|| 08:20 ||
Uchylił jedno oko, a później drugie. A potem delikatnie potarł swoje ręce, które... po wczorajszym przesłuchaniu w wydaniu Szpadki, nadal dawały o sobie znać. I to w niezbyt przyjemny sposób.
Zaś gdy po kilku minutach upewnił się, że pozostali domownicy nadal twardo śpią i raczej nie wyskoczą ze swoich łóżek jak poparzeni, po cichu usiadł na futrach. I zaczął zbierać swoje rzeczy do dziwacznego worka. A jego wzrok bezwiednie powędrował w stronę notesu, którym przedwczoraj Mieczyk strącił pajęczynę. Bo w końcu wtedy kuzyn mu powiedział, że teraz ten stary zbiór kartek należy do niego. I to, co się do niego przyczepiło... też.
Przełknął ślinę, a następnie wyciągnął jakąś starą chustkę. Ostrożnie chwycił przez nią notes, zupełnie jakby ten stary grat mógł go poparzyć, użądlić czy skrzywdzić w jakiś inny, jeszcze bardziej bolesny sposób, a następnie zawinął go i jak najszybciej schował. Po czym dość mocno go otrzepało.
Jednak zaraz się uspokoił. Bo w końcu wystarczyło już tylko zapiąć sztylet i... wykonać najtrudniejszą z porannych czynności.
Zmylić bliźniaków Thorston co do aktualnego miejsca własnego położenia.
Założył worek na plecy i zastanowił się przez chwilę. A następnie rozejrzał. Zaś w kącie pomieszczenia dostrzegł... jakieś dziwne coś. Co po cichym podejściu bliżej i dokładniejszym oględzinom okazało się być najprawdopodobniej wiekowym jaczym serem, pokrytym jeszcze bardziej wiekową pleśnią.
A gdy go powąchał, stwierdził, że fakt, że nie śmierdzi nim w całej chacie, nie powinien mieć racji bytu. A może śmierdziało, tylko on już tego nie czuł? Albo to system wentylacji domu bliźniaków w postaci totalnie losowych dziur w ścianach i suficie jest aż tak skuteczny?
Nieważne. Ważne, że te dwa kilo pleśni oraz kilogram sera się przydadzą.
Ściągnął buty, którym następnie obficie umoczył podeszwy we wspomnianej wcześniej mieszance, a potem podszedł do futer na których spał, założył obuwie i wykonał kilka kroków, aż doszedł pod drzwi Mieczyka. I znów je zdjął.
Spojrzał na efekt i chociaż może nie był on jakiś spektakularny, to gdyby jednak Thorstonowie postanowili wykorzystać smoka do wytropienia go, na pewno natrafią na ten ślad. Miejsce, gdzie on ich zaprowadzi, to już inna sprawa.
Uśmiechał się na samą myśl o tym, co mogłoby ich tam spotkać.
Jednak po chwili się otrząsnął. Bo przecież najpierw powinien skończyć ścieżkę. A żeby to zrobić, musi znów ściągnąć buty i po cichu opuścić chatę za pomocą tylnego wejścia, by potem kontynuować robotę od drzwi Mieczyka. A niestety nie mógł najzwyczajniej w świecie przez nie przejść, bo narobiłyby tyle ramotu, że na pewno zbudziliby się i Thorstonowie, i jeszcze ich pies stróżujący potocznie zwany Kurą.
Tak, z tym ostatnim wolał nie mieć do czynienia.
Więc zabrał się do pracy. Im szybciej to załatwi, tym szybciej będzie mógł się zająć nieswoimi sprawami.
|| 09:45 ||
Ziewnął przeciągle i chyba już po raz setny wlepił wzrok w plan, który leżał centralnie przed nim. Czy tam projekt. Czy... a, nieważne!
Ważne, że wczoraj wieczorem dostał olśnienia, wszystko mu się poukładało i doskonale wiedział, co takiego poprawić w swoim Piekielniku, żeby jeszcze lepiej działał. No właśnie. To było wczoraj. Do dzisiaj zdążył już wszystko zapomnieć.
I był na siebie strasznie wściekły. Jasne, gdyby wtedy postanowił pracować nad swoim super płonącym mieczem, czułby się teraz jak zdechły pies, ale przynajmniej jego broń byłaby lepsza. A tak, to nie ma ani jednego, ani drugiego.

CZYTASZ
Rapierek na Końcu Świata || HTTYD
FanfictionOpowieść, gdzie Sączysmark staje się odpowiedzialny, Czkawka głupieje, Mieczyk i Szpadka próbują swoich sił w rodzicielstwie, Skraj atakuje nie-do-końca-nieuchwytny wróg, a w tym wszystkim najmądrzejsza okazuje się być Kura we własnej osobie.