Obrona Moskwy 1941

450 21 66
                                    

As the Wehrmacht overrun, Russia 1941

Mała, pięcioletnia dziewczynka nudziła się niemiłosiernie. Jej czarne lakierki błyszczały w świetle przepięknych żyrandoli Kremla. Jej Taty nie było już od dłuższego czasu. Chyba wieków. Minuty ciągnęły się tak ślamazarnie niczym kluski w rosole.

Ojciec zniknął za drzwiami prowadzącymi do gabinetu Stalina, a ona została sama w tym okropnie pustym korytarzu, za którego zakrętem czaiły się schody.

Już nie tak dobrze oświetlone.

Co jeśli u ich podnóża skrył się potwór? Albo duch!

Dziewczynka zamknęła oczy i intensywnie pokiwała głową, odganiając od siebie natrętne myśli. Ostatnio nie czuła się najlepiej. Bolała ją głowa, a w nocy prześladowały koszmary.

Żyrandole zakołysały się, światło zamigotało. Drobinki kurzu uniosły się w powietrzu. Małe kropeczki błyszczące jak tysiące gwiazd.

Rosja przyciągnęła nogi do siebie, kuląc się na obitym czerwonym pluszem fotelu. Ciekawe czy światło znowu zgaśnie? Oby nie bo wtedy będzie już zupełnie sama, w ciemności, a ona bardzo nie lubi mroku.

Mogła oczywiście przejść przez drzwi i przytulić się do Ojca, ale dochodzące zza ściany krzyki dorosłych, również napełniały ją strachem. Nie cierpiała kiedy dorośli podnosili na siebie głos. Czuła się wtedy nieswojo, wciąż mając wrażenie, że to jej wina, a wtedy chciało się jej płakać. Więc lepiej o tym nie myśleć. Ma być silna. Najstarsza z rodzeństwa, ma się nimi opiekować.

Właśnie! Ciekawe co robili jej bracia. Pewnie zupełnie nic. Spali lub się ślinili. Byli jeszcze tacy mali. Dziewczynka bardzo ich kochała, ale czasem irytowało ją to, że zabierają uwagę taty. Zwłaszcza że teraz miała tylko jego.

Bo mama umarła.

Tata mówił, że zrobiła to specjalnie. O tym też nie chciała myśleć. Nawet nie mogła sobie wyobrazić, że ktoś umiera specjalnie. Ale jeśli tata tak mówił, to musiała być prawda.

Zeskoczyła z fotela i poprawiła swoją białą spódniczkę. Ojciec ciągle powtarzał, że ma dbać o swoje rzeczy, bo jeszcze długo nie dostanie nowych. Więc dbała.
Najbardziej dumna była z czerwonej chusty, którą tata wiązał jej codziennie rano wokół szyi. I tej srebrnej spinki, którą podobno dał jej dziadek.

Ciekawe jak on wyglądał. Czy był podobny do taty? Kiedyś chciała o to zapytać, ale tak samo jak to skąd się biorą dzieci, dziadek, był u nich w domu tematem tabu. Ojciec tylko wykrzywiał twarz w niezadowolonym grymasie i mówił, że ma się pobawić w ogrodzie.

Prawa, lewa, lewa - skakała po zdobionych kafelkach udając, że gra w klasy. Tata musiał być już naprawdę zły, bo mimo ciężkich dębowych drzwi, wyraźnie słyszała każde jego słowo.

A nie chciała. Dorośli ostatnio rozmawiali tylko o samych strasznych rzeczach.

- Tchórze! - krzyczał ojciec - żebyście pierwsi zdechli, wy cholerne, parszywe psy! - dziewczyna zacisnęła dłonie na uszach.

Prawa, lewa, prawa - skakała dalej, udając, że wcale się tym nie przejmuje. Mimo że było zupełnie na odwrót. Byli w Moskwie. A Moskwy nie widziała już od dawna. Podobnie Petera i Carycynu, znaczy Stalingradu. Na samą myśl o tym drugim od razu się uśmiechała. Nie dość, że zmieniał imiona jak rękawiczki, to jeszcze był taki zabawny! Potrafił się śmiać z byle czego, przez co zawsze doprowadzał ją do śmiechu.

Dzieci tańczą w kółku. Trzymają się za ręce. Zastygły w bezruchu. W mieście nie ma już szczurów. Carycyn mruży oczy. Sam jest jak posąg. Coś błyszczy w oddali. Miasto wstrzymuje oddech. Odgłos wystrzału. Trzymany przez niego karabin opada na ziemię. Kilka urwanych palców miasta wciąż jednak pozostaje na nim zaciśnięte.
Carycyn jak nigdy, wie kim jest. Żołnierzem, który jeśli nie sięgnie swojej broni, zginie. Ale jak to zrobić kiedy jeśli tylko się wychyli, idealnie wycelowana kula przejdzie przez jego wnętrzności, a wróg zwycięży.

Countryhumans Oneshoty, chociaż nie powinnam xdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz