Lekarstwo na złe sny

5.2K 123 245
                                    

Odkąd została Strażniczką, nic w jej życiu nie było łatwe, jednak w ciągu ostatnich kilku tygodni życie Marinette skomplikowało się jeszcze bardziej. Sytuacja z Kotem znowu była napięta, szczególnie po ich ostatniej kłótni. Chłopak domagał się wyjaśnień, chciał odpowiedzi, a ona po raz kolejny zostawiła go z niczym. Najgorszy był wyraz jego twarzy, gdy na niego wrzasnęła. Wyglądał tak, jakby chciał zapaść się w sobie i zniknąć. Zwieszona głowa i smętnie zwisający ogon prześladowały ją do tej pory.

Coś się między nimi zaczęło psuć już lata temu, gdy obowiązki Strażniczki były dla niej zupełnie nowe i niejasne. Mijały miesiące, a ona ignorowała sygnały, które jej wysyłał, zbytnio zajęta innymi sprawami, które zdawały się być ważniejsze.

Teraz już wiedziała, że podążyła złą drogą i zastanawiała się, jak wrócić na tę właściwą.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że wróciły do niej koszmary. Była przekonana, że ten etap ma za sobą, jednak ostatnio znowu zaczęły ją dręczyć. Im bardziej napięta stawała się jej relacja z Kotem, tym częściej w snach nawiedzała ją jego zakumatyzowana wersja.

- Nie! - zawołała, gwałtownie siadając na łóżku.

Oddychała szybko, a serce waliło jej w piersi jak oszalałe. Wodziła wzrokiem po pokoju, szukając białej postaci o przeszywających niebieskich oczach. Gdy nie zobaczyła niczego odbiegającego od normy, ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem.

- Marinette? - Zaspana Tikki podfrunęła bliżej przyjaciółki. - Wszystko w porządku?

Nie odpowiedziała. Tikki westchnęła wtedy cichutko i przysiadła na kolanie projektantki.

- Kolejny koszmar? - domyśliła się. - Co tym razem?

- Blanc... - odszepnęła Marinette, ocierając policzki rogiem koca.

- To tylko zły sen, Marinette. Kot nie został zakumatyzowany. Nic mu nie jest.

- Jaką niby mogę mieć pewność?! - załkała, patrząc na Tikki załzawionymi oczami. - Nie wiem kim jest, co robi, jak się czuje... Znam go od lat, a tak naprawdę nic o nim nie wiem! I przez te przeklęte sekrety nawet nie mogę zapytać... - Głos się jej załamał. - Co jeśli to moja wina? Jeśli to ja byłam przyczyną tej katastrofy w przyszłości? Co jeśli właśnie stoję na ścieżce, która znowu do tego doprowadzi?

- Nie, Marinette... To nie...

- Nie możesz tego wiedzieć na pewno! - przerwała jej, łkając cicho. - Tak bardzo bym chciała...

Urwała i usiadła pod ścianą, kolana obejmując rękami. Tikki zawisła przed jej twarzą.

- Czego byś chciała? - spytała.

Nie odpowiedziała.

- Mari, porozmawiaj ze mną, proszę...

Marinette oparła policzek o kolano i spojrzała na tablicę obwieszoną zdjęciami swoich przyjaciół. Były tam fotografie Alyi, Nino i Adriena. Było kilka zdjęć Luki i całego Kitty Section. Zawiesiła kilka zdjęć z koleżankami z klasy. Na tablicy znalazły się nawet Fei, Aeon i Jess. Wszyscy oni stanowili nieodłączną część jej życia.

Tak samo jak Kot.

Jego zdjęcia jednak nie było. Dlaczego? Alya znała jej tożsamość od dawna, nie byłoby to dla niej dziwne, że trzyma w pokoju zdjęcia swojego partnera. Kot miał pełne prawo znaleźć się na tej tablicy.

A jednak nigdy nie zawiesiła jego fotografii. I w głębi duszy wiedziała dlaczego.

Gdyby musiała codziennie patrzeć na jego twarz pomiędzy zdjęciami przyjaciół, poczucie winny zwyczajnie by ją wykończyło. To on zawsze nalegał, by poznali się bliżej, a ona trzymała go na dystans. Jak więc mogła się nazywać jego przyjaciółką?

Miraculum: opowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz