Rozdział 1 Victoria

36 4 34
                                    

    Wysiadłam z samochodu brata ruszając w stronę budynku przede mną. Co chwilę poprawiałam niewygodną odzież znajdującą się na moim ciele, którą był mundurek szkolny składający się z białej koszuli z czarnym krawatem i czarnej spódnicy do połowy ud. Od zawsze nie lubię tego typu ubrań.

- A może jakieś dziękuje? - zapytał chłopak zamykając czarne Lamborghini.

- Spierdalaj. - nie odwracając się w jego stronę pokazałam mu środkowy palec.

    Luck Mattheo Villin to mój brat, brat bliźniak. Ma krótkie, czarne włosy oraz niebiesko-zielone oczy. Na lewym ramieniu ma tatuaż węża i około sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Ja jestem szatynką o długich, kręconych włosach, oczach także niebiesko-zielonych i mam sto sześćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu. Mimo, iż z wyglądu jesteśmy identyczni nasze charaktery bardzo się różnią. Ja jestem typem introwertyczki oraz w pewnych sytuacjach jestem pewna siebie, natomiast Luck jest typem chłopaka, który lubi bawić się dziewczynami i ma na wszystko wyjebane.

    Po przekroczeniu progu szkoły zostałam zamknięta w uścisku przez moją przyjaciółkę, Natashe. Ma smukłą twarz, jasną cerę, zielone oczy i falowane, krótkie blond włosy oraz sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu.

    Luck przechodząc obok nas zrobił kwaśną minę, na co przewróciłam oczami. Podeszłam do szafki, z której wyjęłam potrzebne mi książki i ruszyłam do sali. Zajęłam swoje miejsce, czyli w ostatniej ławce znajdującej się na końcu w środkowym rzędzie. Na początku roku nauczycielka powiedziała, że ja i Natasha mamy zakaz siedzenia ze sobą. Nie dziwię się, gdy siedzimy razem nie da się normalnie prowadzić zajęć.

    Rozbrzmiał dzwonek na lekcję, a nauczycielka kazała nam przepisać temat z tablicy. W trakcie pisania Natasha rzuciła do mnie liścik, czego na szczęście nie zauważyła. Rozłożyłam karteczkę i przeczytałam jej treść.

"Jak idzie ci manifestowanie?"

    Spojrzałam na nią i wzruszyłam ramionami, po czym wróciłam do przepisywania tematu. Przez następne pół godziny nie działo się nic ciekawego, leżałam na ławce i kreśliłam kółka w zeszycie, gdy reszta klasy słuchała monologu pani Clinton. Nagle cała klasa zamilkła, gdy drzwi od sali otworzyły się. Znudzona spojrzałam na osobę stojącą w wejściu. Przez chwilę myślałam że to sen, który zaraz się skończy.

    Stał tam chłopak. Chłopak, który wygląda tak samo jak ten, którego wyobrażałam sobie podczas każdej manifestacji. Wysoki. Czarne kręcone włosy. I co najważniejsze.. Czarne oczy.

- Spóźnienie w pierwszy dzień szkoły? Tylko pogratulować. Podaj mi swoje nazwisko i zajmij miejsce. - powiedziała nauczycielka, otwierając dziennik.

- Haas.

- H-Haas? Ach, tak.. - poprawiła okulary, które lekko zsunęły jej się z nosa. - Dobrze, usiądź.. usiądź.. obok panny Villin. Ostatnia ławka w środkowym rzędzie.

    Nie dotarło to do mnie do momentu, kiedy chłopak podszedł do mojej ławki.

- Przesuń się, debilko. Rozłożyłaś się na całej ławce. - powiedział rzucając obok niej plecak.

    Nic sobie z tego nie robiłam, co go rozzłościło. Popchnął mnie, przez co prawie spadłam z krzesła i usiadł obok, kładąc nogi na ławkę.

- Pojebało cię?!

Powiedziałam dość głośno, bo wzrok całej klasy padł na mnie.

- Co to za słownictwo, panno Villin? Proszę wziąć swoje rzeczy i iść do dyrektora! I to już!

    Przewróciłam oczami, chowając rzeczy do plecaka. Wyszłam z sali i poszłam do łazienki. Jeszcze mnie nie powaliło, żeby iść do dyra.

- To wszystko wina tego nowego! - warknęłam, uderzając pięścią o ścianę.

- A to niby czemu?

    Wystraszona odwróciłam się. Chłopak stał oparty o ścianę. Poprawiał włosy opadające mu na twarz i nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Ty tak na serio?! I.. dlaczego wszedłeś do damskiej?

- Przed drzwiami nie było żadnego napisu "zakaz wstępu dla Johannesa Haasa".

    Zaczął podchodzić coraz bliżej mnie, przez co ja coraz bardziej odchodziłam. Po paru postawionych krokach uderzyłam plecami o ścianę. Chłopak oparł się o nią prawą ręką, a drugą złapał mnie za wewnętrzną stronę lewego uda.

- Gdzie te łapy?!

- Och, już nie udawaj takiej świętej, Villin. - przewrócił oczami, kreśląc na nim nieznane mi wzory.

- Już zapamiętałeś moje nazwisko? - zapytałam, coraz głębiej oddychając, gdy poczułam usta chłopaka na szyi.

- Kochanie, znam je już od bardzo dawna. - wyszeptał i bez słowa odszedł.

    Mrugnęłam kilka razy i podeszłam do lusterka.

- Kurwa. - warknęłam, widząc dużą, a co gorsza bardzo widoczną malinkę.

    Wyjęłam z plecaka podkład i nałożyłam dość dużą ilość, po czym wklepałam go gąbeczką. Przez ten czas zadawałam sobie jedno pytanie. Po jakiego chuja ja go wymanifestowałam?

Black EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz