|| 07:23 ||
Blond warkocze zawisły po drugiej stronie krat. A chwilę później wychylona została również głowa ich właścicielki. Której misją było zbadanie okolicznego terenu.
Popatrzyła w prawo, gdzie dojrzała rozwalonego na ziemi mężczyznę, który najwyraźniej przestał już kontaktować ze światem.
- Dobra, chyba zasnął – szepnęła. – Co się tu dziwić, całą noc biedak nas tak wytrwale pilnował, że mu się należy odpoczynek – zaśmiała się dziewczyna. Rzecz jasna na tyle cicho, by nie obudzić Łowcy.
Po czym wcisnęła się z powrotem do boksu.
- To co? Przydałoby się coś wymyślić zanim nas załadują na statek i wywiozą, Thor jeden wie gdzie – warknęła, opierając się o kraty.
- Tak, wiem, wiem – mruknął Haddock.
Któremu, szczerze mówiąc, myśli powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Już wczoraj ciężko mu było kombinować. A co dopiero dzisiaj, po całej nieprzespanej nocy! Bo naprawdę, w jednej chwili zastanawiał się nad przechytrzeniem Viggo, a w drugiej ni stąd ni zowąd, przed jego oczami pojawiała się owca Svena wbita przez Sączysmarka w dach jakiegoś biednego wikinga. Czy jak wiszący do góry nogami na jakimś drzewie. Albo impreza na suficie u bliźniaków. Ale skąd ona się tam wzięła? Przecież nigdy na takowej nie był!
I jak tu myśleć, gdy nieszczęsny mózg za wszelką cenę stara się sprowadzić sen, podczas on z całej siły próbuje się utrzymać na jawie? Raczej trochę ciężko.
Polepszyło mu się dopiero, gdy oberwał od Szpadki z liścia. Oj tak, dziewczyna potrafi zdziałać cuda. Natychmiast wrócił do rzeczywistości.
- Nad czym tak myślisz, hm? – spytała blondynka. – Bo chyba nie podzielasz losu kolegi z zewnątrz, co?
- Co? Nie, jasne, że nie – otrzepał się. – Dzięki za otrzeźwienie – westchnął.
Po czym z całej siły się skupił i spróbował sobie przypomnieć, o czym takim myślał, zanim w jego głowie pojawił się obraz Stoicka wielkości czterech niedźwiedzi i wrzeszczącego w niebogłosy z włócznią w łapie. I po chwili osiągnął sukces.
- Tak się trochę zastanawiałem nad tą taktyką Cyrusa – mruknął.
|| 07:27 ||
Zaś do rozmowy wtrącił się Mieczyk.
- Cyrusa? Mówiłem już, nie mamy murów ani bram, ani fosy... – zaczął się nakręcać.
- Tak wiem – uciął Haddock. – Ale chodzi mi o odwrócenie ich uwagi. Narobienie w wiosce ramotu, żeby tam pobiegli i stracili czujność, a my w tym czasie czmychniemy.
- Aha,dobra, świetny pomysł – mruknął sarkastycznie Sączysmark. – A powiedz mi, przepraszam, jak chcesz stąd zwiać, skoro wielce inteligentny pan Łowca z zewnątrz, zawczasu wyciągnął Szpadce wszystkie wsuwki z włosów? – założył ręce. – I jak zamierzasz narobić bałaganu w wiosce, będąc zamkniętym tutaj?
- Tak jakby, w tym właśnie tkwi problem – odparł szatyn. – Jeszcze nie wiem.
- Może ktoś inny to zrobi? – spytał od niechcenia Thorston, stojący przy kratach. I przyglądający się światu zewnętrznemu. A raczej... jego niewielkiej części.
- Że niby Astrid i Heathera? – zrozumiał Czkawka. – Lepiej, żeby teraz nie wracały. Same nie mają szans, Viggo je złapie – zamyślił się.
Po czym znów oberwał z liścia. Tym razem od Mieczyka.
- A kto tu mówi coś o Astrid? Weź sam zobacz – zaśmiał się blondyn, po czym znów podszedł do krat, do tego samego zachęcając Haddocka. – Wspominałem już kiedyś, że wyczuwam wszystkie katastrofy na kilometr? – rozmarzył się Mieczyk. – I mówię ci bracie, ta jest chyba najpiękniejsza!
CZYTASZ
Rapierek na Końcu Świata || HTTYD
FanficOpowieść, gdzie Sączysmark staje się odpowiedzialny, Czkawka głupieje, Mieczyk i Szpadka próbują swoich sił w rodzicielstwie, Skraj atakuje nie-do-końca-nieuchwytny wróg, a w tym wszystkim najmądrzejsza okazuje się być Kura we własnej osobie.