Rozdział 16. Zasadzka.

398 12 0
                                    

Byli już blisko miejsca gdzie miał być przetrzymywany porwany Liam. Ósemka ludzi ukryta w krzakach bacznie obserwowała opuszczony budynek w głębi lasu. Tylko Emi rozgladała się wkoło, uważnie przyglądała się każdej gałęzi i zwierzętom.

"Wiedziałam że to test, ale czemu akurat tych kandydatów wysłali w teren? Może zmieniły się zasady? W sumie bardzo możliwe, jednak też nieodpowiedzialne, ale skoro to nadzorują to znaczy że Liamowi nic nie jest."

Ponownie spojrzała na ukryte w sztucznych zwierzętach kamery. Na kilku gałęziach siedziały sztuczne ptaki. Postanowiła się nie wtrącać i zostawić to im.

Oparła się wygodnie o drzewo i obserwowała jak reszta zespołu ustala pozycje.

- Emi ty...

- Ja tu zastaje

- Miałaś słuchać rozkazów!

- Miałam podejmować słuszne decyzje i miałam bezpiecznie doprowadzić was do tego miejsca, moja misja się skończyła. Teraz wasza kolej.

- Dobra chrzanić cię! Samuel ty zajdziesz od tyłu...

Po kilku minutach wyszli z ukrycia powoli zajmując pozycje, zaczekali chwilę aby wszyscy zajęli ustalone miejsca. Krok po kroku podchodzili do budynku starając się nie robić hałasu.

Emi przyglądała się im wspominając własny egzamin. Od momentu gdy zauważyła kamery rozluźniła się i nie skupiała na zmysłach. A to był błąd... dopiero teraz poczuła coś niepokojącego.
Wyskoczyła z zarośli i wymijając wszystkich wbiegła do budynku.

- Co ty wyprawiasz do cholery!? Miałaś się nie wtrącać, wszystko zepsujesz!

Szybko przemierzała korytarze powierzchownie zaglądając do mijanych pomieszczeń. Było tak jak się obawiała, budynek był pusty. Zatrzymała się przy pokoju na końcu korytarza i zajrzała niepewnie.
W rogu spotrzegła bombę. Licznik wskazywał końcówkę odliczania. Wyskoczyła przez okno z drugiego piętra i zaczęła biec w las ostrzegając innych.

- Wiać! Oddalcie się od budynku! Natychmiast!

Zdezorientowani zaczęli biec za nią, pułkownik Swift patrzył z pogardą na biegnąca przed nim kobietę. Nie rozumiał o co jej chodzi, zepsuła cały plan. Był na nią wściekły.
Jego rozmyślania na temat kary jaką jej zafunduje przerwał ogromny wybuch. Wszyscy zatrzymali się nagle odwracając i widząc ogromne płomienie trawiące budynek i pobliskie drzewa.
Pułkownik podszedł do Emi i złapał ją za przód koszuli unosząc w górę.

- Co to miało znaczyć!?

- Zasadzka

- Tyle masz do powiedzenia!? Mogliśmy zginąć, skąd wiedzieli że tam będziemy!?

- Mnie pytasz?

- Szlak! - puścił ją i stanął tyłem, uspokoił się trochę i ponownie zabrał głos patrząc na nią łagodniejszym wzrokiem. - Może to te wampiry które zabijałaś po drodze były szpiegami.

- To niemożliwe, wampiry polują na każdego człowieka który wejdzie do lasu. Poza tym po drodze było ich tylko sześciu i wszyscy zginęli, nie mieliby jak ich ostrzec.

- Więc jak to się stało?

- W salonie widziałam rozżażone dopalające się kawałki drewna. Opuścili to miejsce kilka godzin temu, już wcześniej musieli dostać sygnał. A to oznacza tylko jedno... - wszyscy spojrzeli na jej poważną minę. - Wśród nas jest kret.

Nastała cisza, każdy analizował wypowiedziane przed chwilą słowa. Nie mogli uwierzyć że ktoś z wojska które zajmuje się szkoleniem do zabijania wampirów może im pomagać.
Chwilę ciszy przerwał Swift.

- Żartujesz sobie!? To niemożliwe!

- Nie twierdzę że to prawda, jednak w tej sytuacji to jedyne wyjaśnienie.

- A jak to możliwe że nie wyczuła pani bomby i tego że w budynku nikogo nie było? - pyskata dziewczyna jako jedyna nie rozumiała powagi sytuacji. Sądziła ze jest najlepsza i przewyższy dotychczasową klasę specjalną.

- Zostawiłam to wam i uśpiłam zmysły. Pułkownik pewnie jest zamieszany w sprawę. Prawda? - spojrzała na niego, a on zdziwiony pojął o co jej chodzi. To miała być tajemnica, nawet przed nią a ona to rozgryzła.

- Prawda. - odpowiedział zrezygnowany.

- Właśnie, to był wasz egzamin. Niestety okazało się że ktoś chciał się pozbyć kilku początkujących łowców zanim kogoś zabiją i będą bardziej niebezpieczni.

- Czyli już teraz się nas obawiają? - nastolatka z dumą wypieła pierś. Emi spojrzała na nią z odrazą.

- Wydajesz się być zbyt pewna siebie, uderzenie jeszcze cię niczego nie nauczyło? - dziewczyna skuliła się lekko zażenowana. - Jak masz na imię?

- S-selani - wydukała.

- Dobrze, słuchaj Selani. Oprócz ciebie jest tu jeszcze czterech chłopaków, nie uważaj się za lepszą tylko dlatego że jesteś jedyną dziewczyną która się dostała i dorównuje im siłą. Jak dalej będzie się tak zachowywać nie będziesz miała z kim współpracować. Jesteś zbyt arogancka i samolubna.

- Wcale nie! - uniósła się zaprzeczając tym oskarżeniom.

Emi podeszła do niej i położyła jej rękę na ramieniu. Przestraszona nastolatka drgnęła nerwowo.

- W takim razie zapamietaj jedno. Prawdziwą siłą łowców jest ich praca zespołowa. Jeśli dobrze się zgrają i nie wchodzą sobie w drogę to są w stanie pokonać nawet Transmigrowanego. - zdjęła rękę i odwróciła się tyłem. - A chwilowo każdemu wchodzisz w drogę i ją krzyżujesz.

Wszyscy w skupieniu przyglądali się tej ważnej lekcji.

- Ruszamy! - podniosła z ziemi swój plecak i ruszyła w drogę powrotną, wszyscy ruszyli za nią.

W połowie drogi postanowili rozbić obóz, letnie dni są długie ale oni byli wykończeni wędrówką. Postanowili że całe popołudnie aż do następnego ranka odpoczną w lesie a Kandydaci potrenują wśród drzew.
Podczas posiłku Swift zadręczał sie że misja się nie powiodła.

- Nie rozumiem, byliśmy bardzo dobrze przygotowani, plan był świetny. Co poszło nie tak?

- Jeszcze nie rozumiesz? Już Ci to mówiłam, nawet jeśli zaplanujesz coś do najdrobniejszego szczegółu to i tak musisz mieć przygotowane inne opcje. W terenie nic nie jest takie jak zaplanujesz, nie masz wpływu na zachowanie innych ludzi i okoliczności. Nie możesz mieć za złe że miało świecić słońce a pada deszcz.

- Chyba masz rację, jesteś bardziej doświadczona i wiesz co mówisz. Niedaleko jest miasto może wpadniemy żeby zjeść coś dobrego i pożywnego?

- Czemu nie

- Tak tak tak! - kandydaci również od razu przystali na propozycje.

Kilka minut po szesnastej uwagę Emi przykuł dziwny zapach który drażnił jej węch, wstała obracając się w koło i próbując wyczuć z której strony dochodzi. Z północnego-zachodu był najsilniejszy.

- Co się stało? - Swift zauważył jej niepokojące zachowanie.

- Nic takiego, zostańcie tu! W okolicy nie ma zagrożenia ale miejcie się na baczności!

- Ale gdzie idziesz?

Już nie odpowiedziała, zabrała tylko torbę z nożami i ruszyła w drogę za drażniącym zapachem który z czasem przybierał na sile i stawał się intensywniejszy.

Zawładnięta przez wampira Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz