Jak zwykle obudziłam się przed budzikiem. Powoli wstałam i udałam sie do łazienki wziąć szybki prysznic. Po 5 min byłam ubrana w mundurek. Spakowałam się i zrobilam lekki makijaż oraz rozczesałam długie blond włosy. Założyłam torbę na ramię i zeszłam na dół do kuchni. Mama już wyszła do pracy pomimo, że na zegarze jest dopiero 7:30. Zrobiłam sobie jak co dzień płatki z mlekiem. A potem na droge wzięłam jabłko. Równo o 7:45 ruszyłam do szkoły. Moja rodzina nigdy nie należała do biednych dzięki czemu byłam w szkolnej elicie i miałam własne auto. Zaparkowałam samochód na parkingu dla uczniów i ruszyłam do szkoły. Już przy bramie przywitała mnie moja przyjaciółka Lara. Chodziłyśmy razem do podstawóki potem przeszłyśmy razem gimnazjum i teraz jakoś dajemy rade w liceum. Ona jako jedyna z grupy cheerleaderek ma mózg i myśli o czymś innym niż pieniądze , kosmetyki, imprezy i piłkarze. No i nie wygląda jak plastik dzięki czemu ma chyba największe wzięcie w szkole. Standardowo przywitałam się z nią całusem w policzek a potem ruszyłyśmy do mojej szafki i tym samym również do jej.
- z kim idziesz na bal wiosenny?- zapytała zaciekawiona Lara. Przez chwile zaczęłam sie zastanwiać aż w końcu wzruszyłam ramionami. - toż to skandal, że nikt jeszcze nie zaprosił takiej lasencji jak ty. - oburzyła się brunetka a potem wybuchnęła śmiechem. Dołączyłam do niej chowając książki do szafki. Już miałam coś odpowiedzieć lecz przerwał nam łomot ciała uderzającego z dość dużą siłą o metalowe drzwiczki. Spojrzałam przez ramie przyjaciółki i ujrzałam skulonego i przestraszonego Marcela, szkolnego kujona, który był pośmiewiskiem dla wszystkich. Jak zwykle Jared, kapitan szkolnej drużyny piłki nożnej chciał siłą zabrać mu kase na lunch. Pokręciłam głową.
- co za jełop. -wskazałam na chłopaka, który znęcał się nad biednym Marcelem. -Musze pomóc Marcelowi bo zaraz mu sie jeszcze dostanie. - ruszyłam w tamtą stronę lecz przyjaciółka mnie zatrzymała.
-oszalałaś?! To towarzyskie samobójstwo. Ten kujon sobie poradzi. Ma tak codziennie. Nawet kilka razy. - I te ostatnie słowa przekonały mnie ,żeby mu pomóc. Wyrwałam się z uścisku i ruszyłam w stronę Jareda. Oparłam się o niego i usmiechęłam słodko. - Jared słonko możemy pogadać?-zapytałam i przygryzłam wargę. Chłopak rzucił chłodne spojrzenie Marcelowi , ale poszedł ze mną. Puściłam dyskretnie oczko chłopakowi w okularach i zaczęłam zagadywać Jareda.
- masz plany na wiosenny bal?- zapytałam z uśmiechem. On tylko pokiwał głową, że nie.
- ale w zasadzie...to chciałem zaprosić Lauren- powiedział cicho po chwili .
-to świetnie. Ona też chce z tobą iść i czeka aż ją zaprosisz- nie skłamałam. Lauren podobają się piłkarze. Jared zaczął chyba myśleć jak ją zaprosić bo zmarszczył brwi i przyglądał się ścianie. Potem podziękował i poszedł cały w skowronkach do swojej klasy. Nawet nie usłyszałam kiedy był dzwonek. Pobiegłam do swojej szafki wyjąć książki od angielskiego i ruszyłam do klasy. Weszłam cicho i przeprosiłam za spóźnienie. Gdy usiadłam koło Lary patrzyła na mnie jak na kosmitke.
- nic nie zrobiłam - wzruszyłam ramionami- no..może ustawiłam Jareda z Lauren i uratowałam kujona, ale nie naraziłam sie. - powiedziałam szeptem do przyjaciółki. Ona tylko przewróciła oczami i pokazała mi co mam zapisać oraz co teraz robimy. Lubiłam angielski więc zleciał nawet szybko. Na nastepnej przerwie opowiedziałam o całym zdarzeniu z poprzedniej przerwy dziewczynom z drużyny. Oczywiście pomijajac mało istotny fakt, że pomogłam tym Marcelowi. Nastepne lekcje dłużyły się w nieskończoność. Z racji tego, że nie mam najgorszych ocen, a właściwie to mam drugą najlepszą średnią w szkole, nie miałam juz lekcji z przyjaciółami. Na matematyce na moją ławkę przyleciała karteczka. Podniosłam głowę znad książki i starałam się odgadnąć kto mógłby ją wrzucić lecz nikt nie sprawiał takiego wrażenia. Nikt nie był też zainteresowany. Otworzyłam mały liścik. " dziękuje za uratowanie przed Jaredem" uśmiechęłam się mimowolnie i schowałam kartkę do kieszeni. Spojrzałam w stronę Marcela lecz ten tylko trzymał głowę w książce. Zrobiłam tak samo czekając na koniec lekcji. Po dokończeniu kilku zadań i zaznaczeniu pracy domowej mogliśmy wyjść na lunch. Szybko się spakowałam lecz poczekałam aż każdy opuści klase. Gdy uczniowie udali się na stołówkę podeszłam do Marcela, który kończył pakowanie.
- mam nadzieję, że Jared już ci nie będzie wchodził w drogę. - oparłam się o ławkę. Chlopak zaczerwienił się i popatrzył na mnie.
- nie liczyłbym na to. - odezwał się cicho i smutno. - dorwał mnie na przerwie i odebrał kase. Chciał też połamać okulary, ale kumple go zawołali. - mówił spokojnie jakby napaść na niego była czymś normalnym.
- co za dupek- powiedziałam pod nosem. Potem wyjęłam portfel i wręczyłam Marcelowi troche pieniędzy na lunch. - prosze. - położyłam pieniądze na stole. Gdy usłyszałam charakterystyczny śmiech Camil, zabrałam torbę i wyszłam. - nie musisz oddawać. -dodalam na odchodne z usmiechem. Pomachalam Marcelowi i wyszłam z klasy. Dziewczynom skłamałam ,że nauczyciel mnie zatrzymał. Potem rozmowa zeszła na temat balu.
- ciekawe czy Marcelek z kimś pójdzie- zaśmiała się Camil na co reszta jej zawtórowała. Dziewczyny chwile się przyglądały chłopakowi a potem znów zaczęły plotkować o pilkarzach i balu.
- ej mam pewien pomysł. - zachichotała Lauren. -może niech nasz kujonek poczuje się wreszcie dowartościowany i pójdzie z kimś na bal. -wszystkie dziewczyny popatrzyły na nią pytająco. Tylko ja wiedziałam o co jej chodzi. Pokręciłam głową.
- tylko kto chciałby pójść z tą niedojdą na bal- rzuciłam jak to przystało na wredną sukę. Dziewczyny zaczęły debatować. Nie chciałam w tym uczestniczć więc poszłam po dodaktowy napój.
- Po długiej naradzie stwierdziłyśmy, że nasz Mercelek będzie miał zaszczyt pójść na bal z obiektem jego westchnień, czyli przykro mi kochana, ale z tobą- aż się zakrzusiłam słysząc to. No dobrze, może jestem dla niego miła, ale to byłaby śmierć towarzyska. Pokiwałam głową.
-nie ma mowy. - od razu zaprzeczyłam.
-oj no każdy domyśli się, że to wkręt. - powiedziała Lara. Nie mogłam uwierzyć, że jej też podobał się ten pomysł. Popatrzyłam na Marcela. Było mi go żal. Skoro i tak każdy pomyśli, że to wkręt a on się ucieszy to może warto...nie! O czym ja myśle. Nie moge go wykorzystać.
- nie. Nie zgadzam sie. Gdyby nie to, że musze iść na ten bal bo go po części organizuje też bym nie poszła- powiedziałam prawdę. Nie wiem jak dziewczyny to zrobiły, ale już po kilkunastu minutach kierowałam się do stolika Marcela. W duchu się przekonywałam , że może być fajnie. I robie dobrze. Gdy znalazłam się przy jego stoliku zakaszlałam znacząco dając znać o swojej obecności. Szatyn podniósł głowę znad książki, którą czytał. Uśmiechnęłam się do niego. - wydziedziczyły mnie. Moge się przysiąść?- zapytałam cicho wskazując głową na śmiejące się dziewczyny, które momentalnie spoważniały gdy Marcel skierował na nie swój wzrok. -tak..prosze siadaj. - odpowiedzial pospiesznie przesuwając się tak bym mogła usiąść. Podziękowałam skinieniem głowy. Rzuciłam okiem na tytuł książki, którą Marcel był tak zajęty. -uwielbiam tę książkę. - nie odrywałam wzroku od okładki z dużym napisem "Charlie".
Chłopak lekko się uśmiechnął.
-już ją skończyłem. -odłożył książkę na bok nie wiedząc co ze sobą zrobić. -pewnie nawet się nie domyśliłeś , że czytam coś innego niż magazyny o modzie- zaśmiałam się, żeby rozładować atmoswerę.
-widziałem cię ostatnio w bibliotece z dość dużą książką i nie wyglądała ona na magazyn modowy. - dopiero teraz zauważyłam, że ma dołeczki w policzkach. Odpowiedziałam mu tym samym. - po za tym z tego co się oriętuje to masz drugą najwyższą średnią w szkole. - dodał cicho . Był troche pewniejszy siebie , ale nadal bał się, że coś palnie. Jego zakłopotanie było slodkie.
-zaraz po tobie. - dodałam nie przestając się uśmiechać. Na moje słowa Marcel się lekko zarumienił. -czy z tobą nie siedzi jeszcze taki blondynek? Jak mu tam...Niall chyba- próbowałam zmienić temat.
Marcel pokiwał głową potwierdzając moje słowa.
- tak, ale jest chory. - powiedział z lekkim smutkiem. Zaczęłam mu współczuć. To chyba jego jedyny przyjaciel w tej szkole.
-em..sluchaj Marcel w zasadzie mam pytanie...- nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się denerwować. -idziesz z kimś na bal? - zapytałam z lekkim uśmiechem. Chłopak słysząc moje pytanie zaczął się krztusic kanapką , która jadł. Poklepałam go po plecach. - mam to traktować jako tak?-zapytałam z uśmiechem. Marcel nie mogąc nic powiedzieć pokiwał energicznie głową.- świetnie. -zapisałam mu mój adres. -przyjedź po mnie o 19.-pocałowałam go lekko w policzek i wstałam odnieść tacę a potem udałam się pod klase biologiczną.
Reszta dnia w szkole zleciała mi na plotkowaniu o wszystkim i o niczym z dziewczynami. Potem trening i do domu. Po 16 wyszłam ze szkoły. -szlag-przeklnęłam cicho i zaczęłam biec do samochodu by nie zmoknąć zbytnio. Szybko wsiadłam do czerwonego wozu i pojechałam do domu. Mijając przystanek zauważyłam całego przemoczonego Marcela. Nie wyglądał jakby to było spowodowane przez deszcz. Domyślałam się, że Jared ,albo jakiś z jego kumpli za tym stoją. Zatrzymałam samochód i otworzyłam okno. - Marcel wsiadaj. -krzyknęłam z uśmiechem. Chlopak popatrzył na mnie a potem zaczął się rozglądać jakby kogoś szukał. Gdy zorięrował się, że jestem sama wsiadł do samochodu.
-dziękuje. -uśmiechnął się znów ukazując dołeczki. Były na prawdę urocze.
- kto cie oblał?- zapytałam włączając ogrzewanie.
- Robin z Larą. - spojrzałam na niego zdziwiona. Co prawda nie dziwiło mnie to, że moja przyjaciółka jechała ze skrzydłowym lecz to,że pozwoliła mu na oblanie Marcela. Pokręciłam głową. - przykro mi. Gdzie mam skręcić ?- zapytałam zatrzymując się na czerwonym świetle.
-prosto a potem w lewo i cały czas jedź taką leśną uliczką. - uśmiechnął się po czym zdjął okulary by je przetrzeć. Spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się szeroko. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. -em..co jest?-zapytał zmieszany szybko zakładając okulary. Pokręciłam głową i ruszyłam.
- nic tylko...-zastanawiając się jak to ująć. -masz zielone oczy. - powiedziałam w końcu. On tylko się zaśmiał. Zrobiłam pytającą minę.
- em..dzięki. -uspokoił się troche. -jesteś spostrzegawcza. - powiedział z uśmiechem, który polubiłam.
- a wiem dziękuje. - zarzuciłam teatralnie włosami do tyłu a potem się zaśmiałam.
- mogę cię o coś zapytać?- chłopak zaczął się robić zesterowany.
- jasne. - uśmiechnęłam sie i skręciłam w leśną uliczkę o której mówił Marcel. Na końcu można było zauważyć duży dom. Właściwie pałac. Zajechałam na koniec ulicy. Moje oczy zrobiły się duże ze zdziwienia lecz szybko się ogarnęłam. Spojrzałam na chłopaka siedzącego obok mnie. - nie zrozum mnie źle, ale nie widać, że jesteś...- nie wiedziałam jak się wyrazić
-bogaty?-zapytał Marcel odwracając wzrok. - no cóż...nie chce sie chwalić pieniędzmi. Lubie sie ubierać jak kujon i wyrzutek. Lubie też samotność. Gnębienie to cena za...wolność. - powiedział patrząc na mnie. Poczułam się jak moje koleżanki. Co prawda nie gnębiłam go, ale ten bal. Nie mogłam się jednak teraz wycofać.
- o co mnie chciałeś zapytać?- nie wiedziałam co mam odpowiedzieć więc zgrabnie zmieniłam temat. Marcel poprawił okulary i znów zaczął się jąkać. - chciałem się zapytać..czy lubisz białe róże? - wiem,że nie o to mu chodziło i w ostatniej chwili zmienił pytanie, ale wolałam nie słyszeć tego , o którym myślał. Pokiwałam tylko głową.
- to moje ulubione kwiaty. - uśmiechnęłam się.
- to dobrze. - oddał uśmiech ukazując dołeczki, w których się chyba zakochałam. - dziękuje ci za podwózkę. Mój samochód...nie chce nim przyjeżdżać do szkoły- zaklopotał się.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. - prosze bardzo jeśli chcesz mogę po ciebie jutro przyjechać. - zaproponowałam.
- nie musisz. Nie będę ci psuł reputacji. - otworzył drzwi gdy chciał wysiąść zatrzymałam go.
- do jutra. - pocałowałam go w policzek i puściłam. Chłopak zdziwiony całą sytuacją jeszcze raz podziękował i musnął ręką swój policzek. Potem udał się do domu. Odpaliłam silnik i pojechałam do siebie. Przez całą drogę zastanawiałam się nad tym wszystkim. Zdałam sobie sprawę, że Marcel jest podobny do mnie. Tylko..on ma więcej odwagi by być sobą. Gdy weszłam do domu rodziców jeszcze nie było. Zrobiłam sobie obiad a potem po krótkim odpoczynku usiadłam do lekcji. Zwykle szło mi to szybko, lecz teraz nie mogłam się skupić. W końcu po 20:30 skończyłam wszystkie zadania. Spakowałam się i w spokoju udałam się do łazienki. Długi, gorący prysznic pozwolił mi przemyśleć wszystkie sprawy...Marcel, reputacja, bal. Nie wiedziałam co robić. Nie chciałam być taka jak wszyscy z mojego otoczenia. Marcel nie zasłużył na to by go tak traktować. Jest miły, mądry i słodki. Do tego ma cudowne oczy oraz uśmiech...co? Stop. To kujon, który jest na najniższym szczeblu popularności w całej szkole. Jak powiedziała Lara...zadawanie sie z nim to towarzyskie samobójstwo.
Wyszłam z łazienki z przekonaniem, że musze być zimną suką i dbać o swoją reputacje. Nastawiłam budzik choć i tak wiedziałam, że wstane przed tym jak da o sobie znać. Zasnęłam przygotowana na następny dzień.