Part 1

1.3K 74 13
                                    

Otarłam łzy z policzków. Wybiegając z pokoju w błyskawicznym tempie, prawie potknęłam się o własne nogi. Strange wiedział, a przynajmniej przypuszczał gdzie idę. Nie zatrzymywał mnie, przepuścił i nie odzywając się odprowadził wzrokiem. Może bał się cokolwiek powiedzieć widząc, że jestem na skraju załamania nerwowego. Zresztą tak było nawet nie tylko wtedy. Od miesięcy byłam kłębkiem nerwów. Potrafiłam się śmiać a po chwili wybuchać płaczem. Nie przypuszczałam, że po JEGO zniknięciu będzie mi tak ciężko, a każdy kolejny dzień będzie sprawiać jeszcze większy ból. Miałam nadzieję, że to minie i to tylko tymczasowe. Przez kilka dni nawet tak było. Jednak gdy zaczął pojawiać się w moich snach było gorzej niż wcześniej..

Wydawał się taki realny. Czułam się jakby nigdy nie zniknął. Chciałam wtedy spać wiecznie, bo tylko w snach mogłam go mieć przy sobie. Gdy powiedziałam o tym Rogersowi stwierdził, że to błędne koło i powiedział o tym Tonemu. Z początku byłam na niego niesamowicie zła, ale po czasie zrozumiałam, że chciał dobrze. Wszyscy tylko chcieli dobrze.

Zresztą Steve był dla mnie dużym oparciem. Po JEGO wyjeździe blondyn poczuł się zobligowany mi pomóc. Z początku nie opuszczał mnie na krok myśląc, że zrobię jakąś głupotę a on będzie mnie miał na sumieniu. Zawsze był gdy zasypiałam i budziłam się. Jadał ze mną śniadania, obiady i kolacje. Zaciągał na treningi i czasami nawet na spacery. Zawsze popierał wszystko mocnym argumentem, że muszę żyć, a on mi pomoże, bo wie jak to jest kogoś stracić. Spędzał ze mną każdą chwilę a ja po czasie czułam się winna, że zabieram mu tak wiele czasu. Gdy prosiłam, aby chociaż raz wyszedł z kimś innym, kręcił nosem. Wiele mu zawdzięczam. Właściwie to zawdzięczam mu to, że chociaż w czterdziestu procentach wróciłam do świata żywych.

Czułam jak cały gniew we mnie wzbiera gdy szłam długim holem. Kręciło mi się w głowie przez cały natłok myśli. Miałam ochotę rozerwać Tonego na małe kawałki. Wiedział o wszystkim a przez tyle miesięcy nie odezwał się nawet słowem. Patrzył jak cierpię, jak zadręczam się każdego dnia wmawiając sobie, że to wszystko to moja wina. A on po prostu o wszystkim wiedział.

W oddali widziałam już duże szare drzwi prowadzące do salonu. Popchnęłam je odrobinę za mocno przez co huk rozniósł się po całym pomieszczeniu. Kilkoro avengersów uniosło na mnie wzrok. Natasha opierała się o blat kuchenny popijając coś z puszki. Była zaskoczona moim widokiem, zazwyczaj unikałam konfrontacji z tak dużą ilością osób, obracając się w jednoosobowym gronie. Thor siedząc na kanapie i bawiąc swoimi palcami otworzył szerzej oczy gdy jego wzrok spotkał się z moim. Bruce i Clint nawet nie przejęli się zbytnio moją obecnością. Raczej im przeszkadzałam od dłuższego czasu. Nawet nie dlatego, że coś im zrobiłam, a raczej dlatego, że istniałam a Tony skupiał się jedynie na mnie. Gdybym tylko znała całą prawdę to nie chciałabym od niego nic.

Rozglądałam się szukają osoby, na którą miałam zamiar nakrzyczeć. Powiedzieć mu jak bardzo go nienawidzę oraz uwzględnić, że jest egoistom. O niczym więcej nie myślałam.

-Gdzie on jest?! - Mówiłam praktycznie krzykiem.

Kapitan uniósł głowę znad kartek papieru i popatrzył na mnie zmieszany. Raczej nie spodziewał się mnie tam o tej porze. Popatrzył na zegar ścienny. Moja "terapia" powinna jeszcze trwać, dlatego zmarszczki na jego czole pojawiły się tak szybko.

Poruszył się nieznacznie na krześle. Dokładnie wiedział o kogo pytam. Wzrokiem zjechał na moją trzęsąca się rękę, w której zaciskałam list. Kiwnął głową w stronę gdzie mieścił się jego gabinet. Ruszyłam w stronę, którą mi wskazał. Słyszałam czyjeś kroki towarzyszące mi. Nagle ktoś pociągnął mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.

-Uspokój się. - Blondyn nadal trzymał mój nadgarstek.

-Wiedziałeś? - Wyrwałam się z jego uścisku.

Nie odezwał się a odsunął o dwa korki zwiększając dystans między nami.

-Wiedziałeś, kurwa wiedziałeś! - Wyrzuciłam ręce w górę.

Serce mi przyśpieszyło i czułam jak podchodzi mi prawie do gardła. Uciekał wzrokiem, bał się mi spojrzeć prosto w oczy.

-Wiedziałeś, że wyjedzie? - Zacisnęłam mocniej zęby, żeby się nie rozpłakać.

Znów nic nie odpowiedział. Westchnął głęboko zakładając ręce na klatce piersiowej.

-Ty pieprzony dupku!

Uderzyłam go z pięści w klatkę piersiową, lecz szybko tego pożałowałam. Syknęłam czując jak palce mi pulsują.

-Wszystko okej? - Zmarszczył czoło.

-Nie zbliżaj się do mnie! - Wygroziłam mu palcem gdy chciał do mnie podejść. - Nic nie jest okej. Przez ten cały czas byłeś przy mnie i nic się nie odezwałeś. Wiedziałeś o wszystkim i pozwoliłeś mu odejść! Był twoim przyjacielem..

-Nadal nim jest. - Blondyn chwycił mnie za ramię, lecz szybko strąciłam jego rękę.

-Masz z nim kontakt?!

Czułam jak tracę powoli grunt pod nogami. Wszystko dookoła zaczęło wirować a ja sama musiałam oprzeć się o ścianę aby nie zemdleć.

-Tak. - Odpowiedział prawie szeptem.

-Ty choler...

-Poczekaj. - Przerwał mi. - Wiem, że jesteś zła i zasługujesz na wyjaśnienia. Bucky kochał cię, nawet za bardzo, dlatego odszedł.

-Nie prawda. - Mówiłam przez zęby. - Gdyby mnie kochał szczerze, nie zostawiłby mnie.

Łzy cisnęły się na oczy. Moje policzki zaczęły się czerwienić a list, który mi po nim został, jedyne co mi po nim zostało, prawie zgniotłam w rękach.

-Kłamiesz. - Wysyczałam. - Wy wszyscy kłamiecie, oszukiwaliście mnie ten cały czas. - Pociągnęłam nosem. - Dwa miesiące temu powiedzieliście mi, że nie żyje.

Słowa, które wypowiedziałam łamały mi serce. Wiedziałam jednak, że Rogers robi mi próżną nadzieję i mówi to tylko dla tego abym się uspokoiła.

-Co? - Zmarszczył brwi. - O czym ty mówisz.

Wyglądał na zaskoczonego, ale wiedziałam, że i teraz kłamie.

-Tony powiedział, że Bucky nie żyje.

-Nic mi o tym nie mówiłaś. Nie mówiłaś, że Stark ci coś takiego powiedział. - Położył ręce na moich ramionach.

-Chodziłeś przybity, myślałam, że też ci ciężko więc nie ruszałam tego tematu. - Jego szczęka mocno się zacisnęła.

Blondyn potrząsnął głową i wyrwał w stronę pokoju Tonego. Był zdenerwowany. Zacisnął mocno ręce, tak, że jego knykcie zrobiły się białe. Ruszyłam za nim.

Pociągnął mocno za klamkę i bez zbędnego pukania wszedł do środka.

-Coś ty jej powiedział?! - Podszedł bliżej Tonego.

-Dzień dobry Cap. - Wstał z krzesła wkładając ręce do kieszeni. - Dzień dobry Hope.

-Daruj sobie. - Steve cały się spiął. - Co jej powiedziałeś?

Stark patrzył na moją zapłakaną i popuchniętą twarz. Pokręcił głową i spojrzał za okno. Ukrywał coś. On wiedział więcej niż mi się wydawało. Przez tyle miesięcy siedział cicho, zbywając mnie gdy pytałam o Jamesa. Perfidnie kłamał, bez żadnych skrupułów mówił mi kłamstwa prosto w oczy. Jednak czemu posunął się do tego, aby wmówić mi, że James nie żyje.

-Hope możesz wyjść? - Tony nadal nie raczył odwrócić się w naszą stronę.

-Ona zostaje. - Powiedział stanowczo Rogers. - Ma poznać prawdę.

Steve wiele dla mnie zrobił, ale jeszcze nigdy wcześniej nie sprzeciwił się Tonemu. Zawsze robił wszystko, aby go zadowolić i nigdy nie działał bez jego zgody. Nawet głupie wyjście ze mną poza budynek musiało być z nim konsultowane.

Miliarder odwrócił się i ze zdziwieniem w oczach patrzył na chłopaka nerwowo ruszającego nogą. Przez chwilę milczał próbując najprawdopodobniej zbyć nas wzrokiem. Jak bardzo rozczarowany musiał być gdy nadal staliśmy w jego gabinecie oczekując rozmowy.

-No dobrze. - Wzruszył ramionami. - Co chcecie wiedzieć.

-Masz tupet Stark. - Burknął Steve.

Pokiwałam jedynie przecząco głową do blondyna, aby dać mu do zrozumienia, że to ja będę mówić. Bezsensowne rzucanie wyzwiskami w swoje strony nie miało żadnego większego sensu w tamtym momencie.

-Co to jest? - Położyłam na jego biurku kartkę.

-Podejrzewam, że list, po nagłówku sądzę, że zaadresowany do ciebie. - Prychnął.

-Jesteś skurwysynem. - Jego arogancja zaczęła działać mi na nerwy. - Miałeś to cały czas. Wiedziałeś o tym. Wy wszyscy kurwa wiedzieliście. - Kapitan wbił wzrok w podłogę. - Kłamaliście mi w żywe oczy. - Całkowicie zażenowana ich zachowaniem kiwałam głową. - A ty? - Znów zwróciłam się do Starka. - Powiedziałeś mi, że nie żyje. Wiesz przez co przechodziłam? - Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka. - A teraz Steve mówi mi, że on żyje i ma z nim kontakt!

Oddychałam ciężko gdy furia zalewała mnie całą. On jak gdyby nigdy nic patrzył na mnie. Nie czuł wyrzutów sumienia. Jego wzrok był pusty, pusty jak ja. Myślałam, że nic już nie jest wstanie mnie złamać i przeżyłam najgorsze. Nawet nie zdawałam sobie wtedy sprawy w jak wielkim błędzie byłam.

-Powiesz coś? - Na mojej twarzy pojawił się grymas.

-A co chcesz usłyszeć? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.

-No nie wiem. - Nerwowo ruszałam rękami. - Może prawdę. O ile wiesz jeszcze jak to jest mówić prawdę.

Odsunął obrotowe krzesło i zasiadł za biurkiem. Wziął list w dłonie i dokładnie czytał każdy wyraz napisany prze NIEGO.

-Zapłaciłem mu, żeby wyjechał. - Oparł się o fotel.

Błagałam wtedy o to żebym się przesłyszała a to co powiedział to kolejne kłamstwo. Spojrzałam na blondyna, który nie ukrywał zażenowania.

-Steve? - Wiedziałam, że on nie umie kłamać.

Nie popatrzył na mnie, pokiwał głową na potwierdzenie słów Tonego.

-Ale na usprawiedliwienie twojego kochasia.. - Tony zaczął. - nie wziął tych pieniędzy.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Z każdą sekundą obrzydzał mnie bardziej. Nie przypuszczałam, że był wstanie posunąć się do czegoś takiego.

-Dobra trochę mu zagroziłem. Po jego ostatnich wybrykach i tym jak nieprzytomna leżałaś na łóżku odbyłem z nim rozmowę. Może faktycznie podszedłem do niego za ostro, ale koniec końców zrozumiał przekaz i wyjechał. - Wstał i oddał list w moje ręce. - A Steve niestety musiał wszystko zaprzepaścić.

-Zaprzepaścić? - Nie dowierzałam. - Ty jebany skurwysynie.

-Wyrażaj się młoda damo. Trochę szacunku do osoby, która dała ci tak wiele. - Zmarszczył brwi.

-Wolałabym nic od ciebie nie dostać. Dla mnie w tym momencie jesteś martwy.

Odwróciłam się a wychodząc zamknęłam za sobą drzwi z taką siłą, że wszyscy w budynku to słyszeli. Zagryzłam mocno wargę, aby skupić się tylko na tym, aby się nie rozpłakać. Na nic jednak to się zdało, bo już po chwili łzy lały się po moich policzkach strumieniami. Rozczochrałam moje włosy, aby przykryły twarz. Spuściłam głowę i naciągając kaptur ruszyłam w kierunku mojego pokoju. Wiedziałam co muszę zrobić oraz, że zrobię to bez niczyjej pomocy.

-Hope! Poczekaj!






*Czekałam na powrót z drugą częścią tak długo..*

Dear Love || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz