Nerwowym ruchem dłoni zmierzwiłam włosy i spojrzałam w stronę mojego 'ojca', ledwo powstrzymując się od wytknięcia mu języka.
Pieprzony kłamca.
- Co Oni tu robią? - szepnęłam do swojej 'siostruni' szturchając ją w bok.
- Po prostu się uśmiechaj. - odpowiedziała równie cicho co ja, nie przestając się szczerzyć.
No chyba nie.
- David! Jak miło Cię widzieć. - facet, cóż mężczyzna w średnim wieku, który wymarnował całą tubkę żelu na swoje włosy, przytulił mojego ojca.
- Och, James! Kopę lat. - David poklepał go po plecach posyłając mu szeroki uśmiech. - Jasmine! W ogóle się nie zmieniłaś! - teraz podszedł do - najwidoczniej - jego żony, narzeczonej, kochanki...cóż jakiejś kobiety, która miała (przesadnie) napchany i widoczny biust.
- To pewnie Twoja narzeczona? - James, tak mi się wydaje, zwrócił się do mojej matki. Ona szeroko się uśmiechnęła i skinęła głową potwierdzając jego przypuszczenia. Uniosła dłoń na której spoczywał wielki pierścionek zaręczynowy. - Cudowna. - powiedział i ucałował jej prawą dłoń.
Pieprzony romantyk.
- To moja nowa córka. - David zwrócił uwagę całego towarzystwa na moją osobę. Czy muszę mówić jak bardzo go za to nienawidzę?
- Sky. - powiedziałam wyciągając rękę w kierunku mężczyzny, który powtórzył ten sam gest, co na dłoni mojej matki.
- Ona ma na imię Scarlett. - mama zwróciła się w kierunku tego faceta, a moje policzki zapłonęły.
Nie. Wcale nie.
Usłyszałam za sobą chichot Holly i byłam zmuszona wziąć głęboki oddech - w przeciwnym wypadku, ta laska pożegnałaby się ze swoimi zębami.Bardzo dobrze wiedziała jak bardzo tego nienawidzę.
- Bardzo ładnie. - chłopak który przyszedł z Jamesem i Jasmine uśmiechnął się w moim kierunku.
- Kwestia gustu. - odburknęłam, ale uśmiech nie zszedł z jego twarzy. David przywitał się z ich synem i zaczęła się rozmowa o Holly.
Cudownie.
Więc zacznijmy od początku. Co skłoniło mnie do tej chorej sytuacji? Raczej kto - moja matka i jej 'chłopak'. Jestem w jakiejś pięciogwiazdkowej restauracji, ubrana w tą debilną sukienkę, wymalowana jak klaun i z tymi kręconymi włosami. To nie koniec - otaczają mnie faceci w garniturach i kobiety z toną biżuterii na szyi, dłoniach i uszach.
Obok mnie siedzi moja przybrana siostra, która mnie nienawidzi - ze wzajemnością - straszy facet ze swoją żoną, moja matka, mój ojczym i chłopak który jest cóż... przystojny.
Świetnie.
Na swoją obronę mam jedynie to,że przyprowadzili mnie tu praktycznie siłą. Jedyne na co miałam dzisiaj ochotę, to łóżko. Jednakże jacyś inteligentni ludzie, wymyślili coś takiego jak szantaż. Taa, tydzień bez telewizji i internetu, robi wrażenie. Przykro mi, ale siedzenie nad książkami jako 'najlepszy pomysł na spędzanie czasu' jest nie dla mnie.
- Przepiękne miejsce. - pochwaliła moja matka a facet podziękował, miło się uśmiechając.
- Czy to nie dziwne, że pomimo tego,że jesteśmy sąsiadami widujemy się tak rzadko? - zapytał,a ja wyplułam do szklanki sok, który właśnie piłam.
Kim jesteśmy?
- Sorki. - powiedziałam cicho, na co młody brunet zareagował uśmiechem i podał mi czystą chusteczkę, którą szybko przyjęłam, mocno się rumieniąc.
- Teraz kiedy wróciłeś, możemy widywać się częściej. - zaproponował mój 'ojciec' a wszyscy mu przytaknęli.
Nie będę z wami pojeby nigdzie wychodzić - NIGDY więcej.
- Świetny pomysł! - odpowiedział, a ja powstrzymałam się od komentarza.
To,że nie znam tych ludzi, nie jest niczym dziwnym. Jestem tu od trzech tygodni? Tak, coś koło tego.Przyjechaliśmy tu dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku i tak mija trzeci tydzień. Moja kochana mamusia, wzięła rozwód z moim ojcem i oto jestem.
Mimo wszystko poznałam tu świetną, Ann - dziewczynę,która chyba jako jedyna mnie rozumie i Douglasa - fajnego, wyluzowanego chłopaka.
- Scarlett, zamawiasz coś? - niemów tak do mnie kretynie.
- Nie jestem głodna. - wymusiłam uśmiech poprawiając włosy.David spojrzał na mnie dziwnie, ale nic nie powiedział. Bogu dzięki.Ostatnie czego chce to spieranie się z nim o to, co powinnam zjeść. Nie, dziękuję.
- James, a gdzie jest Niall? - zapytał, a facet ewidentnie się spiął.
- Nie miał czasu... - wymusił uśmiech, a Cox spuścił wzrok patrząc na ekran telefonu.
Czyli ON(kimkolwiek był) mógł nie przychodzić, a ja byłam zmuszona? Genialnie.
Moja matka poruszyła jakiś temat, na który oczywiście wszyscy mieli tak dużo do powiedzenia.
Wyjęłam swojego iPhone'a i szybko wysłałam sms'a do Ann.
Ja: Ratuj mnie! Błagam! :(
Ann: Aż tak źle?! :/
Ja: Jest...
Już miałam jej odpisać, ale poczułam szturchnięcie z mojej prawej strony i telefon momentalnie znalazł się na ziemi.
- Lepiej się módl, żeby był cały idiotko. - syknęłam przez zęby, mierząc utlenioną blondynkę morderczym spojrzeniem, ale Ona nie zwracała na mnie uwagi. Powędrowałam za jej wzrokiem i zatrzymałam się na wysokim blondynie. Przeszedł przez próg i nonszalancko ściągnął z nosa czarne Ray-Ban'y.Rozejrzał się po całym pomieszczeniu i zaczął kierować się w naszą stronę. Spodnie które miał na sobie idealnie opinały jego chude nogi, a ciemna, jeansowa kamizelka kontrastowała z jego blond włosami.Na jego nogach spoczywały zwyczajne Vansy, więc co do cholery dawało taki efekt?
- Hej. - rzucił, a James momentalnie wstał.
- Niall. - facet wyprostował się i spojrzał na chłopaka. Był od niego nieco niższy.
- Potrzebuję pieniędzy. - powiedział patrząc w jego oczy. Czyli to jest drugi syn Jamesa, rozumiem.
- Przywitaj się.
- Powiedziałem ''hej''.- rzucił, a jego ojciec przewrócił oczami.Kiedy wyciągał ze swojego portfela pieniądze, chłopak mrugnął okiem w kierunku Holly, na co ta uśmiechnęła się jak upośledzona i poprawiła włosy, szepcząc ciche 'hej'.
Oryginalnie, jędzo.
Blondyn zmierzył mnie wzrokiem, a ja schyliłam się by sięgnąć swój telefon. Obiecuję Ci Holly, że jeśli jego ekran będzie pęknięty - nie zaśniesz dziś w nocy.
- Dzięki. - powiedział biorąc dwa-dwustu dolarowe banknoty.
Bogaci.
- Kiedy wrócisz? - James praktycznie szepnął w kierunku chłopaka.
- Myślę,że jutro. - rzucił z uśmiechem i układając usta w dzióbek cmoknął. Otoczył spojrzeniem wszystkich przy stoliku i posłał uśmiech, zakładając czarne okulary.
- Miłego wieczoru. - powiedział i odszedł.
Całe towarzystwo spojrzało na siebie po kolei, nie wiedząc co powiedzieć i kiedy. Czułam, że nasza kolacja nie potrwa zbyt długo.
- Cóż, całkiem miłe mamy sąsiedztwo. - parsknęłam, mierząc się z zabójczym spojrzeniem mojego ojczulka.Holly szturchnęła mnie w bok, na co jeszcze szerzej się uśmiechnęłam. - Naprawdę mi się podoba.