Rozdział 3

617 46 46
                                    

Chłopak patrzył mu w oczy nieustępliwie, przez co chwilę zajęło Jeong-gukowi zebranie myśli do kupy. Zdecydowanie nie umknęło to uwadze chłopaka, ale sam też wyglądał na nieco... zdumionego? Zmieszanego? Speszonego? Bo JK nie bawił się w pozory i pod przykrywką zawodu fotografa pożerał go wzrokiem jak polujące zwierze.

Gej? — pytał sam siebie w myślach. — A jakie to ma znaczenie? — zakpił z pierwszego pytania. Na seks potrafił namówić nawet zatwardziałego hetero, pod warunkiem, że wcześniej nie dostał w gębę.

Ale tu, teraz, czując jego wzrok na sobie, był przekonany, że to jakaś bliżej niezidentyfikowana energia przeskoczyła iskrą między nimi dwojgiem lub między ich spojrzeniami i przyciągnęła je do siebie, a gdy się opamiętał, prześlizgnął wzrokiem po chłopaku, tym razem zupełnie niepostrzeżenie. Ubrany w jakieś wytarte, jasne jeansy i biały podkoszulek, wyglądał jak pierwszy lepszy chłopak z ulicy, nie mówiąc o tym infantylnym lizaku, ale ta twarz! Naprawdę nie sposób było nie wracać do niej oczami i się na nią zwyczajnie nie gapić. Przyszło mu do głowy, że z taką twarzą chłopak powinien pracować co najmniej dla Prady, a nie dla jakiegoś tam Rokh i według niego zdecydowanie powinien pozbyć się lizaka. On też przyciągał wzrok i nieprzyzwoite myśli zaczęły mu się od tego widoku kłębić pod powierzchnią czaszki.

— Ile masz dziś czasu? — zapytał, nie zajmując sobie głowy żadnym "dzień dobry".

Chłopak wyciągnął z ust okrągłego, różowego lizaka i cmoknął. Oblizał wargi.

W głowie Jeong-guka zawył alarm, gdy na to patrzył. Co on robi z ustami? — zadźwięczało mu w głowie. — Jeśli jest gejem, to z kutasa zapewne potrafi zrobić wstążkę.

— Właściwie to... — bąknął chłopak, niskim, lirycznym barytonem wyciągniętym żywcem z erotycznych linii telefonicznych i Jeong-guk dziękował Bogu, że stał w futrynie, bo mógł się jej przytrzymać.

Natychmiast jednak przestał go słuchać, żeby kolana mu się nie ugięły. Odwrócił wzrok, zirytowany na samego siebie, że każdy atom, z którego składał się chłopak, tak na niego oddziałuje.

— Szykuj się, będziemy pracować do nocy, a nawet do jutra rana, jak zajdzie potrzeba — warknął.

— Ale... — chłopak usilnie próbował coś powiedzieć, jednak Jeong-guk zatrzymał go gestem dłoni.

— Zrobię tę sesję, choćbym miał wyzionąć ducha! Rozumiesz? — krzyknął groźnie i w jego głowie naprawdę sprawa była przesądzona. — Ile będzie zmian ciuchów? — zwrócił się do Ji-mina.

— Siedem? — zasugerował w odpowiedzi Ji-min, usiłując dać mu do zrozumienia, że przecież sam mówił, że modeli miało być siedmiu.

— Ale ja tu przyszedłem nie na sesję... — wtrącił w końcu chłopak z lizakiem.

Jeong-guk zastygł w bezruchu i wlepił w niego szeroko otwarte oczy, oniemiały.

Chłopak znów wyciągnął z ust lizaka, zrobił z ustami to samo co przed chwilą, aż Jeong-gukowi znów drgnęło coś w spodniach i przełknął ciężko.

— Zgubiłem telefon, nie miałem jak zadzwonić, że dziś nie mogę... aaaa mój manager ma wolne — wydukał na koniec.

Jeong-guk prychnął kpiąco.

Chłopie, to było niepotrzebne — zaśmiał się w duchu. — O jakim managerze mowa? Nie masz go i nie kłam, to nie przejdzie. Nie u mnie.

Od razu wiedział, że kłamie. Telefon może i faktycznie zgubił, ale manager? To jakiś żart?

— Że co proszę? — zapytał z drwiną.

— Mam sesję za pół godziny gdzieś indziej, ale on... — powiedział z wyrzutem chłopak i wskazał na Ji-mina palcem. — Zamknął mnie tutaj i nie pozwolił dojść do słowa.

Ji-min spojrzał błagalnie na Jeong-guka, jakby prosił, żeby go za to nie karał, ale ten poklepał go z aprobatą po ramieniu.

— I bardzo dobrze zrobił — pochwalił go JK, a Ji-min wyraźnie się rozluźnił i uśmiechnął przymilnie, zadowolony z siebie, że udało mu się przypodobać.

Muszę to zatrzymać — upomniał sam siebie Jeong-guk w myślach. — Jeszcze z nim nie spałem, a Różowiutki już na coś liczy.

— Gdzie masz tę sesję? — zapytał ostro chłopaka z lizakiem. Podejrzewał, że znów kłamie.

Dziwne dreszcze przechodziły mu po kręgosłupie, gdy widział, jak chłopak za każdym razem, gdy chce coś powiedzieć, wyciąga lizaka z ust i się oblizuje. Nie mówiąc o tym barytonie, który wprawiał w drżenie połowę jego ciała. Tę dolną połowę.

— Cosmo. Lepiej płacą. Mają większą renomę. Zadzwonili wczoraj, zanim zgubiłem telefon — wytłumaczył.

Nie kłamał. W tym jednym przypadku mówił prawdę. Znał szczegóły.

— Daj mi pięć minut — powiedział do niego i wyszedł z garderoby, ale zawrócił tuż za progiem. — Jak się nazywasz?

— V — odpowiedział posłusznie chłopak.

— V? Co to za imię? — zapytał kpiąco.

— Normalne.

— Ok, sekunda — powiedział zirytowany Jeong-guk i znów zniknął.

Czuł gdzieś wewnętrznie, że zrobi wszystko, żeby zatrzymać go tu jak najdłużej. Może nawet do samej nocy, aż wszyscy wyjdą? — przemknęło mu przez myśl.

Wyszedł na zaplecze, wyciągnął z kieszeni telefon i...

— Cosmo, Cosmo, myśl, kogo tam znasz, kto mógłby ci pomóc — szeptał sam do siebie.

— Może Marie? — podpowiedział cichym głosem Ji-min.

Jeong-guk drgnął jak oparzony i wlepił w niego oczy. Nie słyszał, jak zakradł się tuż za nim na zaplecze.

— Tak, Marie! Cudowny chłopcze! — prawie wykrzyknął i gdyby stał bliżej, pocałowałby go w czoło.

Piękna Marie na pewno mi pomoże — pomyślał i wygonił Ji-mina z zaplecza. Zadzwonił do Marie.

— Moja ulubiona asystentka redaktora Cosmo, Marie — powiedział przymilnym głosem, gdy zgłosiła się po drugiej stronie. — Najpiękniejsza i najseksowniejsza — zaczął jej schlebiać.

Po kilku minutach umizgów sprawa była załatwiona.

— Nie będziesz żałować. Odwdzięczę się z fajerwerkami — obiecywał na koniec dwuznacznie.

Tak, z Marie również miał zaszczyt przeżyć epizod na zapleczu Studia Cosmo, gdy zebrało go na nutę egzotyki przy sesji letniej kobiet. Jej tajska, ciasna szparka, odzwierciedliła rajskie klimaty sesji. A usta... nie wiedzieć czemu, na samo wspomnienie tego słowa, w jego myślach pojawiły się te z lizakiem. Zamknął na chwilę powieki, żeby ochłonąć i zakończył pełną seksualnych podtekstów rozmowę z Marie. Krótko po tym wtargnął znów do garderoby. Chłopak stał tyłem wpatrzony w okno. Szybkim, zachłannym spojrzeniem obrzucił jego sylwetkę. Przydługawe włosy, szerokie ramiona, wciętą talię i... zgrabny tyłek opięty jasnym jeansem. Zastanawiał się, jaki jest w dotyku i jak dorwać faceta na osobności, by to sprawdzić. Pomyślał również, że ta jasna koszulka zwisająca luźno z jego ramion wyglądałaby lepiej, jakby mógł zamienić ją na koszulę z guzikami i patrzeć na nią z góry, podczas gdy kolana odziane w jeans klęczałyby przed nim.

Boże — stęknął w myślach, a chłopak jakby go usłyszał, bo odwrócił się na pięcie i wbił w niego swoje brązowe oczy. Ustami bawił się kończącym się lizakiem. Ciarki znów przeszły Jeong-gukowi po plecach i był pewny, że chłopak też to poczuł.

Jakim cudem? Pojęcia nie miał, ale chłopak miał to wypisane na twarzy.

— Gapisz się na mnie — upomniał go młody mężczyzna.

— Fotograf zawsze gapi się na modela, nie wiedziałeś? — odgryzł się JK. — Przywilej wolnego zawodu.

— Ale tylko na planie, a nie w garderobie — odparował arogancko chłopak i znów włożył lizaka do ust. Przesunął językiem z jednej strony, na drugą, wciąż patrząc mu prosto w oczy, a potem na środek i pokręcił palcami za patyczek.

— Coś sugerujesz? — zapytał sugestywnie.

— Absolutnie nie, jestem w pracy, ale sam przyznasz, że lekarze nie gapią się na pacjentów poza gabinetem. Tak a'pro po wolnych zawodów — odgryzł się chłopak.

Inteligentny — pomyślał JK — Lubię inteligentnych. Na planie to rzadkość. Zazwyczaj modele to pustaki, a tu proszę, perełka. Z lizakiem. Nie umknęło jego uwadze, że chłopak nie wspomniał nic o tym, że jest hetero i o tym, co by zrobił, gdyby byli po godzinach.

W drzwiach pojawił się Ji-min i spojrzał pytająco wpierw na chłopaka potem na niego.

— I? Co robimy? Czas ucieka — ponaglił z drżeniem w głosie, które Jeong-guk słyszał w słuchawce ponad godzinę temu. Paliło się pod nim. Musiał zdać poranny raport redaktorowi.

Jeong-guk złapał się za boki.

— Przebieraj się i maluj, nie masz już sesji w Cosmo. Odwołałem — poinformował chłopaka z wyższością.

Chłopak zmarszczył brwi.

— To niedorzeczność! — podniósł głos wyraźnie zdenerwowany. — Mój manager się z tobą za to policzy — pogroził.

— Skończ pieprzyć, nie masz żadnego managera — sarknął Jeong-guk i pokręcił w powietrzu palcem. Chłopak wyraźnie zbity z tropu zamilkł. — Masz być gotowy za... — tu spojrzał na makijażystkę, która pojawiła się znikąd.

— Pół godziny — powiedziała stanowczo.

— Niech będzie pół godziny — westchnął Jeong-guk. — Zapłacę ci różnicę ceny, a jeśli nie skończymy do dwudziestej, wypłacę ci trzydzieści procent więcej.

Ji-min otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, a chłopak się uśmiechnął pod nosem, ale nie omieszkał się wykłócać.

— Do dwudziestej? Jest wpół do siódmej rano! Mogę tu zostać maksymalnie do siedemnastej — postawił warunek.

JK spojrzał na niego krytycznie.

DREAM PHOTOSHOOT || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz