Następne kilka dni minęły o dziwo, spokojnie. Nie było żadnych ekscesów. Praca-dom, praca-dom. Życie płynęło powoli swoim rytmem, a ja starałam się po prostu dostosować do tej sytuacji. Doszłam do wniosku, że lepiej wyjdę na tym, jeśli nie będę robić sobie złudnej nadziei - nie chciałam cierpieć podwójnie - i zacznę żyć jak gdyby nigdy nic.
- Do zobaczenia wieczorem - uśmiechnął się do mnie, wsiadając z powrotem do auta.
Tak. Spotykałam się z Acem, który o dziwo wciąż usilnie próbował naprawić nasz związek. Jakoś nam się układało, ale nadal miałam wiele do zarzucenia, jeśli chodziło o jego nastawienie do mnie. Może i wykazywał trochę więcej zainteresowania, może i spotykaliśmy się częściej, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Poza tym wciąż był tym samym zazdrosnym dupkiem. Nie wytykając palcami ani nie wskazując sytuacji - w przymierzalni zrugał gościa, bo ten przez przypadek wszedł do mojej kabiny, a potem zrobił mi awanturę o to, że pewnie go znałam i coś mnie z nim łączy. Irracjonalne, prawda? I cholernie toksyczne. Tak czy inaczej, wciąż próbowałam się przekonać do tego, że stać go na więcej i, że się zmieni.
- Nie spóźnij się! - Krzyknęłam, zanim odjechał i mogłam zauważyć ten chytry uśmieszek na jego twarzy.
Ten wieczór miał być jego. W końcu tak duża impreza, nie zdarzała się zbyt często. Tym bardziej, że zgromadzenie znajomych, którzy akurat będą mieli wolną od pracy czy innych zajęć chwilę, nie było prostą rzeczą do zorganizowania. A jednak im się udało. Na to „spotkanie po latach" jak to nazywał Ace, zostałam zaproszona nawet ja, co dość mocno mnie zdziwiło. Nawet nie wiedziałam, kto jeszcze miał się tam pojawić i ile znajomych twarzy będę miała okazje zobaczyć.
- Hej! - Przywitałam się z Michaelem, który akurat miał zmianę i obsługiwał w ogródkach.
- Hejka! - Odpowiedział mi z uśmiechem, udostępniając miejsce jakiemuś mężczyźnie z teczką.
Od dłuższego czasu jacyś ludzie z papierami kręcili się dookoła knajpy, rozmawiając między sobą. Wszyscy pewnie w związku z renowacjami.
- Jak chcesz kawę, Gus stoi za barem - chłopak chyba nic sobie nie robił z ich obecności.
I ja także wciąż pracowałam w tym samym miejscu, nie zwracając uwagi na ludzi Humphreya. I wciąż mieszkałam w swoim małym pokoiku, wierząc, że Philip załatwi jednak tę sprawę.
W międzyczasie szukałam ogłoszeń, tym razem nie nastawiając się jednak na nic konkretnego. Pomyślałam, że chce zacząć od nowa - i tak zamierzałam zrobić. Jeśli by się udało, byłabym w niebie, jeśli nie - no cóż trudno, przyjęłabym to na klatę. W obu przypadkach dałabym radę. Chociaż chyba jak każdy, liczyłam a ten bardziej pomyślny bieg wydarzeń. Chciałam pomocną dłoń - dała mi ją osoba, która spowodowała wszystkie przykrości ostatnio pojawiające się w moim życiu. Jak widać, „cuda" się jednak zdarzają. Propozycja Caleba dalej tkwiła gdzieś z tyłu mojej głowy, ale nie chciałam brać tego za pewnik.
Kończył mi się czas. Naszedł piątek. Wolny piątek. A po weekendzie, miało mnie tu już nie być. Cami, żeby odwrócić moje myśli od tego młynka, który mnie otaczał, zabrała mnie na zakupy, z których właśnie wracałam - Ace, o dziwo, odebrał mnie spod galerii. Nie zdążyłam wejść do Hoxton, a mój telefon już zaczął dzwonić. Musiałam otworzyć szklane drzwi plecami - ręce miałam zajęte.
- No co tam, Cami? - zaśmiałam się.
Przecież dopiero co się pożegnałyśmy. Dziewczyna, tak samo jak ja, zdziwiła się ogromnie widząc chłopaka w samochodzie, ale całe szczęście w żaden sposób nie skomentowała tej sytuacji. Już tyle razy robiła mi wykłady na temat mojego „związku", że chyba już znudziło jej się umoralnianie mnie.
CZYTASZ
Have I lost the game? / cz. 1 |ZAKOŃCZONE|
Novela Juvenil- Jesteś psychopatą. - Wole określenie.. człowiek z wyobraźnią. On jest w każdym z nas. Ja po prostu od czasu do czasu daje mu wyjść na wierzch. - Raczej jest odwrotnie, Caleb. Czasami jesteś normalny, ale twoje alter ego wygrywa. To ono daje Ci f...