Miłość oślepia

180 13 2
                                    

Całowałam go jakby nie było jutra. W sumie kto wie co się może stać? Oderwałam się od niego. Oddychaliśmy jednym powietrzem i patrzyliśmy sobie w nasze piękne oczy. Nie wiem czy to przez alkohol, ale wydawały się być śliczniejsze niż zawsze. W pewnym momencie usłyszeliśmy krzyki kibicowania z imprezy. Dlaczego każdy musi nam przeszkadzać w takiej chwili? Zadałam sobie pytanie. Skrzywiliśmy się i poszliśmy w tamtą stronę. 

Widziałam jak Topper topi w morzu Johna B. Mojego brata. Sarah krzyczała, aby przestali. Nigdzie nie widziałam ani Kie, ani Pope'a. Dlaczego oni muszą udowadniać swoją wyższość w ten sposób? Topper zawsze uważał, że my - płotki, jesteśmy tylko do koszenia trawników. Ale, żeby topić jednego z nas? Przeciskałam się już przez tłum i chciałam interweniować. Nagle do akcji wkroczył JJ. Przyłożył pistolet do tyłu głowy Top'a. Chłopak uniósł ręce w geście obronnym i puścił JB. Automatycznie wytrzeźwiałam. 

Wynoście się z naszej części wyspy! - krzyknął JJ strzelając w niebo dwa razy. Każdy pobiegł w inną stronę, a ja podeszłam i popchnęłam blondyna. Co jest z tobą nie tak?! 

On chciał go utopić! - teraz to on mnie popchnął.

Bo na pewno, by to zrobił! - krzyknęłam.

Nie dotykaj jej. - Rafe stanął przede mną i mu zagroził. 

JJ popatrzył na nas, zaśmiał się i odszedł chwiejąc się na każdą możliwą stronę.

Nic ci nie jest? - zapytał blondyn.

Nic.. martwię się bardziej o niego. Coś ewidentnie jest na rzeczy.. - powiedziałam wtulając się w jego tors. Nie dawałam mojej mamie oznak życia od kilku dni, muszę iść.. Dodałam.

Pójdę z tobą. - zaproponował chłopak

Jeśli chcesz.. - uśmiechnęłam się lekko

Przez całą drogę, czułam się okropnie. Dosłownie wszystko mnie bolało. Musieliśmy iść z buta przez to, że oboje wypiliśmy. Spacer minął nam w ciszy. Trochę w niezręcznej ciszy. Oboje zastanawialiśmy się nad naszą relacją. Nie byliśmy jak inne pary. Zresztą nie byliśmy w ogóle parą, ale coś co jest pomiędzy nami nie można nazwać przyjaźnią. 

Zdziwiłam się, gdy stanęłam pod moim domem. Było lekko po 3 a w każdym możliwym pomieszczeniu świeciło się światło. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Rafe proponował, żeby wszedł pierwszy. Tak na wszelki wypadek, ale odmówiłam. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam liczne pobojowisko. Salon wyglądał jakby stado koni urządziło sobie imprezę. Wszystko było porozwalane, w ścianach był dziury. Stałam jak wryta. Oboje staliśmy. Ten dom wyglądał jakby właśnie został obrabowany. Tylko, że nawet nie miał z czego być okradziony.

Mamo! - zaczęłam wołać, ale nie było żadnego odzewu. Lekko się przeraziłam i zaczęłam biegać po pokojach szukając kobiety.

Rafe.. Nigdzie jej nie ma.. - powiedziałam wychodząc z jej sypialni. 

Zadzwonię do taty. Pracowała u niego. Może coś wie na ten temat. - zaproponował chłopak.

Kiwnęłam tylko głową na ,,tak''. Blondyn wyszedł na dwór, aby porozmawiać z ojcem. Sama zaczęłam wybierać numer w telefonie do mamy. Dzwoniłam kilka razy, ale za każdym razem włączała się poczta głosowa. Rafe przyszedł z dworu i oznajmił, że jego tata nic nie wie. W pewnym momencie zrobiło mi się słabo. Ciało zaczęło mi drżeć, a nogi były jak z waty. Oparłam się o ścianę plecami i zsunęłam się siadając z podkulonymi kolanami. Powietrze było ciężkie i gęste. Chłopak próbował coś do mnie powiedzieć, ale tylko jedno zdanie krążyło w mojej głowie. ,,Moja mama zaginęła''. Nie poradziłabym sobie ze stratą obojga rodziców. Zostałabym sierotą, razem z Johnem B. Blondyn wyrwał mnie z transu podnosząc mnie na nogi. Zaczęłam płakać. Pierwszy raz wybuchłam tak bardzo, że nie mogłam złapać oddechu, a łzy niekontrolowanie spływały po moich policzkach. Wpadłam chłopakowi w ramiona. Przy nim czułam się bezpiecznie. Tylko jego uścisk i dotyk były w stanie mnie uspokoić. Odnajdziemy ją.. będzie dobrze.. spokojnie. Pocieszał mnie ciągle tymi słowami, lecz wiedziałam, że już nigdy nie będzie dobrze. Nagle przypomniałam sobie o jednym pomieszczeniu, którego nie sprawdziłam. Gabinet ojca. Nie był użytkowany chyba od 9 miesięcy. Nikt nawet tam nie wchodził od momentu zaginięcia taty. Błyskawicznie tam pobiegłam zostawiając zdziwionego chłopaka. Poszedł za mną. Próbowałam otworzyć kłódkę, ale byłam za słaba. Ręce mi się trzęsły. Rafe to zrobił. Wparowałam tam i zobaczyłam wielką kałuże krwi. Zasłoniłam ręką usta z przerażenia. Wędrowałam wzrokiem po śladach krwi i zobaczyłam... moją mamę. Podbiegłam do niej i próbowałam coś powiedzieć, ale byłam w za dużym szoku. 

Co się stało?! Kto to zrobił? - wydusiłam z siebie płacząc. Rafe wybierał już numer na pogotowie. 

Ward... Ward Cameron.. - wyszeptała mi do ucha, lecz i chłopak to usłyszał. Momentalnie przestał dzwonić po pomoc..

----------

Wiem, że rozdział miał być wczoraj! Przepraszam! Uwierzcie, ale czułam się okropnie. Ból brzucha, głowy, wymioty.. Szkoda gadać. Ale jest! Króciutki ale jest! Nie obiecuję, że jeszcze dzisiaj jakiś wpadnie bo mam zdecydowanie za dużo nauki na jutro, żeby cokolwiek napisać.

Miłego dnia/nocy! <3

Strangers | Rafe Cameron *ZAWIESZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz