Rozdział 15

780 43 58
                                    

JK stał na mokrym od deszczu chodniku z zadartą głową i patrzył na ogromny telebim zawieszony na budynku. Podświetlony, w samym centrum i największy w całym mieście, wyglądał imponująco. JK marzył o tym, żeby zdjęcie z jego sesji wyświetlało się w tym miejscu, ale ono kosztowało majątek i tylko potężne firmy było stać na emisję, a jemu nigdy nie udało się dla takiej pracować. Jeszcze wczoraj wyświetlał się tu David Beckahm z reklamą zegarków TagHeuer, a dziś? Dziś Jeong-guk miał wrażenie, że czuje znów znajomy zapach papierosów wymieszanych z czymś słodkim. Z reklamy patrzył na niego V. W zaledwie dwa miesiące wspiął się tam, gdzie Jeong-guk nigdy nie był w stanie w swojej dwunastoletniej karierze fotografa. Czuł jednocześnie satysfakcję i złość. To dzięki niemu Tae-hyung był tam, gdzie był. Wiodło mu się. Zdobył sławę, uznanie i... nowego partnera. Zacisnął zęby, ale łzy i tak zapiekły go pod powiekami. Nie chodziło nawet o to, że sam stracił zdrowie, pieniądze i szansę na współpracę z domem mody. Nie.

— I jak się czujesz tam u góry? Hm? — zapytał prześmiewczo, przecinając swoim zirytowanym głosem uliczną, wieczorną ciszę.

— Niezbyt — odpowiedział mu niski głos zza jego pleców.

JK znieruchomiał. Znał ten głos i zapach, który właśnie go dosięgnął. Myślał, że to tylko złudzenie, a jednak okazał się prawdziwy. Papierosy i coś słodkiego. Chciał się odwrócić, ale wiedział, że to tylko przysporzy mu mentalnego bólu, dlatego stał w bezruchu. Było mu też trochę głupio, że został tak przyłapany na gapieniu się na reklamę i gadaniu samemu do siebie.

— Niezbyt? — zakwestionował, chcąc zatuszować skrępowanie. — Powinno być wspaniale.

— A co u ciebie? — zapytał V w odwecie, a jego głos brzmiał żałośnie.

Jeong-guk się zaśmiał.

— Niezbyt.

— Dlaczego nie przyjąłeś propozycji pracy? — zapytał bardzo poważnie V. Teraz w jego głosie wyczuwalna była nuta złości.

Jeong-guk prychnął kpiąco.

— Pytasz serio? Czy jaja se robisz? — zapytał. — Czy to nieoczywiste?

— Nie — zaprzeczył natychmiast V.

Jego głos był zdecydowany i szorstki.

— Nie chciałem z tobą pracować — odpowiedział równie szorstko JK. — Teraz już rozumiesz?

— Dlaczego? Nie rozumiem — dopytywał V, jakby się nigdy nic nie stało.

Jeong-guk poczuł irytację. Wykrzywił usta w grymasie i odwrócił się na pięcie. Kula upadła na ziemię. V zerwał się z murku, na którym siedział, schowany pod zadaszeniem przystanku autobusowego tuż przy wejściu do galerii handlowej, ale JK zatrzymał go gestem ręki.

— Poradzę sobie! — warknął i powoli sięgnął po kulę, a potem z powrotem się wyprostował. Kosztowało go to okrutny ból, ale nie dał tego po sobie poznać.

Spojrzał na V wyzywająco. Stał jak posąg, ubrany w elegancki, czarny płaszcz, koszulę i ciemne eleganckie spodnie pod wiatą przystanku. To dlatego nie dostrzegł go wcześniej, choć czuł zapach. Z daleka widać było, że pomimo drogich ubrań wyglądał mizernie. Miał podkrążone oczy i nie wyglądał zdrowo, zapewne przez nawał pracy, a może też przez dręczące przeziębienia. Wciąż jednak jego oczy miały to łagodne, hipnotyzujące spojrzenie, które tak w nich lubił, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Nie chciał tego widzieć. Nie chciał się nim i jego zmęczeniem przejmować. V nie wyglądał też na zaskoczonego jego stanem. Pogruchotaną nogą i wciąż podrapaną twarzą.

— Czego nie rozumiesz? — zapytał kpiąco, ale nie czekał na odpowiedź. — Nie mógłbym na ciebie patrzeć w obiektywie i udawać, że cię nie znam. To proste. Zakochałem się w tobie. W przeciwieństwie do ciebie naprawdę to poczułem, a ty potraktowałeś mnie jak narzędzie. Jak przepustkę do tego miejsca — powiedział z wyrzutem, wskazując palcem na reklamę za swoimi plecami. — Miałbym udawać, że nic się nie stało? Niestety, nie potrafię tak, jak ty. Czego do kurwy nie rozumiesz? — wysyczał.

V spuścił głowę. Uniósł dłoń, w której trzymał e-papierosa.

— Wiedziałeś, że mają takie o zapachu lizaków? — zapytał.

Jeong-guk zacisnął zęby. V znów robił z niego idiotę. Zmieniał temat i wykręcał się od rozmowy. Jak Hae-in!

— Nie mamy o czym więcej rozmawiać — syknął, odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, choć noga bolała go dotkliwie.

— Uwierzyłbyś mi, gdybym teraz ci powiedział, że ja też naprawdę się zakochałem? — zawołał za nim V.

W jego głosie słychać było desperację. JK zatrzymał się jak wmurowany w ziemię, ale się nie odwrócił. V go zwodził, jak Hae-in na studiach, a on znów się łudził, że te słowa są prawdziwe.

— Zakochałeś? Niby w kim? W sobie? — zapytał z drwiną, próbując odepchnąć od siebie ułudę.

W odpowiedzi usłyszał jedynie kroki. V podszedł bliżej.

— Zakochałem się w tobie JK.

JK spuścił głowę i znów zaśmiał się drwiąco. Tylko tyle mu zostało. Pokręcił głową z niedowierzaniem, a potem stanął bokiem do V i znów spojrzał w górę na reklamę.

— Kiedy byłem na studiach, na drugim roku, zostałem zraniony. Bardzo. Ledwo się pozbierałem. I o ile dziś z zewnątrz wydawać się mogło, że wszystko ze mną okej, o tyle zdałem sobie sprawę, gdy poznałem ciebie, że moje wnętrze cały czas cierpiało. Dziesięć lat, wyobrażasz sobie? — zapytał, ale znów nie czekał na odpowiedź. — Spotykałem się wtedy z pewnym chłopakiem. Miał na imię Jung Hae-in — zaczął opowiadać, choć czuł, że to będzie bardziej bolesne niż przypuszczał. — Był przystojny i charyzmatyczny, a ja... byłem zwykły, ale dobry z matmy. Dawałem mu korepetycje, choć to on był o rok starszy, ale miałem opanowany materiał na tyle, żeby móc go uczyć. Poza tym miał tak wielkie braki, że czarna dziura była przy tym niczym. Początkowo spotykaliśmy się tylko na korepetycjach, ale widziałem, czułem przez skórę, że jest mną zainteresowany. Zakochałem się w nim, a on, gdy się zorientował, zaczął mnie wykorzystywać. Z czasem zaczęliśmy ze sobą sypiać. Uczyłem go za darmo. Odrabiałem za niego zadania, byłem nawet na kilku egzaminach, zawalając własną naukę, ułożyłem całe swoje życie pod niego, a on zawsze miał jakąś wymówkę, jeśli chodziło o nas. Wiecznie się spóźniał, nie przyznawał się do mnie publicznie. Rok łudziłem się, że coś do mnie czuje. Przecież nie sypiałby ze mną, gdyby czegoś do mnie nie czuł, prawda? Ale on unikał rozmowy o uczuciach. O związku. O tym, co było między nami. Zwodził mnie, mówiąc, że mu trudno, że nigdy nie był dobry w takich rozmowach, że potrzebuje czasu, a ja mu wierzyłem. Byłem głupi, ale kochałem go całym sercem, które on pewnego dnia po prostu rozdeptał. Jego studia wtedy dobiegły końca, a on skompromitował mnie na oczach wszystkich, mówiąc, że dostał już ode mnie to, czego chciał i że mam się od niego odpieprzyć. Nagle wszystko do mnie dotarło. Chciał, żebym się za niego uczył i żebym z nim sypiał, ale nic poza tym. Byłem załamany. Przerwałem studia, bo było mi wstyd i wróciłem do domu. Nie przyznałem się rodzicom. Powiedziałem, że zawaliłem egzaminy. Po części to była prawda. Dokończyłem naukę dopiero po roku. Od tamtej chwili byłem sam, dopóki nie spotkałem ciebie, a ty... — głos mu zadrżał, ale nie przejmował się tym. Odczekał po prostu chwilę, aż udało mu się opanować łzy i drżenie głosu. — A ty nie okazałeś się lepszy. Uwierzyłem ci, zaufałem. Dlaczego mi to zrobiłeś? — zapytał na granicy płaczu, ale nie chciał słyszeć odpowiedzi. — Coś ci przypomina ta historia? Bo mnie owszem. Znów się zakochałem w niewłaściwej osobie i znów dostałem od życia po dupie, ale zrozumiałem jedno. Człowiek, który kocha, nie postępuje w ten sposób. Gdybyś był we mnie zakochany, nie skrzywdziłbyś mnie tak, jak to zrobiłeś. Nie wykorzystałbyś mnie jak Hae-in — oskarżył i spojrzał na niego. Po policzku spłynęła mu pojedyncza łza, której nie był w stanie powstrzymać. Otarł ją szybko rękawem i pociągnął nosem.

V stał i patrzył na niego z miną winowajcy.

— Byłem głupi JK. Przepraszam, nie wiedziałem — powiedział cicho.

Twarz Jeong-guka wykrzywił grymas.

— I tylko tyle? Byłem głupi. Przepraszam? Nie wiedziałem? Czego kurwa nie wiedziałeś? Gdybyś wiedział, to by coś zmieniło? Myślisz, że to mi wystarczy? Nagle gryzą cię wyrzuty sumienia? — zapytał płaczliwie i zacisnął szczękę ze złości. — Złamałeś mi serce kutasie! — wysyczał. — Złamałeś mi serce, które dla ciebie kurwa poskładałem! Rozdeptałeś je jak robaka! Dziesięć lat byłem sam! Było mi dobrze, a ty wpakowałeś mi się w życie, jak ten swój język do ust, udając niewiniątko i teraz mnie przepraszasz? — podniósł głos. — Bałem się ciebie dotknąć, żeby cię nie skrzywdzić! Czekałbym na ciebie do końca życia! Znajdowałem w sobie pokłady delikatności, jakich nawet się po sobie nie spodziewałem! Traktowałem cię najlepiej, jak potrafiłem! Życie bym za ciebie oddał skurwielu!

DREAM PHOTOSHOOT || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz