Leże

303 19 0
                                    

Lecieli, ale nie wiedzieli gdzie. Smok wiedział tyle: lecą w stronę przeciwną do leża. Niestety, nie udało im się to, smok poczuł wzywający ryk i już mało dało się zrobić, gwałtownie zmienił kierunek. Zaczął się miotać w powietrzu, walczyć z tym, ale kolejny, głośniejszy ryk spowodował, że wystrzelił w stronę swojego osobistego piekła. Kucie w czaszce stawało się silne do tego stopnia, że szatyn w ludzkiej formie je czuł. Przylgnął do ciała smoka. Puzle zaczęły wskakiwać na swoje miejsca.

~ Smoki nie jedzą Wikingów, jaków, owiec, nawet kur nie jedzą. Jedzą ryby, albo Gronkle kamienie, a jednak zabierają wszystko. Szczerbatek nie chciał nazwać leża domem, ledwie się przemógł, i zabronił mi o nie pytać, sam się bał.. Nazwał mojego ojca niekontrolowanie Alfą, trzęsąc się i sztywniejąc, odpowiadał na wszystkie jego pytania.. ~ Już wiedział. ~ W mordę trola! To wszystko przez Alfę! ~ Obudził się w nim, nieznany mu dotąd, instynkt przywódczy, kucie ustąpiło z niewiadomej mu przyczyny, a potem się pojawiło o połowę mniejsze. Westchnął.

— Szz.. Rozumiem, spokojnie.. — Poklepał go lekko po głowie, Szczerbatek skupił się teraz na nim, ale ból nie ustał. Lecieli cały czas w tamtą stronę, z nie do końca własnej woli. — Skup się na tym co mówię, musimy tam lecieć, wyda ci się to teraz durne do potęgi, ale musimy coś z tym zrobić. Zgadzasz się? Kiwnij głową jeśli tak. — Skinął głową. — A teraz będę ci pitolić na całego, więc radzę mieć cierpliwości w brud. Pamiętasz, jak spotkaliśmy się pierwszy raz? Pamiętasz, jaki byłem przerażony? A zobacz, pokazałeś mi piękno smoków. Albo ten atak podczas twojego pobytu. Och.. To nie stało się tak dawno temu, a nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczyło. Opowiem Ci to z mojej perspektywy, dobrze?

Byliśmy wtedy już u mnie, bo ojciec odśnieżył pierwszy raz wejście. Wracając, byliśmy u mnie w pokoju, pod ciepłą kołdrą, a nagle dziesiątki ryków. Zerwałem się jak poparzony, ale ty spałeś w najlepsze, i wogule cię to nie ruszało, ale uwaga, obudziło cię to, że się od ciebie odsunąłem. Dopiero wtedy usłyszałeś ryki, teraz wydaje mi się to śmieszne, ale wtedy... Ehh.. No, ja musiałem iść, a ty się uparłeś, że idziesz ze mną, ciągle próbowałam cię odwieść od tego beznadziejnego pomysłu, jesteś smokiem, nie chciałem być patrzył na smoczą krew. Ale oczywiście jesteś strasznie upartą jaszczurką, otworzyłem drzwi i akurat zionął we mnie Koszmar, zamknąłem szybko drzwi, a ty i tak mnie obejmowałeś dosłownie sekundę potem. Oj.. nieźle się wtedy na ciebie wydarłem. A ty swoje, i tak poszedłeś ze mną do kuźni. Wepchnąłem cię do mojej pracowni, pomysł durny, ale jedyny. Potem pojawił się Pyskacz, zaczęliśmy naprawiać broń, wiem, że mnie obserwowałeś, chciało mi się płakać, atak skończył się dość szybko, bo bliźniaki pomagały smokom.. Ja zawsze wiedziałem, że dążą do autodestrukcji.. Wracając, po ataku wszedłem do pracowni, a ty co zrobiłeś? Ty mnie przytuliłeś! Oh.. jak wiele wtedy myśli krążyło w mojej głowie, to ty nie wiesz, a może wiesz? Bo miałeś ich równie dużo? — Poczuł, że kucie ustało, więc odpuścił sobie dalsze mówienie. Smok też odsapnął z ulgą. Chciał zawrócić, ale szatyn mu na to nie pozwolił.

~ Dureń! Spadajmy stąd puki czas! Nie wiesz na co się targasz! ~ Spojrzał na niego z wyrzutem, odwracając lekko głowę.

— Mordko, trzeba uwolnić resztę.. Przeciesz są tacy jak my.. — Uśmiechnął się do niego łagodnie, ten mruknął coś mniej lub bardziej zrozumiałego i w tym momencie wylecieli na drugą stronę mgły. — Na początku rekonesans, muszę mieć plan awaryjny - planu awaryjnego - planu awaryjnego, i chociażby trzy scenariusze. Nie znam tego terenu tak dobrze jak ty. —Smok wybałuszył na niego lekko oczy, ale posłuchał. Krążyli wokół wyspy, a szmaragdowe oczy skanowały otoczenie. Ta wyspa była dosłownie pusta, było tu całkowicie nic, skała, bazalt i uschnięte drzewa. Ale drzewa nie były uschnięte, smoki zjadały ich liście, Szczerbatek był jednym z nich, tylko dlatego jeszcze żyje. Potem wlecieli do wulkanu, Szczerbatek doskonale wiedział, że teraz nikogo tu nie będzie, wyruszyli na łowy, a w tym czasie smoczyca ucina sobie drzemkę. Latali wszędzie, wystarczająco cicho.. Zapoznał szatyna z całym gniazdem, czuł się z tego powodu strasznie przerażony i ciut dumny... Teraz czekała ich ta najgorsza część zadania, miał pokazać mu królową, przygotował się do zejścia pod mgłę, kiedy gwałtownie odbił, łep królowej się wynurzył, to już nie były przelewki, teraz walczyli na śmierć i życie. Wylecieli z wulkanu, poczuli kucie, ale oboje przestali o tym myśleć.

~ Musimy wygrać! ~

Furia posłał dwie plazmy, które z dużą mocą rozbiły się o łep królowej. Zaryczała przeraźliwie i po chwili jej pancerz rozwalił krater wulkanu, po tym jak wyszła cała, młodszy mógł się jej dokładniej przyjrzeć. Niestety nie widział słabych punktów i bał się, że ich nie ma. Jedyne co mógł teraz dostrzec, to to, że ma małe oczy. Ma małe oczy, więc nie polegała za bardzo na wzroku. W tej chwili odrzucił dwie trzecie swoich planów, a potem jeszcze połowę tego co zostało.

— Musi za nami polecieć. — Scisnął delikatnie kolanami boki przyjaciela, i to był ten moment, moment idealnej synchronizacji. Ich umysły grały jednym rytmem. Nie potrzebowali, ani słów, ani gestów. Oni po prostu wiedzieli.

Siła charakteru, upór, wspólny cel, emocje, intencje, inteligęcja, pomysłowość, oni, strzał.

Już nawet nie myśleli jak dwie istoty, byli jedną. Bestja uniosła się w górę, zionęła. ~ Daleki zasięg plucia. ~

Wlecieli w skały, idealnie między nimi manewrowali. Niestety nie rozbijała się o nie, a rozbijała je. ~ Twarde łuski. ~

Zrobili piękny pocisk zaraz przed zamknięciem ich w paszczy, dzięki temu trikowi właśnie tego uniknęli. ~ Ostre zęby, dobry węch i słuch. ~

Bestja zamachnęła się na niech ogonem. ~ Ogona unikać. ~

To już nie była walka, to był piękny, krwawy taniec.

~ Niebo. ~ Odpowiednie ułożenie lotek, śmigneli prosto w chmury, królowa za nimi, smok oddawał strzały w delikatną błonę jej skrzydeł, ta wkońcu zirytowana zionęła we wszystkie strony. Przelecieli tuż przy skrzyżowanych płomieniach, niestety, lotka zajęła się ogniem.

— Mordko, mamy problem. Trzeba działać, teraz — Polecieli w jej stronę, śmigneli jej tuż koło nosa przez co ona poleciała za nimi, coraz bliżej ziemi.. Nagle syk uwalnianego gazu, lecieli dalej, prosto, jeszcze dosłownie sekundę..

~ Teraz! ~ Obrócili się tak, że teraz spadali plecami do ziemi, a plazma znalazła się w pysku tyrana. Jej naderwane plazmą skrzydła zaczęły się rwać, ogień trawił ją od środka. Czarnołuski rozłożył skrzydła i lawirował pomiędzy jej kolcami. Królowa postanowiła jednak pomścić sama siebie. W tamtej chwili, szczerze? Szczerbatek nie czuł nic, ale wiedział jedno: Musiał go uratować.

Smoczy Wirus // JWSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz