-Gguk, spóźnimy się zaraz na autobus. Wstawaj w końcu! - Taehyung oczywiście jako pierwszy obudził się w łóżku Jeona i widząc na zegarku, iż zostało mu tylko 40 minut do zajęć, od razu poczuł walące mu ze stresu serce. Nienawidził się bowiem spóźniać, a tym bardziej wtedy, gdy zaczynał wykłady z najgorszym profesorem na uczelni. Orzeszek jednak nie za wiele robił sobie z mruczenia Taehyunga i rozpychając się po całym materacu nawet nie zauważył, kiedy jego lewa ręka z impetem zepchnęła Kima na podłogę, a następnie uderzyła w sam brzeg drewnianego zagłówka.
-Nosz kurwa mać! - młodszy momentalnie podniósł się do pionu z bólu i zauważając leżącego z wykrzywioną miną Tae, aż zamrugał z nerwów oczami. - Na litość boską, hyung, żyjesz? To ja cię zepchnąłem, prawda? Boli cię coś? Ah, przepraszam... mogłem dać ci osobne miejsce do spania, bo ja się zawsze rozpycham jak idiota. - brunet od razu wyciągnął rękę w stronę starszego i pomagając mu podnieść się z ziemi zauważył, iż chłopak wylądował na tyle niefortunnie, że prawdopodobnie musiał przywalić głową o szafkę nocną.
-Nic mi nie będzie, spokojnie. - Kim próbował nie panikować, jednak jego syknięcie z bólu zdradziło go niemalże od razu.
-Nie gadaj głupot, Taehyung. Widzę przecież, że przywaliłeś w szafkę i lepiej, żebyśmy coś z tym zrobili, zanim skończysz z śliwką na pół czoła. Chodź tutaj. - Kook pociągnął od razu za rękę starszego i zmierzając razem w stronę kuchni, posadził bruneta na krześle przy szafce z apteczką. - Masz szczęście, że moja mama jest pielęgniarką. Mamy pełno jakiś dziwnych mazideł, opatrunków i innych. No a teraz pokaż, gdzie dokładnie cię boli.
-Tutaj przy prawej skroni. - Tae dotknął wspomnianego miejsca ze skwaszoną miną i wywołujący u Orzeszka stłumiony śmiech, puknął go po chwili w ramię. - Co się śmiejesz, pajacu? Na drugi raz to ty wylądujesz na ziemi!
-To będzie drugi raz? - Jeon spojrzał na chłopaka znad ulotki jednej z maści i z nutą niepewności wpatrywał się w jego kasztanowe oczy. Nigdy nie wiedział bowiem, kiedy Kim tylko żartował, a kiedy faktycznie mógł uznać coś za flirt.
-Dobrze mi się z tobą spało. W nocy się tak nie wiercisz i lubisz się przytulać, więc nie musiałem w końcu ściskać jakiś głupich poduszek. Jak będzie okazja, to możesz przyjść kiedyś na nockę do mnie. Pooglądamy filmy czy coś... - Taehyung mówił niepewnie i bawiąc się bransoletką na swoim nadgarstku, wciąż dziwnie czuł się proponując Ggukowi takie rzeczy. Przecież miał gwarancję jego uczuć, dlaczego więc wciąż sprawiało mu to kłopot?
-Oh... c-chętnie. - Jungkook uśmiechnął się lekko i zostawiając na czole Kima krótkiego całusa, odsunął się gwałtownie od niego. - Przepraszam, pewnie cię zabolało.
-Wręcz przeciwnie. - odchrząknął starszy. - Już tak nie boli.
-Ah, głuptas. - Jeon pokręcił głową i nakładając w końcu maść na siniaka bruneta, nakleił w jego miejsce biały plaster. Kim przypominał teraz kogoś na wzór pirata, przez co Kook wybuchł głośnym śmiechem i podając chłopakowi lusterko, aż musiał podeprzeć się o blat stolika. - No, panie kapitanie, życzę powodzenia na uczelni.
-cholera jasna, no właśnie! Autobus! Nie zdążymy już teraz na pewno... Gguk, podaj mi mój telefon, proszę. - Kim zaczął już panikować jak to zawsze miał w zwyczaju i wiercąc się na krześle, o mało nie zszedł na zawał spoglądając na główny ekran wyświetlacza. I to wcale nie późna godzina go tak wystraszyła, ale...
-Yeontaaaaaan! Mój Boże, przecież on siedzi biedny sam w domu od wczoraj! Pewnie nawet karmy nie miał wystarczająco, a Pani Choi to ze złości już chyba po policję dzwoniła! Ja... ja muszę już iść, Kookie. To ten... do zobaczenia, co nie? Dobra, to idę, pa! - Taehyung krzątał się po całym domu i zbierając z każdego kąta swoje rzeczy, wyglądał przekomicznie będąc tak zakręconym. Gguk śmiał się z niego jak głupek, jednak nie mógł nic poradzić, iż chłopak w jego oczach był po prostu uroczy.
-Zaczekaj, pojadę z tobą. - rzucił po chwili młodszy.
-Nie, nie! Ty masz iść do szkoły, bo dostanę opierdol od twojej matki potem, że cię na jakieś złe tory sprowadzam. Przyjedź po lekcjach, to wtedy przejdziemy się na spacer z tym małym śmierdzielem. To ten... teraz już na serio idę. Pa! - Taehyung trzasnął w pośpiechu drzwiami i biegnąc w stronę przystanku, zdążył jeszcze pomachać dwa razy stającemu w drzwiach Ggukowi. A ten szczerzył się jak głupek, bo choć to wszystko wyszło tak cholernie nieskładnie, to jednak jego policzki oblał soczysty niczym pomidor rumieniec.
——
Kim był niesamowicie zły na siebie, jak bardzo dał się zakręcić wczorajszego wieczora, żeby zapomnieć nawet o swoim ukochanym pupilu. Nie zwlekając więc wparował czym prędzej do domu i widząc biegnącego w jego stronę Yeontana, otworzył mu szeroko ramiona do uścisku. Ten za to wskoczył na niego od razu i merdając z radości ogonem, przyprawił bruneta o szeroki uśmiech na twarzy.
-Aż tak się stęskniłeś? Pewnie głodowałeś wczoraj cały wieczór, hm? Ciekawe, czy Panią Choi też obudziłeś swoim marudzeniem. - Tae pogłaskał ostatni raz psiaka i kierując się w stronę kuchni, wyciągnął z szafki nowe opakowanie karmy. - Nie wiem, czy wiesz, ale masz teraz niemałą konkurencję, Tannie. Muszę dzielić czas na dwie osoby i wcale nie jest to takie proste. Ale obiecuję, że to był ostatni raz, kiedy o tobie zapomniałem. Zresztą, niedługo poznasz tego nowego gościa. Tylko nie szczekaj na niego jak oszalały, bo ma myśleć, że go lubisz, okej?
Taehyung jeszcze przez następne pół dnia głosił monologi do biednego Yeontana, bowiem stwierdził, że na uczelnie już i tak nie opłaca mu się iść. Czoło miał rozwalone, notatki nie uzupełnione, a w dodatku wciąż paradował z tym głupim plastrem na głowie, więc nawet nie miał zamiaru ośmieszać się z nim wśród ludzi. W tym czasie wolał zająć się przygotowywaniem obiadu i ogarnięciem domu, zanim do jego drzwi zapuka ten najważniejszy gość.
——
Taki krótki, luźny rozdział dziś
CZYTASZ
Closing credits | taekook
FanfictionJungkook, starając się odkryć swoje zakopane pod stertą skarpetek aspiracje, poznaje nieco dziwnego, jednak zdecydowanie za bardzo zabawnego Taehyunga. Czyli o dwójce młodych ludzi, próbujących dojrzeć wspólnie do pewnych decyzji i dorosłego życia...