~Finally free...? // Chapter 3~

208 18 2
                                    

Cóż, zamek od tej strony może i jest porośnięty bluszczem ale nie sądzę, żeby sam bluszcz mnie utrzymał.
Jakoś muszę dać radę...
--------------------------------------------------------------------

Północ. Czwartek 24 lipca. Pierwsza próba wyłamania desek nie udała się. Kolejna również. Próba za próba, a ja zaczynałem tracić nadzieje.

Udało się. Deska pękła, oznaczało to, że miałem łatwiejszy dostęp do pozostałych.
Po 10 minutach męczenia się z drewnem, okno dało się swobodnie otworzyć.
Wyjrzawszy na zewnątrz zrozumiałem, że zamek jest w końcu zbudowany z cegieł. Niektóre lekko wystawały, ale na tyle że dało się na nich stanąć.

-Nie będzie to proste ale wiem, że jeśli tego nie zrobię zostane tu na kolejne kilkanaście dni. - mówiąc to miałem iskierki w oczach. Jeszcze nigdy nie byłem tak podekscytowany.

Stwierdziłem, że położę się spać. Muszę być wypoczęty, ponieważ następne dni nie zapowiadają się łatwe. Zapomniałem wspomnieć, że zjadałem tylko część z przyniesionych mi rzeczy. Resztki wsadzałem do znalezionej sakiewki, żeby mieć jaki kolwiek prowiant na drogę.

Time skip

Godzina 5 rano. Za dokładnie 15 minut straż ma zmianę.
Ostatni raz spojrzałem czy napewno wszystko mam i rozpocząłem ucieczkę.

Pierwsze kilka cegieł za mną. A porośnięty tu bluszcz wcale nie był tak pomocny jakby mogło się to wydawać. Widząc, że służba zaczyna iść w stronę bram przyśpieszyłem tępo.

Po jakis kolejnych 6 minutach byłem już na dole.

-Okej George jedna przeszkoda za tobą, teraz tylko tego nie spieprz. - szepnąłem

Rozpoczęło się zamieszanie. Skryłem się przy rogu muru czekając aż jedna część tłumu przejdzie.

Udało się, jestem już tylko przez metrów od bramy, wystarczy tylko przebiec niezauważony.

I tak oto po jakiś 5 minutach znalazłem się na ścieżce do lasu.

-J-ja właśnie uciekłem...uciekłem z domu w którym się wychowałem...- wypowiadając to odrazu zobaczyłem obraz matki ganiającej się że mną w ogrodzie...

Zapytacie co się z nią stało...Otóż to została brutalnie zamordowana na moich oczach przez służbę z sąsiedniego królestwa. Ojciec sobie z tego nic nie zrobił, ponieważ jak to twierdzi "była zupełnie nie potrzebna. Nie umiała cie wychować. Tylko byś bawił się i bawił, zero pożytku z ciebie!" .

Idąc dalej przez las znalazłem polane przy rzece, postanowiłem się przy niej zatrzymać i przenocować.

Zaczęło się ściemniać. Dalej leżąc na soczysto-zielonej trawie usłyszałem szelest liści...

-To pewnie tylko jakieś małe zwierzę...chociaż patrząc na to jak głośny wydawał się ten szelest to jednak nie sądzę żeby była to zwykła wiewiórka. - rzekłem przerażony.

Gdy odgłosy ustały postanowiłem sprawdzić to miejsce. Podchodząc zauważyłem coś białego...Maska? Z uśmiechem...? Widać musiała dużo przejść, ponieważ był to tylko jej kawałek.
Obok również kawałek zielonej bądź żółtej tkaniny zawiśniety na gałęzi....
-Czyli ktoś tu jednak był...Musiał chyba przed czym uciekać, ponieważ nie sądzę żeby tak przez przypadek pozostawił tu tą maskę oraz kawałek tkaniny... - powiedzialem

Tej nocy postanowiłem nie spać. Preferując rozglądanie się wokół czy napewno nikt się do mnie nie zbliża.

Będąc pół przytomnym usłyszałem głos...ten oschły i przerażający głos.

-Tutaj jest! Złapcie go nim ucieknie!
-----------------------------------------------
Helloe!!! ♡

Kolejny rozdział! Mam nadzieję, że się podoba!

Goodbay!

Masked guy || DreamNotFound ✍︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz