[#03] MAGIA CIERPIEŃ.

179 16 3
                                    


Eirene. Istota w zwyczaju tak samotna, że po pewnym czasie matka natura zauważyła jej cierpienie i powierzyła pod opiekę las. Ta sama Eirene, która władała drugim najsilniejszym żywiołem - Ziemią, i ta sama która uczyła się władać żywiołem Eteru.

Ta sama Eirene, która właśnie prowadziła dyskusję w swojej głowie ze swoją ciotką - królową lasów północy, Khloris. Jaki zbieg okoliczności, nieprawdaż? Straciła przytomność akurat, gdy Khloris pojawiła się w zamku.

– Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci - zapomną. Nie łudźmy się, Rene, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce*– Swój wywód zaczęła Królowa, spoglądając sceptycznie na gwiazdy. Siedziała właśnie obok swojej uczennicy, którą wyjątkowo ceniła, mimo wielu jej wad.

– Na świecie nie ma pustych miejsc. Tam w rogu dalej jest jakaś bakteria, jakiś mały robak, jakiś cień światła który dalej istnieje. Nie możliwe jest przebywanie w zwykłym niczym, Królowo. Nawet gdybyśmy bardzo chcieli to nie znikniemy magicznie ze świata. Przebywając w pustce dalej w czymś przebywamy, bo jest tam próżnia – Zetknęła sceptycznie na starszą, przyglądając się jej i jej mimice. Królowa Khloris zawsze była chodząca zagadką - nikt, nie licząc Gai, nie wiedział o jej przeszłości nic.

Sama Khloris posiadała zdolność przepowiadania przyszłości. Może i cała ta moc brzmiała niezwykle, ale przynosiła ze sobą ataki migreny i ból serca. Te drugie było zazwyczaj spowodowane nie samą umiejętnością, a tym, że niektóre z wizji przyszłości były niezwykle raniące.

W jej umyśle właśnie pojawiło się... coś Jedynym odgłosem jaki była w stanie zidentyfikować był płacz i znajomy głos, który mówił coś w stylu...

"To ja byłam problemem."

Po chwili przed jej oczami ukazała się jej uczennica, zapłakana, wpuszczona tu przez strażników. W miejscu, gdzie było serce była widoczna dziura, jakby... Ktoś ją postrzelił lub próbował uleczyć z jakiejś przypadłości.

Nie minęło kilka sekund, a Khloris potrząsnęła głową i spojrzała zmartwiona na fioletowowłosą. Jej dłoń sięgnęła w stronę jej ramienia, aby następnie delikatnie zacisnąć palce na obojczyku dziewczyny i spojrzeć w dal.

– Twój czas się zbliża, Eirene – Szepnęła. Nie chciała mówić jej nic więcej, bo wiedziała że losu nie da się oszukać, ale... Bolało ją to, że będzie musiała patrzeć na śmierć własnej siostrzenicy.

– Nie chcę umierać, Khloris – Odpowiedziała jej zupełnie beztroskim tonem, śmiejąc się pod nosem i zwracając uwagę na kilka ptaków, które właśnie nad nimi przelatywały. – Mojry mówią, że nie doznałam jeszcze prawdziwego cierpienia. Jeśli go doznam, to prawdopodobnie dopiero wtedy pozwolą mi umrzeć w spokoju.

Na dole (dokładniej na Ziemi), Technoblade dalej przemierzał w spokoju bagna, a zarysy wioski na horyzoncie stawały się z każdym przebytym metrem wyraźniejsze. Ciało dziewczyny co i rusz opadało na to lewą stronę, to na prawą, jakby chciała uciec z jego uścisku.

Kilka parsknięć konia, skoków, przeklinania na pszczoły które akurat mijał Techno i koń powoli wjeżdżał do wioski, witając niektórych zwykłym skinięciem głowy. Szybko przemierzał drogi nie zawieszając na niczym wzroku zbyt długo. Jego celem było obecnie dotarcie do siedziby władców jak najszybciej.

Nie wiedział czemu się tak śpieszył, skoro gdzieś świtała mu myśl, że dziewczyna dalej żyła i raczej miała się dobrze. Jej miarowy oddech wyraźnie uspokajał wojownika, który - po dłuższej chwili nie słyszenia żadnego dźwięku wydawanego przez nimfę (nimfę, bo tak ją nazwał) był bliski zejściu na zawał.

W teorii nie powinien się nią tak przejmować, ale mimo to co jakiś czas i tak uśmiechał się pod nosem spoglądając na nią. Nie wiedział co go do niej tak ciągnęło. Może fioletowe włosy, które były wyjątkowo podobnej długości co do jego włosów? A może oczy, których koloru był tak zaciekawiony, że prawie zatrzymał się w środku lasu i chciał je "otworzyć"?

Dopiero po tych rozmyślaniach Techno zdał sobie sprawę, że krąży w kółko siedziby władz tylko dlatego, że jego zirytowany koń odmówił posłuszeństwa, gdy właściciel chciał jechać dalej. Akurat to dość... Śmieszne. Kolejna sytuacja w której okazało się, że czasem zwierzęta potrafią być inteligentniejsze od ludzi. Chociaż, człowiek też zwierzę, nie? Może lepiej było powiedzieć "inne zwierzęta"...

Ostatecznie westchnął jedynie pod nosem, słysząc jak głosy zaczynają go popędzać. Zeskoczył więc pierwszy z konia, aby następnie delikatnie podnieść czarodziejkę i zdjąć ją. Następnie równie delikatnie złapał ją w stylu panny młodej. W jego umyśle krążyło jedno pytanie, a mianowicie czy powinien był tak robić?

Heh.

Po chwili namysłu ruszył jednak w stronę wejścia do budynku, spoglądając sceptycznie na konia, jakby chciał powiedzieć że mu nie ufa. Kto wie czy nie urządzi sobie jakiegoś spacerku po mieście?

Wypuścił powietrze z ust ze świstem, mamrocząc coś o tym jak bardzo nienawidzi tego świata i ludzi na nim żyjących, aby później przeskoczyć kilka schodków, otworzyć drzwi i znaleźć się w środku.

Beżowe ściany, na których wisiało kilka obrazów pasowały do równie brązowych kanap stojących w rogu pomieszczenia. Kilka roślin, które znalazły swoje miejsce na parapecie okna w doniczce wyglądały jakby nie zostały podlane od dawna. Wypadałoby je chociaż podlać, czy to tak wiele...

Skrzywił się delikatnie na myśl o osobach pracujących w tym miejscu i tym, co robili. Niezbyt popierał ich działania, ale jako jeden z tych "lepszych" wojowników co jakiś czas musiał mówić o tym, jak to oni dobrze robią, jak dobrze działają na L'manburg i wiele innych rzeczy, które nie były prawdą.

Sam tak naprawdę już wiele razy chciał brać nogi za pas i wynosić się z tego miejsca, ale powstrzymywała go tylko jego rodzina. Philza jako ojciec Techno nie chciał go nigdzie wypuścić. Mimo to i tak wiedział, że prędzej czy później będzie musiał puścić syna i spoglądając jak się oddala.

Bo i on kiedyś umrze, czyż nie? A z pewnością nie zwiedził tyle świata co Philza, który co jakiś czas musi rozprostować skrzydła.

Jeju, wybaczcie za taką przerwę, ale nie miałam kompletnie weny xD W zamian za to macie rozdział z prawie tysiącem słów!

Swoją drogą cholernie chciałabym podziękować wam za blisko 150 wyświetleń i 31 gwiazdek. Nawet nie wiecie jak wiele dla mnie to znaczy! Zaczynając pisać tą książkę nigdy nie sądziłam, że zajdę aż tak daleko, a to dopiero trzeci rozdział, nie licząc prologu...

Pamiętajcie, że życie to tylko fikcja, którą wy układacie i możecie poprowadzić jak tylko chcecie, bo to fikcja. Trzymajcie się ciepło i proszę, trzaskajcie mi garnkiem po łbie jak nie wstawię przez cztery dni rozdziału!

Ilość słów: 1083 (z dopiskiem, bo bez już mi się nie chce liczyć)

𝑼𝑵𝑰𝑽𝑬𝑹𝑺𝑬, 𝑡𝑒𝑐ℎ𝑛𝑜𝑏𝑙𝑎𝑑𝑒. (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz