5. Rodzinny obiad

32 3 0
                                    

Stałam na progu rodzinnego domu. Serce biło mi jak szalone. Gdzieś podświadomie czułam, że to nie będzie łatwa wizyta. Moi rodzice na ogół są w porządku. Ale w głowie wciąż dźwięczał mi podniesiony głos mamy. Była wkurzona, że nie powiedziałam jej o stracie pracy. I na pewno da mi to dzisiaj odczuć. Jestem o tym przekonana.

Wzięłam głęboki oddech i zapukałam energicznie do drzwi. Po chwili stanęłam twarzą w twarz z własnym ojcem.

— Erin, córeczko! Jak miło cię widzieć.

— Cześć tato — przywitałam się z rodzicem, po czym weszłam do środka. Zapach świeżo upieczonych ciasteczek cynamonowych rozchodził się po całym domu.

— Mama powiedziała mi, co cię spotkało — tata popatrzył na mnie z troską. — Trzymasz się jakoś?

— Tak, jeszcze jakoś się trzymam.

— Erin, jakbyś czegoś potrzebowała, to daj znać. Pamiętaj, że możesz na nas liczyć, dobrze? — ciepłe oczy taty bacznie się we mnie wpatrywały. Oczy, które są identyczne, jak moje, duże i niebieskie.

Z wyglądu bardziej przypominam mamę. Podobnie jak ona jestem szczupła, nie za wysoka, mam jasnobrązowe włosy i mały nos. Tylko oczy odziedziczyłam po tacie. Mój ojciec jest dość wysoki i jak na wróża dość postawny. W przeciwieństwie do mnie i do mamy ma ciemne włosy, teraz lekko przyprószone siwizną. Pomyślałam, że mimo upływu lat, nadal jest trochę przystojny.

— Dobrze będę pamiętać — powiedziałam, po czym lekko się uśmiechnęłam. Tata odwzajemnił uśmiech i poklepał mnie po ramieniu.

— Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. A teraz nie stójmy już dłużej w korytarzu. Twoja mama zaparzyła właśnie herbatkę.

Z kuchni dobiegały odgłosy krzątającej się mamy, która wyjmowała z szafki trzy filiżanki. Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.

— Siadajcie — powiedziała, po czym uściskała mnie na powitanie. — Erin, zrobiłam na obiad twoje ulubione zraziki z chochlików. A na deser mus z kwiatu wiśni, który ostatnio tak ci smakował.

— Dzięki mamo, tęskniłam za twoimi zrazikami — usiadłam przy stole i poczęstowałam się przepysznym cynamonowym ciasteczkiem.

Kuchnia była mała, ale przytulna. Jasnobrązowe meble kontrastowały z ciemnozielonymi dodatkami. Ściany pokrywała kremowa tapeta, w oknie wisiała nowa firanka. Na parapecie, w ozdobnych doniczkach, stały urocze kaktusy. Brązowy stół, przy którym siedzieliśmy był duży i wygodny, tak, jak pasujące do niego krzesła. W dzieciństwie uwielbiałam tu przesiadywać. Mogłam podpatrywać mamę, gdy gotuje, wdychać zapachy przygotowywanych potraw, czy próbować różnych smakołyków, zanim znalazły się na talerzu. To były cudowne czasy.

— No już, już, opowiadaj, co tam u ciebie — wyrwał mnie z zamyślenia głos mamy. — Byłaś na jakichś rozmowach o pracę? Składałaś CV w jakieś nowe miejsca?

— Mamo... — jęknęłam.

— Markelo, obiecałaś mi, że nie będziesz robić Erin przesłuchania — tata popatrzył na mamę groźnie. — Pamiętasz?

Posłałam tacie pełne wdzięczności spojrzenie a on uśmiechnął się do mnie ciepło. Mama nieco się oburzyła.

— No co, to już nie można o nic zapytać?

— Można, tylko musisz pytać akurat o to? — zrobiłam przygnębioną minę, bo nie chciałam, by moje bezrobocie było pierwszym tematem naszej rozmowy. Czułam jednak, że mama tak szybko nie odpuści.

— Bo jestem ciekawa, jak sobie radzisz.

— Radzę sobie świetnie — stwierdziłam.

Mama spojrzała na mnie sceptycznie.

Perypetie bezrobotnej wróżkiWhere stories live. Discover now