Rozdział 7

715 36 35
                                    

Następnego dnia JK nie potrafił pracować. Był niemalże nieprzytomny. Pół nocy nie zmrużył oka, myśląc o V. Już nie o "chłopaku". O V. O Tae-hyungu, który pocałował go tak diabelsko gorąco, że gdy dziś o tym myślał, to wciąż czuł napięcie w spodniach.

Co chwila zerkał na telefon.

Łudzisz się JK. Znowu. Znasz to uczucie aż za dobrze, żeby nie wiedzieć, że to niezdrowe. Zwłaszcza dla ciebie — powtarzał sobie, ale i tak wciąż czekał, aż Tae-hyung się odezwie. Liczył, że skorzysta z telefonu, ale on nie napisał, ani nie zadzwonił przez calutki dzień. — Posłuchaj tego, to bardzo wymowne — tłumaczył, ale około dziewiętnastej, gdy telefon wciąż milczał, a on był już na sto procent pewien, że V tak jak wspominał wczoraj, nie chce korzystać z telefonu i tym samym nie ma zamiaru się odezwać, nie zastanawiając się nad niczym, postanowił pójść za ciosem. Ten chłopak go intrygował. Przyciągał do siebie, dlatego nie opierając się więcej pokusie, zaprzestał wmawiać sobie, że się łudzi i o dwudziestej ruszył motorem do Why Not. — Najwyżej zwyczajnie dostanę kosza — pomyślał w drodze. — Bo to pierwszy raz? — zadał sobie pytanie, a odpowiedź przyszła niemalże natychmiast wraz z niemiłym wspomnieniem ze studiów. — Drugi.

Kiedy dotarł na miejsce, zaparkował motor naprzeciw knajpy, zgasił silnik, zdjął kask i opierając się o siedzenie, czekał. Przez witrynę widział Tae-hyunga, jak obsługuje klientów. Ubrany znów w czarną koszulę, tym razem z zawiązanym pod szyją ciemnozielonym krawatem, do jednych się uśmiechał, z innymi pogadał przez chwilę, a potem zniknął na zapleczu. Kilka minut później pojawił się znowu. Tym razem z lizakiem w ustach. Przebrany w ciemne spodnie, bluzę i kurtkę, którą JK widział wczoraj, pożegnał się z drugim barmanem i wyszedł z knajpy. Jego oczy natychmiast odnalazły na ulicy te JK'a, wlepione w niego jak w obrazek. Na chwilę znieruchomiał, ale jego oczy się uśmiechnęły. Potem uśmiechnęły się jego usta i spuścił głowę speszony. Znów podobał się JK'owi bardziej niż wczoraj. Poczekał, aż podejdzie bliżej.

— Miałeś już dziś jakiś zły pomysł? — zapytał z przekorą.

V podniósł na niego speszone spojrzenie. Wyciągnął lizaka z ust.

— Chyba nie.

— Oto jestem! — zasugerował, unosząc ręce w górę w teatralnym geście.

V zaśmiał się w głos, pokazując dwa rzędy tych swoich bielusieńkich zębów, ale rozejrzał się ostrożnie na boki. JK poszedł w jego ślady, bynajmniej jednak obchodziły go ludzkie spojrzenia, ale najwyraźniej obchodziły V i JK czuł z tego powodu dziwny dyskomfort. Wiedział, skąd on pochodził. Znał go aż za dobrze, ale odepchnął od siebie. W głowie znów usłyszał krzyki: "Ty gnoju! Wykorzystałeś go!".

Przesadzasz — znów sobie wmawiał. — To nie jest to samo. On nie jest Hae-inem — pomyślał, ale na samo wspomnienie jego imienia, czuł, jak serce zaczyna mu walić jak młotem ze zdenerwowania.

— Masz jakieś plany? — zapytał chłopaka.

V pokręcił głową przecząco, ale znów rozejrzał się na boki. JK widział, że jest spięty. On sam też zaczynał być, a wspomnienia potęgowały to doznanie.

— Może poszlibyśmy coś zjeść na deptak przy rzece? — zaproponował, ale V tylko syknął.

— Zapomniałem, że muszę jeszcze dzisiaj...

— Nie wykręcaj się, nie musimy tam iść — przerwał mu natychmiast zrezygnowanym głosem JK.

V speszył się jeszcze bardziej, a JK był już pewny, co powoduje dyskomfort. Zbyt dobrze znał tego typu wykręty.

— Niewyautowany jesteś, prawda? — zadał pytanie wprost.

V spuścił głowę, a jego nerwowe spojrzenia w bok, aby zlustrować otoczenie czy aby przypadkiem ktoś nie słyszał i ruchy ciała, takie jak strzelające pace w stawach, gdy ugniatał jedną rękę w drugiej i przestępowanie z nogi na nogę, same w sobie były odpowiedzią, ale przytaknął dodatkowo skinieniem głowy. Jego oczy poczerwieniały, jakby miał się rozpłakać, gdy znów je podniósł wraz z pytającym spojrzeniem na JK'a. JK uciekł wzrokiem, nie chciał tego widzieć. Westchnął ciężko. To był moment, kiedy powinien odwrócić się na pięcie i odejść. Obiecał sobie. NIGDY WIĘCEJ NIEWYAUTOWANYCH KOLESI. To miało być proste i przyjemne. Niezobowiązujące. Nie miał ochoty na żadne podchody. Przerobił to już kiedyś... no właśnie. Wtedy.

I NIGDY WIĘCEJ! — krzyczał w myślach sam do siebie.

Natychmiast przed oczami stanęły mu wykrzywione usta Hae-ina, wysokiego chłopaka o ciemnych włosach i przystojnej twarzy. Chłopaka, w którym zakochał się bez pamięci, a on...

DREAM PHOTOSHOOT || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz