5. Słońce wszystko widziało

520 28 8
                                    

Błękitne oko Gardy patrzyło w bezchmurne niebo. Było niezwykle gorąco. Ciała niezliczonych turystów brązowiały na piasku, a szczęśliwcy, którzy wywalczyli sobie kawałek wody, zanurzali się w niej aż po nos.  

Mogli mi tylko zazdrościć. Mnie i miejscowym, którzy znali niewielką plażę ciągnącą się z daleka od straganów i parku rozrywki. Przyszłyśmy tam z Victorią wcześnie rano i zajęłyśmy nasze miejsce w cieniu drzew. Znów smarowałam jej plecy kremem. To był nasz mały rytuał; dotyk, chłód tłustej mazi, którą rozprowadzałam z niezwykłą pieczołowitością, krótki pocałunek, lub znacznie dłuższy jeśli akurat byłyśmy same. 

Tamtego dnia miałyśmy szczęście. Cieszyłyśmy się sobą nawzajem. Victoria bez żadnego skrępowania zdjęła górę od stroju i opadła na leżak. Kąpała się w promieniach słońca. I była piękna, tak piękna, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Wydawało mi się, że jej ciało błaga o dotyk. 

Pochyliłam się nad nią, by znów skosztować jej ust. Przyciągnęła mnie do siebie. 

— Może popływamy? — zaproponowała i pocałowała raz jeszcze. Jej włosy lśniły w promieniach słońca.

Wstała i pociągnęła mnie w stronę wody. Garda kusiła. Powoli zanurzałyśmy się w chłodnej toni. Victoria rzuciła się w błękit. Jej skóra błyszczała jak syrenie łuski. Podziwiałam jej piękno, chłonęłam je całą sobą. Pisnęłam, czując dłonie na talii.

— Jesteś taka śliczna — wyszeptała, by po chwili rzucić mi  łobuzerski uśmiech. Ochlapała mnie tak gwałtownie, że już nie musiałam się zanurzać. Zaśmiałam się głośno i odpłaciłam jej się pięknym za nadobne, na co krzyknęła z oburzenia.

Potrafiłyśmy tak godzinami. W jednej chwili było między nami pożądanie, w kolejnej beztroska zabawa. A czasem wszystko naraz. Może dlatego było nam tak dobrze? Cudowne, wakacyjne dni, zapach kremu z filtrem, wieczorne wino, które piłyśmy u mnie na tarasie, jeżeli babcia była w humorze — to była nasza miłość. 

Zasłuchiwałyśmy się w grze cykad. Rozmawiałyśmy. Kochałyśmy się, gdy tylko nadarzała się okazja. Poznawałyśmy swoje ciała. Victoria otworzyła mnie na nowe doznania. Czasem szeptała mi do ucha różne zberezeństwa, a ja czułam, że policzki mi purpurowieją. Pokochałam ją nagle, gwałtownie i bez pamięci. 

— Rosa rumieni się jak róża — stwierdziła kiedyś Vic. 

Znów objęła mnie w pasie i pocałowała po raz kolejny. Pociągnęła na głębszą wodę. 

— Zostańmy tu na zawsze — zaproponowała. — Jest tak cudownie i chłodno. 

Byłam gotowa się na to zgodzić.

Odchyliłam głowę i przepłynęłam kilka metrów na plecach. Słońce paliło mi twarz, toń chłodziła ciało. Cieszyłam się uczuciem lekkości. Mogłam tak trwać przez wieki.

Victoria złapała mnie pod pachami.

— Nie uciekaj — szepnęła. Poczułam, że bawi się moim zapięciem od stanika. Wyprostowałam się. Pogłaskała mnie po policzku i przyciągnęła do siebie. Smakowała wodą i miodem.

— Dobrze mi z tobą — powiedziałam cicho.

Czułam, jak jej dłonie badają moje uda. Westchnęłam, gdy pocałunki Vic zeszły niżej. Już kiedyś zostawiła mi ślady na szyi i bardzo ją to bawiło.

— Niech widzą, że jesteś moja — wymruczała. — Tylko moja.

Tkwiłyśmy tak jeszcze bardzo długo. Gdy wróciłyśmy na swoje miejsce pod drzewami, słońce znajdowało się nieco niżej. Plaża wciąż była pusta. Miałyśmy szczęście. W takich chwilach naprawdę mogłyśmy być razem.

Płacz cykad || 18+ || Victoria de Angelis x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz