~ Lie // Chapter VIII ~

195 16 2
                                    

Złapałem lekko jego podbródek tak byn mógł patrzeć w jego piękne oczy. Szklące się od łez lecz dalej piękne. Przybliżyłem się do niego i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek.
----------------------------------------------

Dream pov.
Siedziałem wtulony w bruneta. Poczucie winy nie odpuszczało choć George kilkukrotnie powtarzał, że mi wybacza...
W końcu oderwaliśmy się od siebie. Ja poszedłem przyrządzić nam śniadanie, natomiast George udał się do toalety.

Pokroiłem szybko chleb wziąłem plasterki szynki, pomidory i położyłem gotowe już kanapki na blacie stołu.
Czekając na chłopaka postanowiłem, że zabiorę go dzisiaj na spacer. Chciałbym mu pokazać okolice, a co za tym spędzić miło czas.

Po przyjściu czekoladowo okiego konsumowaliśmy posiłek w ciszy. Dalej nie miałem zbytnio odwagi by się odezwać. W końcu jednak powiedziałem mu o tym iż chce go zabrać i oprowadzić po okolicy na co brunet ochoczo się zgodził.

Po skończeniu śniadania poprosiłem George'a o założenie butów. Wyszliśmy z domu i udaliśmy się zwiedzać okolice. Pokazywałem mu miejsca w których lubiłem i dalej lubię przesiadywać.
Wszystko było w porządku lecz czułem na sobie dziwne uczucie...
Czyjś wzrok nieustannie przeszywał moje ciało. Rozglądałem się za każdym razem gdy uczucie się nasilało lecz nikogo tam nie było...

??? pov.
Mówili, że nie żyje. Znaleźli jego ciało przy drzewie całe okaleczone od ran kłutych.
Przewieźli go w powozie, a następnie uroczyście pochowali na wzgórzu pełnym kwiatów. Dokładniej niezapominajek.

Wszytko wydawało się tak prawdziwe...pochówek, ciało, rozpacz widoczna na twarzy jego bliskich.
Żałoba obejmująca całe królestwo.
Kłamstwo. Brunet spoczywający w grobie był zwyczajną kukłą, a jego śmierć została zmyślona. Zapytacie...Skąd to wiem?

Otóż to wybrałem się na spacer do lasu.
Ostatnie tygodnie były bardzo wyczerpujące więc odpoczynek od rzeczywistości jest wręcz konieczny.
Cisza, spokój kojąco wpływają na negatywne emocje. Co prawda dalej nie mogłem pozbyć się wspomnień tych pięknych chwili spędzonych wraz George'em.

Spacerowałem po ścieżkach otoczonych drzewami, ciszę przerwały odgłosy rozmowy oraz kroków. Podszedłem bliżej owych dźwięków i przystanąłem za drzewem lekko oddalonym od drużki.

Odgłosy były coraz bliżej. Włosy o odcieniu brudnego blondu, maska, zielona bluza wraz z szeklami, czarne żołnierskie spodnie. To on. Owy morderca tak zwany Clay.
Nie był sam. Za drzew wyłonił się również "martwy" brunet.

Przerażenie ogarnęło całe moje ciało. Chciałem ostrzec George'a o tym iż właśnie znajduje się z osobą bez serca. Osobą która osierocała dzieci, zabijała niewinnych ludzi i ich rodziny. Zdawało się iż chłopak nie robi sobie z tego żadnego problemu bądź nawet nie wiem o historii zamaskowanego...

Szli dalej. Beztrosko przemierzali leśną ścieżkę śmiejąc się przy tym.

Przystanęli pod drzewem. Nie zwykłym, ponieważ było to drzewo wiśni tak zwane drzewo miłości. Blondyn złapał starszego w talii i zatopił swe spojrzenie w czekoladowych, błyszczących oczach George'a. Brunet zarzucił mu się ręce na szyję i połączył ich usta w pocałunku. Nie zwyczajnym. Owy pocałunek nawet z parunastu metrów był widoczny bardzo dokładnie. Emocje buzujące w mężczyznach zostały właśnie przez niego okazane.

Przyglądałem się całej sytuacji z niepokojem lecz również szczęściem wynikającym z widoku wreszcie uśmiechniętego bruneta. Odczekałem chwilę aż zakochani odejdą by móc w spokoju wrócić do zamku...
Wydawało się iż wszytsko będzie już dobrze. Mój przyjaciel odnalazł swą miłość oraz co najważniejsze żyje...

Narrator pov.
Przykry jest fakt iż tylko się wydawało, że będzie już dobrze...Niestety los ma inne plany.




Masked guy || DreamNotFound ✍︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz