Rozdział 22 - 31 - 30 dni do dnia zero

28 1 0
                                    

Sail among liars

Blame the deniers

If history is dead and gone

Then how did we get here, my God?


Oparta o ścianę nasłuchiwałam każdego, nawet najcichszego dźwięku. Serce waliło mi w piersi, a oddech był urywany, nie tylko z powodu stresu, ale również z bólu, który odzywał się przy każdym wdechu, przeszywając całe ciało. Wciąż kręciło mi się w głowie i pewnie gdyby nie adrenalina w krwi, to bym leżała na podłodze, nie podejmując nawet najmniejszego ruchu. Podziwiałam samą siebie, że w ogóle dawałam radę stać i chodzić. Wciąż bolało, ale ten ból stał się przytłumiony, jakby stał za ścianą i czekał na odpowiedni sygnał, by uderzyć.

Abym tylko dała radę znieść walkę i ucieczkę. Później już będzie z górki.

W końcu na korytarzu rozległ się szelest zbliżających się kroków, coraz głośniejszych z każdą sekundą. Mocniej ścisnęłam rączkę noża, który ukradłam jednemu z mężczyzn, którzy mnie torturowali.

Klucz przekręcił się w zamku z cichym kliknięciem i zaraz po tym otworzyły się drzwi. W tym samym ja uderzyłam mężczyznę w podbródek, potem łokciem w brzuch, a na koniec głową o ścianę. Taca z jedzeniem poleciała z łoskotem na podłogę, a on padł nieprzytomny na podłogę. Zostawiłam go tak, biorąc klucz z jego ręki, aby zamknąć drzwi. Chciałam ograniczyć straty śmiertelne w przeciwnikach, chociaż wiedziałam, że w pewnym momencie nie dam rady.

Powoli podążyłam długim, lecz pustym i cichym korytarzem, jednocześnie nasłuchując możliwych przeciwników. Nie miałam tyle szczęścia w życiu, by mogło mi to pójść tak łatwo.

W pewnym momencie tego spaceru zaczęłam rozpoznawać miejsce. Był to stary, opuszczony, częściowo zniszczony magazyn, kilka kilometrów za miastem. Gdyby udało mi się zdobyć samochód, mogłam bez problemu wrócić do domu.

Przez jedno ze zniszczonych okien widziałam rozgwieżdżone niebo i śnieg leżący na ziemi, więcej niż było go, gdy byłam ostatni raz na zewnątrz. A także samochód. Teraz wystarczyło tylko znaleźć jego właściciela.

Głośne śmiechy i krzyki od razu odwróciły moją uwagę od widoku. Dochodziły z jednego z pomieszczeń po lewej stronie. Zbliżyłam się, ostrożnie zaglądając do środka. Trójka mężczyzn grających w karty i pijących wódkę. Gdyby Carol wiedziała, że jej pracownicy tak pilnują więźnia, pewnie sama osobiście by ich ukatrupiła. Niech zna moją życzliwość, zrobię to za nią. Pijani i rozproszeni byli dużo łatwiejszym celem.

Pokój oświetlała tylko pojedyncza świeczka na stole, kąty pomieszczenia tonęły w cieniu, w których nietrudno było się ukryć.

Dokładniej przyjrzałam się im twarzom. Dwójka z nich to byli ci sami mężczyźni, którzy przez dobre kilka godzin znęcali się nade mną. Trzeciego też pamiętałam — stał pod ścianą i z satysfakcją patrzył na rozgrywającą się scenę, dobijając mnie słowami.

Zatem tutaj nie było miejsca na litość.

Przekalkulowałam swoje szanse, planując ruchy jak an rozgrywce szachów. Trzy na jedną, na dodatek pokaleczoną, głodną, zmęczoną i najpewniej na adrenalinie. Przygryzłam suchą wargę, rozważając kolejne posunięcia, mniej lub bardziej dla mnie korzystne. W końcu wybrałam jedno z nich, wiedząc, że nie mam dużo czasu. Zaraz któryś z nich na pewno zauważy, że ich czwarty towarzysz jeszcze nie wrócił.

Million Dollar ManOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz