Tamtego dnia zaprowadziłam Victorię na moją ulubioną plażę. Ciągnęła się u podnóża jednej z gór, z dala od oczu turystów. Chodzili tam głównie miejscowi, którzy chcieli zakosztować odrobiny spokoju. Próżno było szukać budek z lodami i straganów z pamiątkami — te ciągnęły się po drugiej stronie jeziora, bliżej parku rozrywki. Tu człowiek mógł poczuć się naprawdę wolny, zaznać bliskości wspaniałej przyrody północnych Włoch. Chciałam, by Victoria odnalazła w plaży to samo piękno, którym zachwycałam się ja.
Rozłożyłyśmy leżaki w cieniu drzew.
— Ale się objadłam — westchnęła Vic. — Aż strach wchodzić do wody. A nie marzę o niczym innym.
— Cóż, babci nie wolno odmawiać.
Zaśmiała się lekko.
— Wiesz, Roso... twoja babcia wydaje się bardzo miła. Trochę natarczywa, ale miła.
— Lepiej bym tego nie ujęła.
— Ta książka, którą czytałaś... jest warta polecenia?
Uśmiechnęłam się do niej. Rzadko zdarzał się ktoś, kto dobrowolnie chciał pogadać ze mną o literaturze. Choćby z powodu, że kiedy zaczynałam mówić, nie potrafiłam skończyć. Obiecałam sobie, że w tym przypadku będę się pilnować.
— Chyba tak. Jeśli lubisz czarownice, płonące stosy, walkę o władzę... Bohaterki są świetne — wyznałam. — Ellen i Aliena to takie prawdziwe buntowniczki. No i w tle tego wszystkiego buduje się ogromna katedra, pojawiają się kolejne pokolenia... Wciągnęłam się.
— Brzmi naprawdę dobrze.
Pokiwałam głową z entuzjazmem.
— Gdybym żyła tak z pięćset lat temu, pewnie sama byłabym wiedźmą — powiedziałam. — W innej roli się nie widzę.
Victoria przyglądała mi się badawczo, po czym łagodnie się uśmiechnęła. Jej jasne oczy rozbłysły.
— Gdybyś była wiedźmą, chodziłabym do ciebie po wróżby. — Udała, że trzyma w ręku szklaną kulę. — Victorio, kiedy słońce wstanie na zachodzie, a zajdzie na wschodzie, poznasz miłość swojego życia.
— Kiedy piasek na pustyni zamieni się w rwącą rzekę, Alessio przestanie mnie wkurzać.
Zaśmiałyśmy się obie.
— Co to w ogóle za pomysł, żeby was ze sobą zeswatać? Nie pasujecie do siebie.
— Powiedz to mojej babci — mruknęłam. — Poza tym, ojciec Alessio ma kancelarię adwokacką. A gdybym została panią mecenasową, babcia spuchłaby z dumy.
— Lepiej bądź sobą. Zostanie czyjąś żoną to chyba kiepski zawód — stwierdziła Vic.
— Co kto lubi. — Wzruszyłam ramionami. — Nawet nie wiem, na jaką uczelnię mam się wybrać. Ani co chcę studiować. A chyba powoli czas się decydować.
Victoria pokiwała głową ze zrozumieniem.
— Rzuciłam studia po pierwszym roku — przyznała. — Były cholernie nudne i zupełnie niepotrzebne.
— Co studiowałaś?
— Socjologię. Nie pytaj dlaczego, bo sama tego nie wiem. Dostałam się, więc poszłam. Ot i cała historia. Szybko odkryłam, że nienawidzę statystki, wkurza mnie połowa wykładowców, a sugerowanie, że i tak skończę w jakimś przydrożnym barze i będę sprzedawać kierowcom hamburgery było dość dobijające.
CZYTASZ
Płacz cykad || 18+ || Victoria de Angelis x OC
FanfictionByły pijane winem, latem i miłością. Upijały się własnym szczęściem, radosną iskrą, która rozbłysła między nimi i rozpętała pożar. Zawiera treści dla dorosłych.