Rozdział 10

576 34 3
                                    

   Kiedy telefon Harry'ego zadzwonił po szkole i na wyświetlaczu pojawiło się imię Zayna, Harry był niemal pewien, że ma przejebane. Zakończenie relacji z Louisem wydawało się być dobrym pomysłem – a jeśli ma być szczery, nadal nie żałował – ale teraz Harry tracił swoją pewność na myśl o konfrontacji z Zaynem. Bez wątpienia dzwonił, by na niego nakrzyczeć, a może nawet przydzielić mu inną karę.

 - Halo? – Harry przywitał się słabo.

 - Harry! – Zayn wykrzyczał wesoło, a brwi Harry'ego natychmiast połączyły się w zmieszaniu. – Słuchaj, Horan urządza dziś imprezę dla drużyny. Nic wielkiego; po prostu zespół i kilka dziewczyn, by było interesująco. Wchodzisz w to?

  Harry nie odzywał się przez moment, myśląc o tym. Jego głowa nadal bolała, a on ledwo przeżył bycie pijanym noc wcześniej.

 - Em, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.

 - Och, daj spokój! Tylko dlatego, że Louis tam będzie? – Zayn westchnął, wyraźnie zdenerwowany. – Spójrz, przeżyliście dzisiejszy trening, tylko wy dwoje, tak? To z pewnością oznacza, że poradzicie sobie z byciem na imprezie przez kilka godzin, jeśli nawet nie musicie ze sobą rozmawiać.

  Harry zrobił minę. Więc Louis nie powiedział Zaynowi, że Harry wyszedł z dzisiejszego treningu. Zastanawiał się dlaczego – na pewno Louisowi spodobałoby się, by wkopać Harry'ego jeszcze bardziej. Ale komentarz Zayna wniósł kolejny problem. Harry wiedział, że nie może iść na imprezę i nie pić – to był jego zły zwyczaj – ale ostatni raz, gdy się upił, oskarżał wszystkich o „nie bycie Louisem". Skrzywił się na myśl o tym, co by się stało, gdyby upił się, będąc z Louisem w tym samym budynku.

 - Um, mam... zadania z matmy – burknął.

 - Jest piątek! Masz na to cały weekend! Poza tym, od kiedy odrabiasz zadania domowe? – zadrwił Zayn.

  Harry westchnął, niezdolny by wymyślić inną wymówkę.

 - Okej, tak... ale płacisz za taksówkę do domu.

  Zayn wydawał się raczej zadowolony z siebie przez resztę rozmowy, mówiąc Harry'emu gdzie będzie impreza i o której się zaczyna (a także, o której godzinie powinien się pojawić). Harry tylko w połowie słuchał; jego umysł już wymyślał wszystkie możliwie najgorsze scenariusze.

-x-

Pomimo tego, co Harry myślał, zaskakująco trudno było się upić. Wszystko, o czym mógł myśleć, było to, jak rozbrzmiewająca muzyka sprawiała, że czuł, jakby jego głowa miała eksplodować i jak ostry alkohol palił jego suche i bolące gardło. Był ledwie w połowie drugiego kubka swojego drinka i już nawet żałował wypicia tego.

  Nie wspominając o tym, że nigdzie nie było widać Louisa. To było dziwne, jak Harry mógł go nienawidzić i nie chcieć być w jego pobliżu, a mimo wszystkiego wydawało się, że wszystko, co mógł robić na tej imprezie, to stanąć gdzieś na uboczu i go szukać. Nie był pewien, czy chciał go znaleźć, czy nie; wszystko co wiedział, to fakt, że to było to dość irytujące, że spędzał ponad godzinę, szukając niskiego chłopaka pośród tłumu pijanych nastolatków i nie widział nikogo, kto mógłby go przypominać. Widocznie rozeszła się informacja o imprezie i dom był wypełniony ludźmi – Harry nawet nie był pewien, czy niektórzy chodzili do ich szkoły.

 - Ej, stary! Ta dziewczyna w rogu robi do ciebie oczy przez całą noc. – Bardzo pijany Niall Horan wykrzyczał przez muzykę, trącając bok Harry'ego. Właściwie to było raczej garbienie się niż kuksaniec, gdy chudy chłopak oparł się o niego, by nie upaść na ziemię.

  Harry nie podążył za wzrokiem Nialla.

 - Nie, dzięki. Mi tu dobrze. Nie jest w moim typie – powiedział, starając się posłać przy tym uśmiech.

  Tak bardzo, jak nienawidził swojego aktualnego zakłopotania, wiedział, że nie było nic gorszego od bycia osobą, która psuje zabawę na tego rodzaju imprez. Poza tym, już teraz utknął jako chłopiec od wody.

 - Tak, żadna z tutejszych dziewczyn nie jest w jego typie – powiedział niewyraźnie Zayn, pojawiając się znikąd, opierając podbródek na ramieniu Harry'ego i pocieszająco klepiąc go po plecach.

  Kędzierzawy chłopak musiał zagryźć grymas. Wiedział, że w pijackim stanie Zayn myślał, że mu pomaga, ale to było tylko bolesne przypomnienie o tym, że Zayn wiedział, jak Harry prawie pieprzył innego chłopaka w obskurnej klubowej łazience ostatniej nocy. Poza tym, kiedy Zayn był pijany, Harry nie mógł zrobić nic, tylko martwić się o to, że jego tajemnica wychodzi na jaw.

 - Co on miał przez to na myśli? – Niall żachnął się, złączając brwi w zmieszaniu.

 - On po prostu... Skupia się na szkole. – Zayn skłamał bez przekonania.

  Harry skrzywił się i posłał Zaynowi znaczące spojrzenie. To najlepsza wymówka, jaką mógł wymyślić?

  Niall kupił to, będąc zbyt podnieconym, by się przejmować i skinął głową.

 - Musisz się trochę rozluźnić, Styles. Dzisiaj jest zbyt piękne, by tracić swoje najlepsze lata na takie rzeczy jak szkoła. Weź sobie kolejnego drinka! – powiedział Niall, wskazując szczególnie energicznym ruchem w stronę kuchni, gdzie stół był zastawiony napojami.

  Harry zatrzymał się przed miską z ponczem, obserwując jak czerwona powierzchnia trzęsie się i wiruje w rytm ciężkiej muzyki elektronicznej, która wydobywała się z głośników. Zauważył pustą butelkę wódki, stojącą podejrzanie blisko ponczu i wszelkie jego zainteresowanie odnośnie ponczu zniknęło. Odwrócił się, wpadając na kogoś stojącego za nim.

 - Cholera, przepraszam – wymamrotał Harry, zdając sobie sprawę, że chłopak trzymał kubek z ponczem – którego zawartość pozostawiała teraz mokre, czerwone plamy na jego białego koszuli.

 - W porządku– wymamrotał chłopak.

  Harry stłumił jęk, gdy rozpoznał w chłopaku Louisa.

 - Czy ty mnie śledzisz czy coś? – warknął, odpychając go.

  Mniejszy chłopak był pijany i stoczył się na ladę, krzywiąc się, gdy plecami uderzył o twardy marmur.

 - Jestem tu po kolejnego drinka – mruknął, starając się wyprostować plecy, gdy niezdarnie ruszył w kierunku stołu z napojami.

 - Co, zamierzasz upić i pieprzyć jakiegoś kolejnego, losowego faceta? – Harry warknął.

 - Nie, ja tylko... Po prostu chcę się napić. – Louis sięgnął, zginając i prostując palce, gdy próbował złapać jedną z wielu butelek.

  Harry westchnął, patrząc jak Louis w końcu zgarnął wybrany napój, przechodząc do walki z zakrętką. Niechętnie wyciągnął rękę i wyjął butelkę z małych dłoni Louisa, usadzając go przy stole.

  - Nie, jesteś już wystarczająco pijany. Jeśli wypijesz coś jeszcze, będziesz musiał iść na płukanie żołądka.

   Louis jęknął.

 - I? Jestem tylko dziwką, co cię obchodzi, jeśli umrę z powodu zatrucia alkoholem? – powiedział, próbując brzmieć na zezłoszczonego, ale jego słowa wydawały się zacierać w jedno, w sennym bałaganiu.

 - Możesz się po prostu zamknąć? – warknął Harry.

  Louis skrzywił się, pochylając się nad ladą i trzymając się, by nie spaść. Wyciągnął rękę i wycelował nią w Harry'ego, oskarżycielsko wystawiając palec.

 - Byłem w porządku, zanim się pojawiłeś i wszystko zrujnowałeś. Czy wiesz z jakim gównem muszę mieć do czynienia przez ciebie? – Louis kilkakrotnie dźgnął palcem w pierś Harry'ego, który patrzył zaskoczony i milczał, gdy na twarzy Louisa pojawiły się zmarszczki, jakby powstrzymywał się od łez.

 - Em... prawdopodobnie powinieneś pójść do domu – zasugerował, łapiąc nadgarstek Louisa i odpychając go lekko, więc jego palec już dłużej go nie dotykał.

 - Raczej nie, dzięki – mruknął Louis, przepychając się koło Harry'ego.

  Harry nie był pewien, czy Louis celowo zepchnął go z drogi, czy po prostu na niego wpadł. Tak czy inaczej, zrobił tylko pięć kroków, zanim potknął się o własne nogi, ledwo unikając upadku na podłogę.

  Harry przewrócił oczami.

 - Wracasz do domu, teraz – stwierdził i pociągnął w swoją stronę Louisa, zdając sobie sprawę, że jego ramię było owinięte wokół pasa chłopaka. Louis skrzywił się i spróbował wyrwać.

 - Nie chcę – mruknął.

 - Trudno– rzucił Harry.

  Pociągnął go do głównego wejścia, gdzie większość ludzi wciąż tańczyła, zatrzymując się przed drzwiami.

- Zadzwonię po taksówkę dla ciebie.

 - Nie mam pieniędzy.

  Louis wzruszył ramionami, odwracając się i starając się z powrotem ruszyć do kuchni, chcąc kontynuować swoją misję zdobycia kolejnego drinka.

 - Jak tu dotarłeś? – spytał Harry, chwytając małe ramiona Louisa i delikatnie przyciągając go z powrotem, przyciskając go do ściany, by utrzymać go w miejscu.

 - Przyszedłem – wyjaśnił Louis, robiąc kwaśną minę i dąsając się, gdy próbował wykręcić się z uścisku Harry'ego.

  Harry skrzywił się. Tak bardzo, jak nienawidził Louisa, nie był pewien, czy dobrym pomysłem było puszczenie chłopaka samego do domu o tej porze w piątkowy wieczór, kiedy był tak najebany.

- W porządku, chodź ze mną – mruknął po chwili zastanowienia, ciągnąc za sobą Louisa, gdy w tłumie szukał Zayna.

  - Och! Wasza dwójka już się dogaduje? Pocałujecie się i pogodzicie? – krzyknął Zayn; miał zaszklone oczy i wypieki na twarzy od alkoholu, gdy tańczył niezdarnie. Jego oczy rozszerzyły się nieco, gdy zrozumiał, co właśnie powiedział i zaśmiał się beztrosko z własnego dowcipu, jakby to był wewnętrzny żart jego i Harry'ego.

Harry'emu wcale nie było do śmiechu i był bardzo zadowolony, że Louis był zbyt pijany, by w pełni zrozumieć konsekwencje tego, co Zayn właśnie powiedział. Zdecydował się zignorować słowa Zayna, bo w tej chwili jego głównym priorytetem było zabranie Louisa do domu.

 - Możesz znaleźć kogoś, kto odprowadzi Louisa do domu?

 - Czuję się dobrze! – syknął Louis, odpychając Harry'ego i prawie przewracając dużą miskę serowego ciasta francuskiego.

  Oczy Zayna skupiły się na plamach ponczu na koszuli Louisa i wydawało się, że zrozumiał o co chodzi.

 - Każdy tutaj jest tak samo pijany, jak on. Byłoby najlepiej, gdybyś ty odprowadził go do domu.

 - Ale... – Harry westchnął, próbując znaleźć jakąś alternatywę.

 - To nie tak daleko. Po prostu go odprowadź i wróć, a potem ty i ja możemy wziąć taksówkę do ciebie. – Zayn zapewnił go, klepiąc go protekcjonalnie po plecach.

  Harry rzucił mu miażdżące spojrzenie, a Zayn westchnął ciężko.

- Proszę, stary? Spójrz na tego biednego faceta.

  Louis skrzywił się z rozdrażnieniem i skrzyżował ręce, głośno oczyszczając gardło, przypominając Harry'emu sfrustrowanego dzieciaka.

 - Nie potrzebuję kogoś, by odprowadził mnie do domu.

  Harry przewrócił oczami.

 - Tak, w porządku. Ale jesteś mi to winien – mruknął do Zayna, owijając ramię wokół tułowia Louisa i praktycznie ciągnąc go przez cały dom, na zewnątrz.

 - Możesz mnie teraz zostawić. Czuję się dobrze – rzucił Louis, gdy tylko znaleźli się na chodniku.

 - Nie, obiecałem Zaynowi, że odprowadzę cię do domu. Teraz się zamknij i powiedz mi, gdzie mieszkasz – powiedział Harry pewnym głosem.

 - Nie. – Louis pociągnął z oburzeniem nosem.

  Harry przewrócił oczami.

 - Cóż, nie zostawię cię samego, dopóki nie będziesz bezpieczny w domu, zatem wygląda na to, że będziemy mieli długą noc, tak?

  Louis skrzyżował na chwilę ręce i spojrzał na Harry'ego, jakby go sprawdzał. Harry w odpowiedzi zacisnął usta w wąską linię i spotkał oczy Louisa. Nie podda się.

 - W porządku. – Louis mruknął wreszcie, rozluźniając się i pozwalając sobie zgarbić się u boku Harry'ego, starając się nie potykać o własne nogi. – Mieszkam w 662 na Chelsea Street, około pięć minut drogi stąd.

  Harry skinął głową i pociągnął Louisa. Zacisnął mocniej palce w jego pasie, słysząc jak mniejszy chłopak skrzywił się z bólu. Wzdrygnął się, przesuwając dłoń by zakryć swoją talię.

 - Przepraszam, zapomniałem o twoich siniakach – mruknął Harry, ponownie chwytając Louisa, ale tym razem upewniając się że jego ręka jest wyżej, w okolicach żeber.

 - Przestań! – Louis zaczął piszczeć, cofając się jeszcze raz, gdy Harry chciał złapać jego tors.

  Harry skrzywił się.

 -Co, więcej siniaków? Powinieneś powiedzieć ludziom, by, do cholery, obchodzili się z tobą delikatniej – mruknął, rozdarty między sarkazmem i troską.

  Louis nagle stracił wszelkie oznaki irytacji, zamiast tego ponownie przyciągając głowę do piersi i napinając ramiona, jakby próbował zwinąć się w kłębek i zniknąć.

 - Przekażę wiadomość – mruknął.

 - Daj spokój, nie możesz nawet być na mnie za to wkurzony. – Harry przewrócił oczami. – To nie moja wina, że śpisz z chłopakami, którzy są prawdopodobnie dwa razy więksi od ciebie i rzucają tobą.

  Louis wyrwał się z ramion Harry'ego i próbował iść na przód, ale czubkiem buta zahaczył o pęknięcie w chodniku i upadł twarzą na ziemię. Jęknął, gdy uderzył w twardą powierzchnie, przyciągając nogę do klatki piersiowej i pociągnął nosem.

 - Cholera, Louis! Czy... wszystko w porządku? – wykrztusił Harry, natychmiast kucając przy nim i próbując pociągnąć Louisa do pozycji siedzącej. – Co się stało? Co cię boli? – Słowa wyciekły z jego ust, gdy rozpaczliwie pragnął dowiedzieć się, co się stało, że Louis cierpiał tak bardzo, że nie mógł nawet otworzyć oczu.

 - Nic... tylko... moja kostka – wyjąkał słabym głosem.

  Harry uklęknął przy rannym chłopaku i wziął go na barana.

 - W porządku, zaniosę cię do domu, a potem twoi rodzice mogą wziąć cię do szpitala.

  Louis nagle zaczął się dziko wiercić, próbując zejść z pleców Harry'ego.

 - Nie! Nie, nic mi nie jest! Nie potrzebuję jechać do szpitala. Ja tylko... Po prostu muszę to rozchodzić – zaprotestował, próbując – co mu nie wyszło – ukryć ból w głosie.

  Harry westchnął.

 - Po prostu się nie ruszaj, dobrze? To w niczym nie pomoże, jeśli spadniesz z moich pleców i znowu uderzysz w chodnik – powiedział, ale jego głos był łagodny.

  Louis wydawał się nieco uspokoić, gdy zacisnął ręce wokół ramion Harry'ego, ale wciąż trzymał nogę pod niewygodnym kątem wokół jego talii. Harry zmarszczył brwi, próbując subtelnie, kątem oka sprawdzić go, uświadamiając sobie jedynie, że nie trzymał nogi pod niewygodnym kątem; jego stopa była po prostu obrzydliwie i nienaturalnie skręcona w porównaniu do reszty nogi. Harry poczuł, jak jego własna kostka pulsuje współczująco i oderwał wzrok od nogi Louisa, próbując skupić się na drodze.

  Po kilku minutach Harry czuł ciepły oddech delikatnie owiewający jego szyję, a potem ciężar głowy Louisa, gdy wtulił twarz w zagłębienie między ramieniem a szyją i usłyszał dźwięk cichego chrapania.

  Harry starał się to zignorować, miażdżąc ciepłe uczucie, które rozlewało się w jego brzuchu. Przypomniał sobie, że nie chciał mieć nic wspólnego z Louisem. Louis dostał się do niego, do jego głowy i namieszał; to nie było zdrowe. Zwłaszcza, gdy Louis obracał się i spał z każdym chłopakiem, które potrafił owinąć sobie wokół małego palca.

  Ogarnęła go fala ulgi, kiedy zorientował się, że dotarł pod dom Louisa. Wspiął się na chodnik i nacisnął palcem na dzwonek, decydując się nie budzić chłopaka by poprosić o klucz. Najprawdopodobniej najlepiej było zostawić go śpiącego; jeśli sen wywołany alkoholem może dać mu ucieczkę od bólu w złamanej kostce, tak było lepiej.

 - Louis? Co ty kurwa robisz? – Pijacki głos wybełkotał ze złością, gdy drzwi śmignęły, odsłaniając mężczyznę w średnim wieku z butelką piwa w dłoni.

 - Jest ranny; jego kostka wygląda źle. Mogę zanieść go do samochodu, jeśli chcesz zabrać go do szpitala. Albo zadzwonić po taksówkę i poczekać, aż przyjedzie. – Harry zastanawiał się, czy jest ktoś inny w domu – najlepiej ktoś trzeźwy, kto faktycznie mógłby zająć się Louisem.

 - Nie, nic mu nie jest. Twardy z niego chłopak. – Mężczyzna chrząknął. Przysunął się i pchnął ramię Louisa – Obudź się, cioto!

  Louis jęknął przez sen, zaciskając palce na Harrym i chowając twarz w jego plecach.

 - Powiedziałem, obudź się! – Mężczyzna wyciągnął rękę, szukając kostki Louisa, jakby chciał za nią szarpnąć.

  Harry odskoczył.

 - Nie! To jego złamana kostka! – wykrztusił, oszołomiony.

 - No, a jak inaczej mam go obudzić? – Mężczyzna spytał niecierpliwie.

 - Zaniosę go do jego pokoju – powiedział Harry, coraz bardziej zaniepokojony o Louisa, niż chciałby się przyznać.

 - Dobrze. Zdejmij z niego tę koszulę – mruknął, widząc wyschnięte plamy po ponczu na białej koszuli chłopaka.

  Harry skinął głową.

 - Tak, proszę pana – mruknął, wchodząc do domu i prowadząc Louisa po schodach.

  Zajrzał w każde drzwi, zastanawiając się, który pokój jest Louisa, choć to okazało się być łatwym wyzwaniem; pierwszym pokojem była łazienka, a drugi pokój, jaki znalazł, był oblepiony plakatami piłkarzy i kilkoma zdjęciami Louisa ze starszą kobietą – jego mamą, jak domyślił się Harry.

  Harry westchnął i włączył światła, zamykając za sobą drzwi. Być może to było nieco dziwne, być sam na sam z Louisem w jego sypialni za zamkniętymi drzwiami, podczas, gdy ten był nieprzytomny, ale było coś w tym mężczyźnie na dole, co go po prostu denerwowało.

  Posadził Louisa na łóżku i odwrócił się, by pogrzebać w jego szufladzie, aż znalazł ubrania, które wyglądały na wystarczająco zużyte i miękkie, by być pidżamą, zanim odwrócił się do wciąż śpiącego Louisa, skulonego na łóżku. Harry ostrożnie odpiął guziki jego koszuli, krzywiąc się, gdy lepki czerwony płyn spłynął z tkaniny na jego palce.

  Gdy tylko Harry zdjął koszulę z Louisa, ujrzał przerażający wzór siniaków tańczących po całej jego skórze. Ciemne, niebieskie zabarwienia w kształcie odcisków dłoni zostały rozrzucone po całym jego ciele – przez żebra, łopatki, plecy, przesuwając się do bioder. Znaki, wyglądające na coś więcej niż tylko siniaki pozostawione po brutalnym seksie.

 - Cholera, Lou... – wyszeptał Harry, choć wiedział, że Louis wciąż był nieprzytomny. – Co ci się stało?

   Znał odpowiedź na to pytanie, gdy tylko je zadał, przypominając sobie jak mężczyzna z dołu chciał po prostu chwycić złamaną kostkę Louisa, jako sposób, by go obudzić.

  Harry wzdrygnął się starając się nie myśleć o tym, gdy sięgnął po koszulkę, którą wybrał jako pidżamę. Nie mój problem, nie mój problem, powtarzał sobie, starając się ignorować chore uczucie w żołądku. Wciągnął miękki materiał przez głowę Louisa, zanim przesunął się w dół, ściągając jego dżinsy. To było niezręczne, ale czuł się wystarczająco źle na myśl, że Louis obudzi się z okropnym kacem i złamaną kostką; śpiąc w tych niedorzecznie obcisłych dżinsach, które musiałby ściągnąć z siebie, co rano byłoby jeszcze bardziej niewygodne.

Zsunął spodnie w dół nóg Louisa, krzywiąc się, gdy zobaczył jak siniaki ciągnąc się dalej w dół bioder. Szczególnie ostrożnie pociągnął nogawki przy kostkach i wciągnął miękkie, flanelowe spodnie na jego nogi.

  Harry właśnie chciał ułożyć Louisa pod pościelą, kiedy usłyszał jego zmieszany głos.

 - Harry? – wybełkotał, brzmiąc jeszcze bardziej pijanie, będąc w pół śnie.

 - Tak, to ja. Po prostu... Po prostu idź spać – mruknął, przyciągając kołdrę do brody Louisa, opatulając nią całe jego ciało i wygładzając materiał.

 - Pieprz się. – Louis jęknął nagle.

  Harry zamrugał, marszcząc nos.

 - Co? – zapytał, zbyt oszołomiony, by być w pełni obrażony.

 - Kim ty, kurwa, myślisz, że jesteś? Przyszedłeś do mnie tamtego dnia po szkole – pieprzyłeś mnie za drzewem. A potem mówiłeś do mnie i sprawiłeś, że czułem się jakbym rzeczywiście, kurwa, miał znacznie, jakbym był coś wart. A potem... Potem nazywasz mnie dziwką i traktujesz jak gówno i sprawiasz, że czuję się jak śmieć – powiedział Louis, starając się umieścić w głosie nieco jadu, ale był zbyt senny, by to opanować.

  Niemniej, słowa zabolały.

 - Ja... – Harry przerwał, nie wiedząc co do cholery powiedzieć w tej sytuacji. – Przepraszam – wykrztusił.

 - Wiesz, co jest gorsze? – Louis szepnął cichym głosem. Harry w końcu zmusił się, by napotkać jego spojrzenie, a szklane, mokre oczy Louisa były wystarczające, by sprawić, by czuł się jak jeszcze większy dupek. – Wciąż chcę, żebyś mnie lubił. Nawet po tym wszystkim... tym... tym gównie, w które mnie wepchnąłeś, wciąż chcę, żebyś mnie znów zaakceptował. Jak bardzo żałosnym mnie to czyni?

  Harry zmarszczył brwi.

 - Nie, Lou. To ja – powiedział cicho.

  Louis zamilkł na moment, myśląc nad tym.

 - Tak. Tak, to ty. Wszystko twoja wina – zadecydował, wyglądając prawie na zadowolonego z siebie za zrzucenie winy, zanim jego powieki zatrzepotały. – Dobranoc – wybełkotał, wtulając głowę w poduszkę.

  Harry wypuścił z ust niedowierzający śmiech, jak gwałtownie zmieniał się nastrój Louisa, gdy był pijany.

 - Dobranoc – powtórzył słabo, sięgając do przodu, aby odsunąć grzywkę z oczu Louisa, zanim uświadomił sobie, co robi i cofnął rękę.

   Odwrócił się od łóżka chłopaka, wychodząc na korytarz i upewniając się, że dobrze zamknął za sobą drzwi. Wiedział, że to nie sprawi, że Louis będzie bezpieczny przed wszystkim, co Harry odkrył dziś wieczorem, ale z jakiegoś powodu poczuł, że to początek.

✔ Hiding ✔ - Tłumaczenie (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz