Powrót

503 31 2
                                    

Pięć lat później.

Od tego czasu Czkawka nigdy nie zainteresował się nawet skrzywdzeniem smoka, jego wynalazki były niegroźne dla nikogo, no oprócz paru broni które wykonał dla obrony własnej, ale i tak nie kwapił się by je wykorzystać. Nie chciał by go zauważono, przestał tego chcieć, przestał od kiedy spotkał smoka, którego nazwał Szczerbatkiem.

Ze smoczego szkolenia zwiał prawdę powiedziawszy, ale nikogo to raczej nie obchodziło. Nie chciał też wzbudzać podejrzeń, dlatego pracował w kuźni przy atakach i, wcale nie specjalnie, tak bardzo guzdrał się z naprawą broni.

Od tamtego momentu stał się bardzo cichy, za to w głowie przeplatało się więcej barw. Ale wspomnienia zaczynały się powoli zamazywać, a od tamtego czasu nie było słychać świstu Nocnej Furii, nie było aż do teraz. Zbliżał się środek jesieni, zapowiadającej srogą, pełną śniegu zimę, kiedy mieszkańcy Berk na nowo usłyszeli budzący grozę świst.

Tylko szatyn miał nieodgadnioną minę.. Coś mu nie pasowało, świst był jakby.. Zniekształcony?

A potem dziesiątki ryków, smoki zaczęły swój atak na nowo. Szatyn jak w zwolnionym tempie naprawiał broń i oddawał je w okienku.

~ Znów ten świst.. ~ Nie powstrzymywał się już, wybiegł. Jego wspomnienia odżyły na nowo.

Zauważył jak jakiś wiking celuje w smoka na niebie, złapał kamień i cisnął nim w Koszmara Pomocnika, ten odwrócił się do niego i zaczął go gonić, Czkawka z krzykiem wpadł na wikinga który celował w (Jego!) smoka, udało się jednak wystrzelić pocisk. Całe szczęście mężczyzna zajął się bliższym problemem i nie dostrzegł tego jak czarna plama spada w las.

Szatyn pozbierał połamane części mieczy i innego metalowego ustrojstwa, jak ostatnio lubił nazywać ostre przedmioty, jako swoje usprawiedliwienie i ruszył do kuźni. Pyskacz patrzył na niego karcącym wzrokiem, nie przejął tym zbytnio pokazując co mu przyniósł, mina Gbura była jedyna w swoim rodzaju. Spędzili czas w kuźni, aż atak się skończył.

Wtedy wszyscy poszli do domów, a on do lasu. Historia lubi się powtarzać. Przeszeszukał spory jego kawał puszczy i trochę to trwało zanim go znalazł, ale się udało, znowu widział Nocną Furię. Owinięta była cienkim za to bardzo ostrym sznurkiem.

~ Na jaką cholerne ja to kiedyś wymyśliłem?! ~ Klęknął obok smoka, a gad spojrzał na niego, nie miał wątpliwości, to był Szczerbatek. Szybko przeciął liny, smok skoczył, przygniatając go do wilgotnej ziemi, dyszał przy tym ciężko, w amoku próbując się bronić..

— Ciii ciii cichutko, już spokojnie, nic ci nie zrobię. — Powiedział nieświadomie dokładnie to co pięć lat temu, po czym złapał go po obu stronach płaskiego pyska.
Smok przypomniał sobie ich poznanie, pamięta tego człowieka, jego głos i ugięcie łusek pod jego dotykiem. Wcześniej jak przez mgłę.. Ale teraz jego obraz się wyostrzył, poczuł się spokojny, a to czym się zaraził znowu dało o sobie znać. Źrenice z cienkich jak igły sosny, stały się wielkie tak, że prawie nie było widać kwaśnego, zielonego odcienia.

— Więc, ty chory jesteś.. — Pogłaskał go delikatnie, jeździł ręką od czubka głowy do nosa, powtarzając tą czynność parę razy.

— Choć, wezmę cię w bezpieczne miejsce. — Smok nie odniósł tak poważnych obrażeń jak wtedy, jego krótkie za to grube łuski były jedynie poprzecierane, jednak skądś sączyła się krew. Postanowił się tym na razie nie przejmować, zaprowadził go tam gdzie wtedy - do groty w Kruczym Urwisku.

Kiedy smok musiał wskoczyć by znaleźć się na dole, spadł na szatyna przez co słychać było głuche tąpnięcie i wypuszczane powietrze. Smok ważył niemało, to był cud, że nic człowiekowi nie złamał. Czkawka był dość świadomy swojego ciała by wyczówać chociażby najdrobniejsze przesunięcia kości. Smok jednak łasił się do niego i wbijał pazury przednich łap w skórę chłopaka. Myśl jaka zaświtała w jego głowie zdziwiła jego samego, nigdy nie przypuszczał, że ból może być przyjemny.

Nagle jaszczur kichnął na niego klejącym się glutem, który jarzył się i zmieniał kolor.
Zielonooki wziął go trochę na rękę i chciał mu się przyjrzeć, ale wydzielina zaraz się w niego wchłonęła. Szatyn stwierdził, że skoro smok może być tak uroczy, to wszystko może się zdarzyć.

Kiedy wreszcie się spod niego wygramolił i zaprowadził do jaskini, smok za wszelką cenę nie chciał go nigdzie puścić, a jak szatyn tylko się wygrzebał z jego łap, gad spojrzał na niego jakby ten właśnie odebrał mu jedyne szczęście. Chłopak spojrzał na niego rozczulony, przytulił się do gada za co został owinięty łapami, ogonem i skrzydłami. Było mu ciepło, wsłuchał się w nierównomierny oddech smoka przez co szybko zasnął..

Zapach człowieka otulił Furię, która dopiero przy nim czuła się bezpiecznie. Dopiero teraz pozwoliła sobie na prawdziwy sen, nie odczuwając konieczności stałego czuwania i obawy nie tylko o własne życie.

Smoczy Wirus // JWSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz