Rozdział 4.

727 55 1
                                    

*Perspektywa Nialla.*

Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu biorąc głębokie wdechy. Niebieskim ręcznikiem wytarłem tył szyi oraz krople, które kapały z moich włosów. Przejechałem przez nie ręką a następnie złapałem twarz w dłonie. Mój oddech nadal był nierówny, jednak o wiele lepszy niż kilka minut temu. 

- Chyba na dziś wystarczy, stary. - Liam poklepał mnie po plecach i usiadł na ławce obok. Posłałem mu blady uśmiech i lekko pokiwałem głową.  - O czym myślisz? -  zapytał po krótkiej chwili.

- Jak sądzisz? - prychnąłem i spojrzałem w jego kierunku. 

- Czyżby Jo? - zapytał, a ja zaśmiałem się głośno i przecząco pokiwałem głową. Dlaczego miałbym niby zaprzątać sobie głowę jej osobą? - Już wiem! - krzyknął niczym małe dziecko. - Ta blondynka z pierwszej klasy. - poruszył zabawnie brwiami, a ja wstałem z szerokim uśmiechem i ponownie zaprzeczyłem. 

- Jesteś w tym taki dupny. - zaśmiałem się i rzuciłem mokrym ręcznikiem w jego kierunku. Złapał go i wydobył z siebie dźwięk obrzydzenia a następnie na jego twarzy pojawił się grymas. 

- Cóż, trudno zapamiętać te za  którymi się oglądasz. - burknął i wzruszył ramionami rzucając ręcznik na drugi koniec ławki. Liam był wielkim dupkiem, ale naprawdę go lubiłem. 

- Obmyślam plan. 

- Plan? - powtórzył szybko jakby myślał, że się przesłyszał. Pokiwałem głową i wyjąłem z torby paczkę papierosów, po czym wsadziłem jednego między wargi i poczęstowałem bruneta. Pokiwał przecząco głową więc schowałem resztę do kieszeni. Payne mierzył mnie wzrokiem tak długo, aż jego usta opuściło ponowne, wścibskie pytanie. - Na czym dokładnie ma polegać ten Twój plan? 

- Widzisz przyjacielu. - powiedziałem i ponownie zająłem miejsce obok niego, zaciągając się dymem. - Nie mam bladego pojęcia. - wzruszyłem ramionami wywołując tym samym śmiech u mojego towarzysza. 

- Jesteś świrem, Horan. - pokręcił przecząco głową i tym razem to on wstał z ławki, przeciągając przez głowę zieloną koszulkę. Wrzucił ją do szafki i zwinnym ruchem zamienił na luźniejszą o białym kolorze. - Może inaczej - kogo On ma dotyczyć? - zapytał a ja dokończyłem papierosa po czym rzuciłem nim na ziemię i przycisnąłem butem do posadzki. 

- Kojarzysz tę młodą? Czarne włosy, wścibska i zdecydowanie zbyt pewna siebie? Jestem zdecydowanie przekonany, że ostatnia cecha to tylko pozory. - wytłumaczyłem, przypominając sobie jej speszony wzrok kiedy podczas występu nie odrywałem od niej swojego. 

Taka gra. 

- Przyjaciółka Ann? - zapytał i teraz to ja zmierzyłem go zdezorientowanym spojrzeniem. 

- Skąd mam kurwa wiedzieć z kim Ona się przyjaźni? - zapytałem ironicznie i pokręciłem głową. 

Nie potrzebuję takich wiadomości - to jednorazowa akcja. -  Jest nowa i chcę jej pokazać, że takie 'wychylanie się' nie jest fajne. 

- Mi szczerze mówiąc dziewczyna zaimponowała. - zaczął zapinać rękawice bokserskie i znowu uniósł wzrok na moją osobę. - Daj jej spokój.Chyba,że znaczy dla Ciebie coś więcej. 

- Idziesz czy nie? - zapytał kierując się do wejścia na salę. Odwróciłem się jeszcze raz i spotkałem szczeniacki uśmiech na jego twarzy. Zawsze wszystko wyolbrzymiał. - Rusz się kretynie. - ponagliłem i szybko otworzyłem szklane drzwi. 

Ona nic dla mnie nie znaczy. 

Nigdy nie będzie. 

Best mistake.|nh.| *END*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz