Rozdział 8 Victoria

11 1 9
                                    

    Następny dzień zapowiadał się bardzo nudno, gdyż Natashy nie będzie w szkole. Spojrzałam na dziewczyny z klasy siedzące w ławkach po lewej, które wesoło się śmiały i rzucały po krzesłach. Westchnęłam i przekręciłam stronę w książce od matematyki. Dzisiaj jest sprawdzian, na który nic nie umiem. Nawet dodatkowe lekcje mi nie pomogły.

- Siema siostra, mamy dzisiaj łączone zajęcia. - powiedział Luck i zajął wolne miejsce obok.

- Fajnie. - mruknęłam pod nosem, wczytując się w literki umieszczone w książce.

- Nie ucz się, i tak dostaniesz piątkę, kujonie. - zamknął podręcznik, kładąc go na swoją ławkę.

- Żaden kujon. Nie mam co robić, telefon znowu mi się zepsuł. - rzuciłam stary grat na ławkę i oparłam brodę o prawą rękę.

    Mam ten telefon pół roku, a zepsuł się już chyba z milion razy. Mama nie chce kupić nowego. I co tu teraz uczynić, jak nie mam ani grosza?

- Idź do pracy. - wypalił nagle, jakby czytał mi w myślach. Spojrzałam na niego i uniosłam brwi. To był dobry, a zarazem zły pomysł.

- Błagam, kto kto by mnie zatrudnił? - przewróciłam oczami. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek na lekcje.

    Po chwili do klasy przyszła wiedźma z górą sprawdzianów. No czy ją pojebało? Tam było pięć, jak nie więcej, zszytych razem kartek na jedną osobę. To było pewnie, obleje te test.

***

- Jak ci poszło? - zapytała przyjaciółka, z którą rozmawiałam przez face time'a.

- Nie pytaj. Nie dość, że kazała to pisać nawet klasie Lucka, z którą mieliśmy łączone zajęcia, to jeszcze były tam zadania, których nie przerabialiśmy. Czemu ona jeszcze uczy w tej szkole? - powiedziałam, bawiąc się pluszowym miśkiem na moim łóżku. Może napisanie petycji o zmianę nauczyciela Matematyki to nie będzie taki zły pomysł..

- Nie wiem, ja bym ją już dawno zwolniła. - powiedziała i wstukała na laptopie parę literek, tworząc tym nieznane mi słowa. - Mama załatwiła mi korepetycje z matmy, dzisiaj mam pierwsze zajęcia. Opowiem ci później jak było. - do naszych uszu doszedł głos rodzicielki mojej przyjaciółki. - Muszę już kończyć, zdzwonimy się.

I nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, dziewczyna rozłączyła się. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na szafkę nocną, po czym spojrzałam w sufit. Od momentu, gdy Haas przysiadł się do mnie w kawiarni, nie odezwaliśmy się do siebie. Cały swój wolny czas spędza z tą jego szmatą. W pewnej chwili pomyślałam, że zaczęłam za nim tęsknić, lecz szybko pozbyłam się tej myśli.

- Victoria, Luck, zejdźcie proszę na dół! - usłyszałam wołanie mamy.

  Chwyciłam telefon i zeszłam do salonu, w międzyczasie chowający urządzenie do kieszeni bluzy. Luck zszedł chwile po mnie i zajęliśmy miejsca na kanapie, na przeciwko rodzicielki.

- Wylatuje do Włoch i nie wiem kiedy wrócę. Jest to związane z moją pracą. Chciałam was wziąć ze sobą, ale szef się na to nie zgodził. Proszę was, abyście na siebie uważali, niczego nie zniszczyli i nie wpadli w kłopoty. Zwłaszcza ty, Luck. - umilkła, czekając na naszą reakcje. Wymieniłam krótkie spojrzenie z chłopakiem.

- Kiedy wylatujesz? - zapytałam po chwili, zawracając tym na siebie uwagę kobiety.

- Za godzinę.

  Zmarszczyłam brwi. Czemu nie powiedziała nam o tym wcześniej, tylko godzinę przed odlotem?! Poczułam wibracje, więc sięgnęłam po telefon. Nim zdążyłam cokolwiek przeczytać, ten złom wyłączył się. Przeklnęłam pod nosem, chowając go ponownie.

- Możemy już iść? - powiedział znudzony chłopak, a rodzicielka jedynie kiwnęła głową.

  Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę schodów, gdzie nie obeszło się bez przepychania. Będąc ponownie w pokoju, chwyciłam pierwszą lepszą książkę, którą okazał się być „Harry Potter i Przeklęte Dziecko". Niezbyt lubię książki tej kategorii, jednak ta wydaje się być nawet ciekawa.

***

Zaczynałam czytać akt drugi scenę trzynastą, kiedy usłyszałam dźwięk uderzania w okno. Zgięłam róg kartki, aby nie zapomnieć, na której stronie skończyłam i skierowałam się w stronę wcześniej wspomnianego obiektu. Odsłoniłam roletę i zmarszczyłam brwi na widok Haasa, podrzucającego mały kamyk w dłoni. Otworzyłam okno, a wzrok chłopaka skierował się na mnie.

- Czego chcesz? - zapytałam, a sposób w jaki to wypowiedziałam, był nieco niemiły.

- Za pięć minut widzę cię przy samochodzie. - po wypowiedzeniu tego, ruszył w stronę swojego czarnego Ford Mustanga.

Stałam tak chwile, parząc się na trawę mojego podwórka. Czy powinnam się bać?

Black EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz