Znów obudziłam się przed budzikiem...po co mi on jest potrzebny? Wstałam z uśmiechem i udałam się do łazienki wykonać poranne czyności ,czyli mycie, suszenie, malowanie i ogarnianie moich blond kudłów. Po przebranie się w mundurek spakowałam się i ruszyłam do kuchni po śniadanie. Jedząc płatki z mlekiem zdałam sobie sprawę ,że te same czynności i ten sam posiłek jadłam wczoraj. Nie mogłam dopuścić do tego by moje życie było przewidywalne i monotonne. Po zjedzeniu śniadania i zagarnięciu pieniędzy na lunch z lodówki wyszłam z domu. Na parkingu pod szkołą byłam o 7:50. Patrzyłam jak moi znajomi śmieją się i idą w stronę wejścia. Już miałam wychodzić gdy zobaczyłam Marcela. Przypomniała mi się wczorajsza rozmowa a potem moja obietnica gdy kładałam się spać Będziesz zimną suką- pomyślałam i otworzyłam drzwi. Z torbą na ramieniu udałam się w stronę grupki przyjaciółek stojących przy wejściu. Przywitałam się z każdą po kolei całusem w policzek. Koło nas przechodził Marcel. Spojrzałam w jego stronę a jego kąciki lekko uniosły się ku górze. Prychnęłam bezgłośnie i odwróciłam wzrok.
-Co powiecie na mały konkursik panienki?-zapytałam z szyderczym uśmiechem gdy kujon już wszedł do środka. Wszystkie koleżanki popatrzyły na mnie pytająco. - Konkurs kto przyprowadzi większą ciote na bal wiosenny- założyłam ręce na piersi zadowolona z siebie.
-Ja odpadam Jared mnie zaprosił.- powiedziała Lauren lekko zawiedziona ,że nie może się z nami pobawić, ale rozumiałam ją. Też bym zrozygnowała gdyby zaprosił mnie ktoś kto mi się podoba. Kiwneęłam głową ze zrozumieniem.
-A wy dziewczynki? Piszecie się na to?-zapytałam dumna ze swojego pomysłu.
-No ja bardzo chętnie ,ale Robin chciał dziś ze mną pogadać na lunchu i chyba wiem o czym także odpadam.- powiedziała Lara podekscytowana i jednoczenie równie zawiedziona jak Lauren. Popatrzyłam zachęcająco na Camil, Christinę, Katie i Alex, które zgodziły się prawie od razu. Nagroda była oczywiście do uzgodnienia. Gdy przekroczyłyśmy próg szkoły temat zszedł na układ oraz próby do zbliżającego się występu. Równo z dzwonkiem stanęłam przed salą od matematyki. Na szczęcie tylko tą lekcje mam dziś bez dzewczyn z drużyny. Wchodząc do klasy odpowiedziałam na wszytkie "hej" skierowane w moją stronę a, później wypakowałam się i zajęłam robieniem zadań zapisanych wcześniej przez nauczyciela na tablicy. Pod koniec lekcji na moją ławkę znów trafiła karteczka mimowolnie moje kąciki ust podniosły się do góry jednak szybko je opuściłam. Odwinęłam kartkę i przeczytałam liścik. O dziwo nie był od od Marcela. "Dzięki za umówienie mnie z Lauren mam u ciebie dług wdzięczności. Jared." Uśmiechnęłam się dobrze wiedząc do czego wykorzystam ten dług. Wiem, obiecałam sobie ,że będę zimną suką ,ale chyba nie potrafię szczególnie gdy mam okazje komuś pomóc. Gdy zadzwonił dzwonek odwróciłam się do Jareda, który siedział kilka ławek za mną. -Tylko ten ostatni raz potem nie masz serca- powiedziałam do siebie w myślach. Chciałam podejść do chłopaka, ale on mnie wyprzedził i gdy wstałam z krzesła stałam już przed nim. Kątem oka widziałam pakującego się Marcela. Odetchnęłam głęboko. - Lauren też się cieszy ,że z tobą idzie- uśmiechnęłam się.
-No mam nadzieje. - zaśmiał się niezręcznie piłkarz.- Ona mi sie na serio podoba, więc jestem ci winny przysługę. - brunet się uśmiechnął opierwając się rękami o ławki pomiędzy którymi stałam.
-Właściwie to mam do ciebie prośbę. - powiedziałam cicho bo jeszcze nie wszyscy wyszli z sali. -Zostaw Marcela w spokoju.- powiedziałam stanowczo ,ale nie podniosłam głosu. Chłopak zaśmiał się i pokiwał głową.
- Nie ma mowy. Każdy ma swoje hobby nie?-zaśmiał się jeszcze raz tym razem troche ciszej. Przewróciłam oczami i spojrzałam jeszcze raz przez ramie chłopaka na Marcela ,który udawał ,że nie słucha naszej rozmowy.
-Czyli mam powiedzieć Lauren ,że jednak masz inne plany na wieczór i mam znaleźć jej kogoś innego? Wiesz..podobno Max chciał z nią iść.- powiedziałam trochę naginając prawdę. Jared i Max nidy się nie lubili, więc by mieć pewność ,że chłopak się zgodzi musiałam użyć małego podstępu. Uniosłam brwi czekając na reakcję sportowca. On tylko patrzył się na swoje Nike najwyraźniej zastanawiając się czy jest w stanie poświęcić mękę szkolnego kujona dla dziewczyny, która mu się podoba.
-Zgoda.- powiedział krótko na co ja się uśmiechnęłam. -A co ci tak zależy na tym fajtłapie?- zatkało mnie. Nie przewidziałam ,że może zadać mi takie pytanie. Odchąknęłam cicho zgrając na zwłokę.
-Jeśli ci zależy na Lauren to nie będziesz już wiecej o nic pytał a jeśli komuś powiesz o co cię poprosiłam to gwarantuje ci ,że żadna dziewczyna w szkole już na ciebie nie spojrzy inaczej niż z politowaniem jasne?- nie wiem co mnie ugryzło ,ale inaczej nie umiałam odpowiedzieć. Po tych słowach zabrałam torbę i odepchnęłam chłopaka po czym wyszłam z sali. Przy mojej szafce czekała już Lara. Odłożyłam książki i poszłyśmy do łazienki poplotkować. Powiedziałam jej o moim postanowieniu z czego się oczywiście ucieszyła i powiedziała ,że będzie mnie wspierać. Później temat zszedł na bal i konkurs na największą ciotę. Następne lekcje przesiedziałam z Larą albo którąś z dziewczyn. Oczywiście gadałyśmy o konkursie. Na lunchu i przerwach wcześniej dziewczyny wybrały sobie "kandydatów" a potem zaczęły ich zapraszać. O dziwo nie wszyscy chcieli się zgodzić, ale kto odmówiłby cheerleaderce? Koniec końców każda dziewczyna , która się zgłosiła miała swoją ciotę na bal. Momentami przerażała mnie moja chamskość ,ale od razu mi przechodziło gdy Lara sprowadzała mnie na ziemie jakimś głupim kawałem. Po szkole umówiłam się z dziewczynami na zakupy bo bal był już jutro a ja jeszcze nie miałam sukienki. Po 16 byłyśmy już w centrum handlowym. Jak się okazało z czałej drużyny tylko ja nie mam stroju, więc rozdzieliłyśmy się po dwie ,żeby było szybciej. Jak któraś coś znajdzie to dzwoni. Ta taktyka sprawdzała się tylko przez 30 min , więc później chodziłyśmy już razem. Kiedy czułam ,że nic już nie znajde a moje nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa weszłam do sklepu a moim oczom ukazała się rozkloszowana,miętowa szukienka do połowy uda bez ramiączek. Na górze miała małe ledwo widzialne kryształki , od których odbijało się światło i sprawiało ,że sukienka się świeciła. W pasie była przewiązana czarną szarfą a z tył miała kokardę. Podbiegłam do niej i zabrałam ją do przymierzalni.
-Cudownie. Brzerzesz ją!- zapiszczała Katie. Jej reakcję powtórzyła reszta. Spojrzałam na siebie w lustrze. Obkręciłam się wokół własnej osi a potem zrobiłam pozę jak modelka zanosząc się śmiechem.
-Biore.- powiedziałam stanowczo ,ale z szerokim uśmiechem. Zamknęłam drzwiczki i się przebrałam w mundurek, który miałam na sobie wcześniej. -To co teraz idziemy coś zjeść?-zapytałam płacąc za to cudo. Koleżnaki przytaknęły. Odebrałam resztę i wyszłam ze sklepu w ręku trzymając najpiękniejszą sukienkę jaką widziałam. Udałyśmy się do naszej ulubionej restauracji Spinx. Usiadłyśmy przy stoliku czekając aż kelner zbierze nasze zamówienia.
-Zdecydowały się już panie?-zapytał...Marcel? Co on tu robi i to jeszcze jako kelner? Przecież jest bogaty. Wszystkie dziewczyny przy stoliku zmierzyły go wzrokiem chłopak poprawił sobie muchę, którą musiał nosić jako kelner. Wiedziałam ,że przyjaciółki powstrzymują się od śmiechu...gdyby tylko wiedziały...
-Tak zdecydowałyśmy..-powiedziałam w końcu po czym złożyłam zamówienie.
-Zaraz przyniosę.- odpowiedział chłopak starając się nie jąkać. Gdy tylko odszdł od naszego stolika dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
-Ale sie biedny spiął- zaśmiała się Camil na co reszta jej zawtórowała. -Myślałam ,że mu mucha gdzieś poleci.- śmiała się dalej co rozbawiło również mnie. Po wszystkich przykrych komentarzach koleżanki się ogarnęły.
-Proszę bardzo- Marcel przyniósł nam jedzenie. Gdy postawił mi talerz przed twarzą uśmiechnęłam się do niego. Gdy wciągnęłam powietrze mogłam poczuć jego perfumy. Przełknęłam ślinę a później się napiłam bo jakoś dziwnie zaschło mi w gardle.
Wracając do domu znów nie mogłam przestać myśleć o Marcelu. Skoro miał pieniądze to co robił w tej restauracji? Po za tym wyglądał jakoś inaczej. Może to przez brak tej kamizelki? Zajechałam do domu po 19. Byłam tak wykończona zakupami ,że nawet nei pokazałam mamie co kupiłam. Przywitałam się tylko i poszłam na górę. Wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Nastawiłam budzik..po co? Nie wiem, ale miałam dziwne wrażenie ,że bez niego bym się rano nie obudziła. Przykryłam się kołudrą i patrzyłam tępo w sufit. Zaczęłam analizować cały dzisiejszy dzień i odpowiadać sobie na pytania, których miałam mnóstwo. Po jakimś czasie odpłynęłam .