Rozdział 42

642 45 1
                                    

Następnego dnia wstałam o dziesiątej. Prawdę mówiąc nie wiedziałam co mogłabym robić. W hotelowym pokoju było strasznie nudno, więc postanowiłam pójść na spacer. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w zwykłe czarne legginsy i dużą szarą bluzę. Poprawiłam lekko brwi i wytuszowałam rzęsy, a włosy związałam w koka. Wzięłam telefon, słuchawki oraz okulary przeciwsłoneczne.

W całym Hayes było kilka miejsc do których udawałam się, aby spędzić sama czas. Tym razem musiałam jednak wydostać się z hotelu niezauważona, a to było dość trudne wyzwanie. Podeszłam do pracownicy, którą spotkałam praktycznie od razu po wyjściu z windy i poprosiłam ją, by pozwoliła mi wyjść przez kuchnie. Kobieta zgodziła się po krótkich namowach, a ja spokojnie wyszłam z budynku.

Włączyłam muzykę i zaczęłam iść w kierunku lasu. Po drodze minęłam kilku ludzi, ale nie zwrócili na mnie za bardzo uwagi, co działało tylko na moją korzyść. Gdy byłam na miejscu musiałam przejść przez zarośla, aby wyjść na polane. Na jej środku było kilka ogromnych, płaskich kamieni, które były ułożone obok siebie. Zawsze gdy tu przychodziłam kładłam się na nich i wpatrywałam w chmury.

To miejsce odkryłam jak miałam jakieś czternaście lat. Szczerze mówiąc to nawet nie pamiętałam jakim cudem. Najprawdopodobniej też wybrałam się na spacer, a byłam osobą, która kocha zapach lasu, więc znalazłam się tu. Przeleżałam na tych kamieniach i wgapiałam się w chmury praktycznie do momentu, w którym mój telefon nie zaczął dzwonić. Rodzice kazali mi wtedy wracać do domu, a ja niechętnie opuściłam to miejsce. Oczywiście nie na zawsze. W czasie wakacji i gdy było cieplej przychodziłam tutaj jeśli miałam jakiś problem bądź chciałam pobyć sama.

Pogoda w Anglii znaczenie różniła się od tej w Los Angeles. Tutaj przez większość roku było ponuro, słońce chowało się za chmurami i bardzo często padało, a tam wręcz odwrotnie. W LA zawsze świeciło słońce, a deszcz padał raz na jakiś czas. Teraz jednak na niebie było mnóstwo jasnych chmur, a słońce grzało dość mocno.

Nie wiem ile tak leżałam, ale postanowiłam już wracać do hotelu. Gdy wyszłam już na prostą drogę wyłączyłam muzykę z myślą, aby zadzwonić do pizzerii, którą miałam mijać, by zamówić pizze. Była już prawie trzecia po południu, więc pomyślałam, że to będzie idealny moment na obiad. Mój plan jednak musiał chwilę poczekać, bo w tym momencie zadzwonił do mnie Louis.

- Halo? – powiedziałam od razu po odebraniu

- Layla? – zmarszczyłam brwi

- No a kto inny? Coś się stało?

- Chłopaki! Layla odebrała! – chłopak wydarł się, a ja oddaliłam trochę telefon od ucha

- Nie krzycz tak, co jest?

- Co jest?! Jak to co jest?! – usłyszałam głos mojego starszego brata – Dzwonimy od ciebie od pieprzonych dwóch godzin!

- Musiałam nie mieć zasięgu – przewróciłam oczami

- Ja zaraz nie wytrzymam. Gdzie ty jesteś?

- Niedługo będę, wyszłam na spacer – wywróciłam oczami – porozmawiamy jak przyjdę.

- La... – Harry chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo się rozłączyłam

Wiedziałam, że zaraz zadzwoni znowu, więc czym prędzej wybrałam numer do pizzerii. Po chwili zamówienie było złożone, a ja kierowałam się do lokalu, żeby móc je odebrać. Gdy byłam w środku, usiadłam jak najdalej wejścia i zaczęłam przeglądać Instagrama. Zauważyłam, że Kylie jest aktywna, więc do niej napisałam. Cała rodzina Kardashian-Jenner była w trakcie nagrywania kolejnego sezonu Keeping Up with the Kardashians. Umówiłam się z dziewczyną, że odwiedzę ich trzy dni przed wyruszeniem w trasę. Pisałyśmy jeszcze przez chwilę, ale dziewczyna musiała coś zrobić, a moja pizza była już gotowa. Wyszłam z lokalu z czterema pudełkami ciepłej pizzy i skierowałam się w stronę hotelu.

That's my brother H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz