Rozdział 26 - 21 dni do dnia zero

25 1 0
                                        

Just wrap me in your arms, in your arms

I don't wanna be nowhere else

Take me from the dark, from the dark

I ain't gonna make it myself

Put your arms around me

Let your love surround me

I am lost

I am lost


Każdy kolejny dzień spędzony z Carrowayem, w zapachu jego perfum i z uważnym wzrokiem na mojej postaci za każdym razem, jak tylko wchodziłam do jego gabinetu, przyprawiał mnie o mdłości. Nie pomagał również rosnący w środku stres, gdy mijały dni, a ja wciąż nie miałam nic z tego, co chciałam zrobić. Towarzyszyłam mu przy każdy spotkaniu, nawet tych na mieście. Byłam jak piesek, zawsze przy jego nodze.

Gdy minął pierwszy tydzień i zostało tylko kilka dni naszej współpracy, postanowiłam zaimprowizować, bo tylko to mi zostało w tamtym momencie.

Gdy wyszliśmy z ostatniego w tym tygodniu spotkania, zapytałam:

— Podrzucisz mnie do biura? Mam samochód tam na parkingu i wydaje mi się, że... — Udałam, że szukam czegoś intensywnie w torebce. — I chyba zostawiłam też na biurku papiery, które prosiłeś mnie o uzupełnienie. I kalendarz chyba też, cholera go mać.

— Nie przystoi takiej damie przeklinać — zauważył, cmokając. Mało nie przewróciłam oczami na tę uwagę.

— Czasem sytuacja wymaga. To podrzucisz?

Spojrzał na mnie uważnie i westchnął.

— Podrzucę — powiedział, od widocznego niechcenia. Wiedziałam, że mu się śpieszy ze względu na jakieś prywatne spotkanie, w którym już nie było dozwolone mi uczestniczyć, stąd też miałam pewność, że będę miała czas przeszukać jego biuro. Zwłaszcza że nikt inny oprócz mnie nie miał tam wstępu. — Wiedz, że dbam o swoich pracowników.

Tym razem już nie potrafiłam się powstrzymać od przewrócenia oczami. Jakbym była ślepa i nie widziała, co takiego się tam dzieje.

Owszem, Blake był czarujący i szarmancki. Oczarowywał każdego klienta ładnymi słówkami, pół szczerymi obietnicami i z pozoru autentycznym spojrzeniem. Jednakże za tą przystojną mimo wieku fasadą, kryło się prawdziwe zepsucie. Jego głowa była zawsze wysoko i to w nie do końca dobrym tego słowa znaczeniu. Patrzył na każdego z góry, zwłaszcza na kobiety. Z tego, co zaobserwowałam, to żadna z nich nie była na wyższym stanowisku, niż asystentka, a i wtedy nie była to najlepsza rzecz, jaka mogła się jej wydarzyć. Wielu męskich pracowników traktowało swoje asystentki jak przedmioty, posuwając się do nieprzyzwoitych gestów, a wszystko to za przyzwoleniem, a nawet wręcz uznaniem, Blake'a.

Zepsuty człowiek na czele równie nadpsutego zarządu, prowadzący zmierzającą ku upadkowi firmę. Dlatego też tak bardzo zależało mu na wygranym przetargu — przynosił ogromne zyski i wielu klientów, stanowił więc koło ratunkowe.

Carroway wysadził mnie bez słowa pod budynkiem i gdy tylko wysiadłam, ruszył z piskiem opon.

W środku, ze względu na już naprawdę późną porę, nie było już nikogo. Pozdrowiłam ochroniarz, jedyną życzliwą osobę tutaj i szybkim krokiem ruszyłam na wyższe piętro do gabinetu.

Million Dollar ManOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz