Przez najbliższe parę dni Czkawka zszył oczywiście ubrania starszego i nauczył go wielu ludzkich zachowań, oczywiście nie wypuszczając go spod koca na co innego niż toaletę. Wplatali w to też luźne rozmowy poznając siebie na nowo. Smok już prawie całkowicie wyzdrowiał, niższy był pewien iż ten w najbliższych dniach, jak nie już jutro, będzie całkowicie zdrowy. Sam dla odmiany zaczynał czuć się gorzej, od paru dni bóle brzucha, głowy, pleców i wysoka gorączka, czuł wręcz jak się roztapia, jednak nie był przecież tak ważny. Przy tym jak uczył smoka jak prawidłowo obrabiać ryby, bo jeść już gad umiał, dyszał, do oczu leciały mu łzy, a po czole spływały hektolitry potu. Smok nauczywszy się od niego co nieco, nawet nie z opowieści czy objaśnień, a samej obserwacji, przyglądał mu się z niepokojem.
— Powinieneś się chyba położyć. — Zauważył.
— Nie, niedługo mi przejdzie, jak mnie takie rzeczy łapią to zawsze robię coś w kuźni żeby się rozgrzać, nie mogłem dla ciebie nic na szybko wykombinować dlatego pozostała ta mniej przyjemna opcja leżenia. —
— Ja poważnie mówię, powinieneś odpocząć. — ~ Najchętniej dałbym Ci do wypicia to co ty mi dawałeś, ale dziś rano wcisnąłeś mi ostatnią porcję.. ~ Myślał zły na siebie, że nie zauważył wcześniej. — Pospać godzinkę czy dwie, to nam raczej nigdzie nie ucieknie. Ja i tak nie rozumiem, głowa jest najlepszą częścią ryby, widzisz jak ja to robię? Mam dwie lewe łapy. —
— Ręce, masz dwie lewe ręce. Ręce. — Wyciągnął przed siebie górne kończyny. — Nogi. — Poruszał nogami.
— To ludzie są dziwni. —
— Mówi ziejący ogniem, latający jaszczur który jest człowiekiem. — Spojrzał na niego wymownie. — Ale tak, masz rację. Ja chyba próbowałem na siłę zająć sobie czymś ręce, po prostu nie jestem przyzwyczajony do nic nie robienia. — Westchnął, wytarł ręce w futro, po czym dał się położyć na swoich kocach.
=================================
* Hej, autorko, tu trochę za mało jest tych słów! ** no ok, ok.. *
=================================Kiedy smok się obudził, zaczął mrugać by odgonić od siebie resztki snu. Jednak obraz tylko się wyostrzył. Raz-dwa znalazł się przy drugiej, ciemnobrązowej nocnej furii, zawisł lekko nad nią i zastanawiał się czy obudzić towarzysza, czy nie. Czując na sobie wyczekujący wzrok człowiek w postaci gada się przebudził, spojrzał na czarnowłosego jakby wyczekując odpowiedzi.
— No więc ten.. Nie to, że to coś złego.. Tylko.. No wiesz.. Tak jakby.. — Wzrok zmienił w surowszy jakby mówił "No wysłów się wreszcie. " — Zmieniłeś się w smoka, w nocną furię tak dokładnie tyle, że ciemnobrązową, taką jak Twoje włosy. —Burknął w końcu. Ten się widocznie przestraszył, zaczął siebie oglądać, a potem podniósł przestraszony wzrok na czarnowłosego. — Spokojnie, musisz się uspokoić. — Wciągnął głęboko powietrze, szatyn powtórzył za nim czynność, potrzymał powietrze chwilę w płucach i wypuścił, i powtórzył to jeszcze parę razy. — Lepiej? — Spytał i dostał potwierdzające kiwanie głową.
— Pomyśl o sobie jako o smoku, postaraj się to zrobić szczegółowo, jesteś podobny do mnie, tylko kolory się różnią. — Zaczęła na nowo prawdziwa furia. Czkawka zamknął oczy, przysłaniając kolor lasu. — A teraz pomyśl o przemianie, widziałeś jak to robię. — "Smok" się powoli rozmazywał, równie powoli kolory i kształty się zmieniały, a potem w zbliżonym tempie się zmaterializował. Człowiek spojrzał na swoje odzyskane ręce, a potem rzucił się wręcz na Szczerbatka mocno obejmując go za szyję, lekko zwisając, irytująca różnica wzrostu. Smok zamknął go w uścisku, tak by nie spadł za szybko. Dopiero wtedy Czkawka głęboko odetchnął.
CZYTASZ
Smoczy Wirus // JWS
FanfictionCzkawka zaraża się wirusem od nocnej furii. I będzie miał... §&$#*ס. No przechlapane. - to na pewno. Powiem szczerze, - pisze to już trzeci raz. Raz mi się usunęło, raz zjebałam do końca, no i zaczynam od nowa. Uniwersum Jws nie należy do mnie.