|| Dzień Drugi ||

116 12 2
                                    

|| 09:10 ||

Przekręcił się na brzuch i nakrył poduszką głowę. Zupełnie nie przejmując się tym, że za kilka minut leżenia w tej pozycji, na jego twarzy pięknie odbiją się deski, do których przywarł. Ale w sumie... jak miałby się przejąć, skoro wciąż spał?

Instynktownie podrapał się po boku i złapał mocniej swój koc, który po chwili dość mocno pociągnął. Rzecz jasna, przy okazji częściowo go z siebie zdzierając. I poniekąd to wpłynęło na fakt, że zaraz się obudził. A chłopak jakoś... nie był zbytnio zadowolony z takiego obrotu spraw.

Jęknął cicho i strącił z głowy poduszkę. I jakoś niespecjalnie go obchodziło, że wylądowała na podłodze.

Przeciągnął się, otrzepał z zimna, usiadł i... przesiedział w tej pozycji kilka minut, zanim na dobre zaczął kontaktować ze światem.

Był na Skraju. Tak, to na pewno. Gdzieś tam na górze spała jego siostra. Chyba. Ewentualnie istniała opcja, że ją gdzieś wywiało, ale jej prawdopodobieństwo było stosunkowo niskie. Mniejsza z tym. Wczoraj dość sporo się działo, głównie dlatego, że... a, tak! Wieczorem postanowili ulepszać lądowisko. Co trochę czasu im zajęło, ale... efekt zapowiada się nieźle. A, no i przede wszystkim – przyleciał Rapierek.

A gdy uświadomił sobie to ostatnie, jęknął głośno.

I zaczął się zastanawiać, dlaczego akurat jego musiało to spotkać. A nie, wróć. Nie tylko jego. Szpadkę i cały Skraj też. Ale czym oni sobie na to zasłużyli?

Jednak przestał nad tym myśleć, gdy nie doszedł do żadnego logicznego wniosku. Więc jedynie westchnął cicho. A z nudów sięgnął po buty i zaczął je sobie zakładać na nogi. Które już... trochę mu zmarzły.

I w tym momencie uświadomił sobie dość poważną rzecz. Bo w końcu... obudził się sam. Nikt tego nie zrobił za niego. A istoty, która tą czynność zazwyczaj wykonywała, nie widział już od... Właściwie ostatni raz ją widział wczoraj rano.

A to było... dość dawno.

Zaś chłopak przeraził się nie na żarty. Bo jak mógł tak po prostu o niej zapomnieć? Przecież... w tym czasie mogło ją spotkać wszystko!

- O nie... - szepnął, gdy wyobraził sobie takiego, dajmy na to, głodnego Zmiennoskrzydłego. W takim wypadku nie było ani chwili do stracenia. – Nie martw się, moja Kurko. Mieczyk rusza na ratunek!

I ruszył... zaplątując się w koc i lądując z hukiem na podłodze.

|| 10:30 ||

Westchnął cicho. I zaczął się zastanawiać. Bo co takiego mogło się stać? Nie było ich na śniadaniu, potem... potem też nie. W sumie od rana ich nie widział. A zwykle wstawali pierwsi. Przy okazji budząc też i cały Skraj swoimi głupimi pomysłami, którymi zwykli się dzielić przez Burzowe Ucho.

I po co on je w ogóle budował?

A, no tak. Żeby usłyszeć wroga. A jedyne, co usłyszał, to co? Trzy małe, wrzeszczące Gromogrzmoty trzy lata temu oraz codzienne, poranne audycje bliźniaków. Chociaż chyba nie aż tak codzienne, skoro dzisiaj takowa w ogóle się nie odbyła.

A on zamiast się cieszyć chwilą spokoju i możliwością wyspania się, to co? Martwi się o szurniętą dwójcę. Jak jakiś ostatni kretyn.

Jęknął cicho, nie mając bladego pojęcia, co się właśnie wyprawia w jego głowie. Może zostanie na Skraju z samym tylko Sączysmarkiem oraz Thorstonami nie było dobrym pomysłem? Może powinien dołączyć do dziewczyn w tej ich dziwacznej eskapadzie albo polecieć ze Śledzikiem?

Rapierek na Końcu Świata || HTTYDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz