VII. Biernie winny

66 7 1
                                    

    Jedyne co dało się usłyszeć w dusznym pomieszczeniu to ciche odbijanie się podeszwy jego buta o podłogę, kiedy jego noga drgała rytmicznie. Ponownie spojrzał w dół na swoje dłonie, nadgarstki mocno przetarte od miotania się w kajdankach. Po chwili ponownie spojrzał na biurko przed sobą. Okulary, jego kartoteka, zdjęcie w ramce, za biurkiem mężczyzna w szarym garniturze. Niewyprasowana koszula, siwe włosy a pod oczami wory. Cyrk.

- Więc? Jesteś gotowy o tym porozmawiać? Szczerze porozmawiać?

   Szkielet przechylił lekko głowę. Słyszą, ale i tak nigdy nie słuchają.

- Od kiedy ciekawi was szczerość? Nie mów mi, że przespałem waszą wielką odmianę! Kiedy to mogło być, no pomyślmy... Pomiędzy zamykaniem mnie w izolacji a wypuszczaniem przed inspekcją, czy pomiędzy dwunastogodzinnym przesłuchaniem po którym omdlałem a odwiedzinami perso-?

- Dosyć.-urwał stanowczym tonem detektyw.  Jego usta nieznacznie się zacisnęły. Tylko nieznacznie, tylko tyle aby dać mu siłę przebrnąć przez tę samą rozmowę po raz kolejny.- Jeżeli nie zgodzi się pan współpracować, to wyrok będzie gorszy.

- Mam zmyślać?-zmrużył lewe oko.

- Ma pan mówić prawdę.

- Czyli mam zmyślać.

- Słuchaj .-wysilił się na spokój w głosie, chociaż zrezygnował już z grzeczności. Zacisnął dłonie jak do modlitwy i przystawił do swojej twarzy. Boże daj mi siłę.- Jeżeli nie chcesz tu zostać, lepiej powiedz jak było naprawdę, zmień te niedorzeczne zeznania i zacznij współpracować albo skończysz tutaj na zawsze za to co zrobiłeś.

- Chcesz żebym skończył w więzieniu, hah? W pierdlu więźniów nic nie ogranicza, tak jak pracowników tu, chociaż nawet tutaj zdaje się, że względem praw są równi i równiejsi.-zmrużył oczy, drwiący uśmieszek na jego twarzy. Oboje mieli dość tych rozmów i oboje już się nie powstrzymywali.

   Mężczyzna umilkł na chwilę. Arogancja młodszego potwora była dla niego najgorszą częścią tych rozmów. Killer Manne.

- Chcemy prawdy i ci pomóc.

    Szkielet rozłożył się wygodniej na krześle, przechylając głowę.

- Jak? Dla mnie już nie ma wyjścia. Nie zdajesz się na tyle głupi, żeby tego nie wiedzieć.-zmrużył oczy wypełnione tą nienaturalnie gęstą ciemnością.

- Możesz chociaż odpokutować za to co zrobiłeś. Jak potraktowałeś swoją rodzinę.

- Nie wierzę w pokutę, a resocjalizację też możecie sobie wsadzić. Wierzę natomiast w prawdę i swoją już powiedziałem.

- Naprawę nie chcesz dać sobie pomóc?-wymusił mężczyzna, odruchowo sięgając do serdecznego palca, na którym jednak nic nie było.

  Szkielet uśmiechnął się krzywo.

- Ty miałbyś mi pomóc? Ty nie potrafisz pomóc sobie.-nachylił się nagle, przedramionami opierając o kolana. Blade światełka w jego oczodołach zlustrowały spiętą twarz mężczyzny.-Kto to był? Żona?

  Zanim detektyw zdążył zareagować, szkielet zwinął z biurka zdjęcie i ponownie rozsiadł w swoim niezbyt wygodnym siedzisku. Szeroki uśmiech powoli rozkwitł na jego twarzy. Postukał ostro zakończonym paliczkiem o szybkę zanim podjął;

- Ah~ Mąż? Coś nas łączy; ludzie nienawidzą homoseksualistów prawie tak samo jak potworów.

  Twarz mężczyzny wygięła się w złości. Wyprostował się i nagłym szarpnięciem odzyskał zdjęcie. Potwór uniósł niewinnie dłonie, przechylając głowę z figlarnym uśmiechem.

Urojony. [Passive Crossmare]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz