Rozdział 1

285 13 0
                                    

-twoja kolej Vic - wyszeptała mi Maggie do ucha tym samym budząc na nocną wartę. Usiadłam nie wiedząc gdzie się znajduję i kto do mnie mówi. Chwilowy szok szybko minął a ja przypomniałam sobie że jestem w naszym obozie, w środku lasu i próbujemy przeżyć apokalipsę zombiaków.

-Tak juz idę.- odparłam strzepując suchą ściółkę z kolan i ud. Chwyciłam pistolet i udałam się na moją granicę. Gdy już dotarłam na miejsce w którym miałam pilnować naszego obozu przez kolejne godziny zauważyłam Carla opartego o drzewo i skupionego na skubaniu jakiejś szyszki.

-Czekałem na ciebie- powiedział podnosząc głowę w moją stronę. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi podczas zarazy. Usiadłam opierając sie o drzewo wyznaczające nasz teren. Carl usiadł obok mnie a ja położyłam mu głowę na ramieniu.

-Jak ci się spało?- spytał mnie chłopak kiedy siedzieliśmy wpatrując się w dzicz.

-Dobrze. Miałam sen jak rozwalamy hordę szwendaczy ale Maggie obudziła mnie na wartę.- odparłam - a tobie

-mi również dobrze. Miałem sen o mamie...- powiedział po czym zapadła chwila ciszy. Mocno go przytuliłam a on odwzajemnił uścisk.

-Przykro mi- powiedziałam znowu kładąc mu głowę na ramieniu. Siedzieliśmy tak razem przytuleni w ciszy a w moich wspomnieniach widniały obrazy Lori. Tęsknię za nią. Wiem że Carl też.

Kiedy tak siedzieliśmy zaczęłam zasypiać. Wiedziałam że nie wolno mi zasnąć - jestem przecież na Warcie. Ze stanu zasypiania wyrwał mnie szelest liści. Puściłam Carla i natychmiast wstałam a on zaraz za mną. Wyjęłam nóż zza paska i obróciłam się w stronę krzaków z których dochodził ten dźwięk. Po chwili usłyszałam też charakterystyczny jęk wydawany przez szwędacza. Podniosłam rękę i czekałam. Czekałam aż usłyszałam krzyk z obozu.
- Cholera- krzyknęłam i puściłam się pędem w stronę namiotów. Zobaczyłam sztywnego atakującego Carol. Podbiegłam i wbiłam mu nóż w czaszkę. Odrzuciłam truchło i podbiegłam do Carol.

-Nic ci nie jest?- spytałam patrząc jej w oczy. Kobieta pokrecila głową i usiadła. Przytuliłam ją mocno i odwróciłam się w stronę granicy na którą musiałam wracać.

-Jakby co to krzycz- rzuciłam przez ramię kierując się w stronę drzewa przy którym siedziałam jeszcze chwilę temu z Carlem. Słyszałam za sobą kroki i wiedziałam że chłopak idzie za mną. Uśmiechnęłam się i usiadłam pod drzewem. Chciałam żeby tu ze mną siedział. Chciałam żeby mnie chronił i żeby mnie wspierał. Chciałam robić to samo w stosunku do niego. Przyjaźniliśmy się a on był dla mnie wszystkim.
Moja matka zginęła w wypadku samochodowym a Ojciec został ugryziony. Gdyby nie to że już wtedy byliśmy w grupie Ricka to ja również zajęła bym miejsce w jakiejś hordzie.
Usiadłam pod drzewem a Carl obok mnie. Przytuliłam go znowu i wbilam wzrok w ciemny las przede mną wyczekując na pierwsze promienie słońca kończące moją wartę.

-Dziekuje że jestes- wyszeptałam do Carla mając nadzieję że to usłyszy. Ostatnio mówiłam mu to często. Chciałam żeby wiedział że jest dla mnie ważny.
-To ja dziekuje- odszeptał chłopak i zapadła cisza. Siedziałam z nim i czekałam. Nie wiem na co ale czekałam. Siedziałam wpatrując się w drzewa i napawając obecnością Carla aż zza drzew pojawiły się pierwsze promienie słońca. Odczekałam jeszcze dwadzieścia minut i udałam się do obozu obudzić Sashę, Gleena i Daryla na ich warty.

-Sasha wstawaj. Twoja kolej na wartę- wyszeptałam do ucha kobiety delikatnie poruszając jej ramieniem.
- Już idę- odparła kobieta podnosząc się do siadu. Ruszyłam w stronę namiotu Gleena i Maggie. Nigdzie nie widziałam kobiety więc domyśliłam się że musi spać. Nie chciałam jej budzić bo wiedziałam że siedziała na warcie do trzeciej a wcześniej przejęła wartę Ricka. Delikatnie odsunęłam suwak namiotu do połowy. Weszłam do namiotu i gdy tylko moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności tam panującej znalazłam nogę Gleena.
-Gleen twoja warta- wyszeptałam jak najciszej mogłam delikatnie potrząsając jego nogą.
-Już idee- jęknął chłopak dosyć głośno. Spojrzałam na Maggie. Nie zobaczyłam ruchu wiec z ulgą wyszłam z namiotu nie chcąc przypadkiem jej obudzić. Został mi ostatni namiot - Namiot Daryla. Mężczyzna słabo sypial a w namiocie był sam. Odpięłam suwak i zobaczyłam śpiącego mężczyznę. Podeszłam od strony głowy i kucnęłam.
-Daryl twoja warta- wyszeptałam delikatnie nim potrząsając. Starałam się nikogo nie budzić w zbyt gwałtowny sposób bo nie chciałam siać paniki wśród nierozbudzonych osób. Potrzasnęłam nim ponownie i odczekałam chwilę.
-Już ide- odparł Daryl dalej zaspanym głosem sięgając po swoją kuszę. Wyszłam z jego namiotu i skierowałam się do własnego. Byłam wyspana ale po porannym incydencie nawet nie zdążyłam się przebrać więc chciałam zrobić to teraz aby może załapać się jeszcze na poranne pranie.
Chwyciłam pierwsze lepsze ubrania z wierzchu i się przebrałam. Wyszłam z namiotu i stanęłam przed nim wodząc wzrokiem po obozie w poszukiwaniu Carol. Kiedy tylko ją zauważyłam zaczęłam się kierować w jej stronę.
-Hej Carol! Zdążyłam może przed porannym praniem?- spytałam podnosząc rękę z brudnymi ubraniami.

walkers are everywhere...  •Carl Grimes 18+•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz