, ale adrenalina pozwoliła mi zapomnieć o bólu, a skupić się na walce. Agenci padali jeden po drugim, ale wciąż i wciąż ich napływało. Musiałam uciec, już nie było wyjścia. Rzuciłam się na okno w kuchni, na przeciwko którego znajdował się dach kolejnego budynku. Szybę rozbiłam własnym ciałem, a lądując na twardej powierzchni poczułam eksplozję bólu, mimo wszystko podniosłam się i pobiegłam w stronę schodów przeciwpożarowych próbując ignorować odłamki dachu, które rozbryzgiwały się wokół mnie przez kule agentów, którzy próbowali mnie trafić. Zbiegłam po schodach, czując jak adrenalina coraz słabiej pulsuje mi w żyłach. Po raz kolejny wbiegłam na ulicę, ledwie unikając zderzenia z pojazdem, wyrzuciłam z niego tym razem młodą kobietę i sama wcisnęłam pedał gazu. Agenci już nie strzelali, było tutaj zbyt dużo cywilów, za co po cichu dziękowałam. Ból powoli stawał się zbyt silny. Moim celem na teraz było wydostać z miasta i zaszyć w jakimś lesie, wylizać rany i wrócić do akcji zemsty w wielkim stylu.
CZYTASZ
Assassins from Hydra
FanfictionNa początku było nas dwanaście, ćwiczyłyśmy razem, przyjaźniłyśmy się, walczyłyśmy ramię w ramię dopóki nie dowiedziałyśmy się, że musimy walczyć przeciwko sobie, a co miesiąc jedna z nas umrze w walce o to, która z nas jest lepsza, byłyśmy przerażo...