Dni mijały, a ja nie miałam ani jednej wiadomości od kogokolwiek. Żadnego listu od rodziny, żadnej wieści o Barnesie. Zaczynało mnie to coraz bardziej denerwować, ta bezradność to było uczucie które prześladowało mnie bez przerwy nie wiem nawet co Steve robił, bo potrafił znikać na kilka godzin a jedyne co mi powiedziano, to to że jest Kapitanem Ameryką i jeździ na występy. W końcu po tak długim czasie zobaczyłam go idącego z Peggy do namiotu pułkownika, ale coś mi mówiło że nie w miłej sprawie dlatego ruszyłam za nimi.
- Hej.- krzyknęłam w końcu, żeby mnie usłyszeli przez głośne krople deszczu spadające na wszystko.
- Hej.- odpowiedział Steve.
- Gdzie idziecie? Coś się stało?
- Chcę się czegoś dowiedzieć o James'ie.- powiedział i ruszył dalej.
Weszliśmy do środka, a Philips jak zwykle siedział pogrążony w dokumentach. Nawet nie zwrócił na nas zbytnio uwagi, dlatego cicho odchrząknęłam.
- Pułkowniku.- odezwał się w końcu Steve.
- Gwiaździsty bohater, czego chcesz?- zapytał.
- Listę zabitych pod Azzano.- powiedział, a ja na słowo "zabitych" wstrzymałam oddech.
- Nie rozkazujesz mi synu.- odpowiedział mu pewnym głosem Chester.
- Jedno nazwisko, sierżant James Barnes.- powiedział.
- A my później pogadamy.- powiedział wskazując końcówką długopisu na Peggy.
- Proszę mi powiedzieć czy on żyje, B. A. R...- zaczął Steve, ale starszy mężczyzna mu przerwał.
- Wiem jak to się pisze.- powiedział po czym wstał przeglądając kartki.- podpisałem dziś stos listów z kondolencjami, ale to nazwisko brzmi znajomo. Przykro mi.
- A pozostali?- powiedział po krótkiej pauzie Steve, a ja wciąż tam stałam nie mogąc uwierzyć że Bucky mógł zginąć. Starałam się jak najmocniej powstrzymać łzy napływające do moich oczu.- Zamierzacie ich uwolnić?
- Tak, wygrywając wojnę.- odpowiedział mu pułkownik.
- Wiecie gdzie ich trzymają.
- To pięćdziesiąt kilometrów za linią wroga, stracilibyśmy więcej ludzi niż zdołalibyśmy ocalić ale ty tego nie rozumiesz. Jesteś tancereczką.- powiedział złośliwie Chester.
- Rozumiem świetnie.
- To idź sobie rozumieć gdzie indziej, podobno za pół godziny masz kolejny popis.- powiedział odchodząc. Nie wiem czemu go tak poniżał, przecież Rogers nic mu nie zrobił.
- Tak proszę pana, mam.- powiedział blondyn wychodząc, a ja się już domyślałam co chciał zrobić dlatego pobiegłam zaraz za nim.
Steve wszedł do namiotu z kostiumami i zaczął pakować jakieś rzeczy do plecaka. Spodziewałam się, że nie zostawi ludzi ale nie spodziewałam się że będzie chciał to robić sam. To tak jakby porywać się z motyką na słońce, on nie miał pojęcia co go tam czeka a sam przeciwko kilku set żołnierzom hydry nie da rady nawet po wstrzyknięciu serum. Do namiotu wbiegła Peggy.
- Pójdziesz tam piechotą?- zapytała odkładając szybko płaszcz.
- Jeśli będzie trzeba.- odpowiedział chłopak.
- Słyszałeś co powiedział Philips, twój przyjaciel nie żyje.- powiedziała stając obok mnie.
- Nie wiesz tego.- odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Tu potrzebna jest strategia.- podniosła głos.
- Nie ma na to czasu.- przekrzyczał ją Steve zakładając przy tym skórzaną brązową kurtkę i biorąc plecak oraz jakąś tarczę. Nie zamierzałam puścić go samego dlatego szybko ubrałam pierwszą kurtkę jaką miałam pod ręką. Była bardzo podobna do tej blondyna z tym, że koloru czarnego.
CZYTASZ
Is it you? ||J.Barnes||
FanficŻycie nie było dla nich łaskawe... ale może kiedyś to się zmieni?