Pociąg zatrzymuje się.
Obydwoje wyglądamy jak mokry sen tysiącletniej Rzeszy. Ponieważ jest to nocny przejazd, wszyscy pasażerowie zostali wylegitymowani. Oprócz nas. Młody żandarm na sam widok Franza zamiera w bezruchu, salutuje i nie pytając kim jesteśmy wzywa nam taksówkę. Czekamy na nią w milczeniu.
Przyglądam się jak Franz strzepuje płatki mokrego śniegu, które przyklejają mu się od ubrania. Z dworca widać Łuk triumfalny i dwie gigantyczne flagi Rzeszy zwisające z każdego z jego ramion.
Straszna wizja pojawia się przed moimi oczami. Zniszczona Kolumna Zygmunta, dach zamku królewskiego płonie, a z okien pałacu prezydenckiego zwisają samotne swastyki. To moglibyśmy być my. Gdyby nie ojciec. On przewidział, że jeśli Rzesza weźmie na cel nas zostaniemy sami. Tak jak została Czechosłowacja, Dania, Holandia, Belgia i właśnie Francja. Nawet nigdy mu tego nie pogratulowałem. Byłem nawet wściekły, że wciąga nas w bezsensowną wojnę na wschodzie, że robi z nas pionki Rzeszy sprzedając Gdańsk. Ale ile zyskaliśmy, ile żyć uratowaliśmy.
- Jesteśmy w gnieździe żmij - z zamyślenia wyrywa mnie głos Franza - musimy się pilnować. I nie możemy się zbytnio spoufalać, rozumiesz. Od teraz jestem twoim dowódcą, a ty moim nowym podwładnym - kiwam głową, że wszystko jest jasne. Coś jest nie tak i instynktownie wyczuwam, że on coś ukrywa. Ale zaufałem. Raz wystarczy i zamierzam dotrzymać słowa.
Taksówka w końcu przyjeżdża. Już prawie świta. Śnieg jednak nie przestaje prószyć. Franz po podaniu kierowcy adresu usiadł maksymalnie daleko ode mnie. Czyli nowe zasady do razu weszły w życie.
- Ubierz je, schowaj włosy pod czapką i zakryj się szalikiem - podaje mi najbrzydsze okulary jakie widziałem. Wielkie ramki, lekko przyciemniane szkła. Okropne. Ale ponownie wykonuję rozkaz bez zająknięcia. Wyglądam jak łysy okularnik ze źle dobranymi oprawkami, który przy okazji wstydzi się nastoletniego wąsa i krzywych zębów.
Wysiadamy tuż przed Hôtel Matignon. Jedno piętrowy budynek, z dwoma rozłożystymi skrzydłami przykryty jest cienką warstwą białego puchu. Jego front zachwyca prostotą. Ciepłe światło sączy się za wysokich, smukłych okien. Przystrojone choinki po naszej prawej i lewej stronie delikatnie kołyszą się na zimowym wietrze. To jest kraj w którym trwa wojna? Państwo podbite? Z niezadowoleniem mrużę oczy, a płatki śniegu przyklejają się do moich rzęs. Ciekawe jak wyglądała by okupowana Warszawa? Czy jej mieszkańcy też przeszli by z przegraną do porządku dziennego? Nawet teraz, kiedy to my wygrywamy jej ulice są pełne wojskowych. Nie ma dziennika, w którym przynajmniej jednej strony nie poświęcono by działanią wojennym. Ojciec wie jak zmobilizować społeczeństwo.
Moją uwagę przyciąga chudziutka kobieta w cienkiej, zwiewnej sukience. Nie, sukienki nie są tak przejrzyste. To bardziej koszula nocna. Jednak ciekawsza dla mnie jest postawa Franza, która zmienia się w mgnieniu oka. Rusza w kierunku kobiety, jednak jego krok nie jest taki jak zwykle. To już nie jest samotny wilk gotowy na spotkanie z przeznaczeniem, jakby wcale nie ruszyła go, że zaraz może umrzeć.
Wciąż dumnie podnosi głowę i prostuje plecy jakby jego kręgosłup był ze stali. To bardziej lew który całe życie spędził w zoo, ale wciąż chce pokazać, że to on jest królem zwierząt.
Utrzymując należny przłożonemu dystans powoli kroczę za nim, trzymając nisko głowę. Kobieta rzuca mu się na szyję, a ten unosi ją lekko do góry obracając wokół własnej osi. Ona śmieje się. Trochę za głośno, trochę za dźwięcznie. Nie podoba mi się to. I wcale nie jestem zazdrosny, kiedy Franz stawia ja z powrotem na ziemi i całuje.
CZYTASZ
Countryhumans Oneshoty, chociaż nie powinnam xd
FanfictionOneshoty różnej maści i co najgorsze różnej jakości. Czy powinnam? Pewnie nie. Ale mogę więc już kij mi w oko. *słabe wybryki pisarskie? są! *nienaturalne opisy? są! *dziwne porównania? a i owszem! *cymbalizmy historyczne? jeszcze jak! Jednym słow...