Rozdział 9

95 8 1
                                    

Brandon zdziwił się, gdy z samego rana ojciec poprosił go na rozmowę. Bardzo rzadko zdarzało się, że musiała budzić go służba, więc domyślał się, że sprawa była ważna. Gdy naprędce się ubierał, przez myśl przeszły mu jego nocne wypady, o których ojciec mógł się przecież dowiedzieć. Ale czy ktoś by mu się wygadał?

Ja wiem wszystko, mój synu.

Dosłownie wszystko...

Odrzucił ten powód, po prostu udając się do jego gabinetu. Zapukał, po czym wszedł do środka, grzecznie się z nim witając.

- Dzień dobry, ojcze.

- Dzień dobry. – Asher zdawał się na niego czekać. Nie dość, że ciągle wgapiał się w drzwi, opierając głowę na rękach, to przez jego oczy przemknął niebezpieczny błysk, gdy tylko go zobaczył.

- O co chodzi? – spytał Brandon, w duchu wzdrygając się ze strachu. Takiego wydania swojego ojca nie lubił.

- Usiądź – powiedział i mimo że chłopak domyślał się, że chciał po prostu wzbudzić napięcie, przeraził się na samo wyobrażenie kary, jaką mógł dostać za swoje wybryki.

Gdy posłusznie zajął miejsce naprzeciw, Asher uśmiechnął się kącikiem ust. Ciekawiło go, czy jego syn najzwyczajniej w świecie mu się wygada, postawiony w tak stresującej sytuacji. Nic takiego nie miało miejsca i przez dobry moment siedzieli w ciszy, więc postanowił zacząć mówić o sprawie, po którą tak naprawdę miał przyjść.

- Pojedziesz dziś z Anabelle na wesele jej znajomej – oznajmił, z zadowoleniem odnotowując na twarzy swojego syna ogromne niezadowolenie.

- Do kogo? – spytał, siląc się na spokój.

- Do córki Lucasa, jej dawnego strażnika – odparł Asher. – Ja nie mogę jechać ze względu na pracę, ale pomyślałem, że mógłbyś mnie zastąpić, prawda?

Co prawda nikt go na ślubie nie chciał i Lucas wyraźnie zaznaczył w zaproszeniu, że oczekują tylko Anabelle, jednak Prezes nie mógł przegapić takiej okazji i poinformował o obecności swojego syna. Oczywistym było, że to zaplanował. A to wszystko po to, by ktoś jeszcze szepnął Brandonowi o mało kolorowej przeszłości swojej matki.

W końcu Asher Carter miał jeszcze kilka planów do zrealizowania.

- Oczywiście, ojcze. Jak sobie życzysz – powiedział Brandon, zmuszając się do nieszczerego uśmiechu. – Kiedy?

- Dzisiaj po południu.

Brunet zmarszczył brwi. Dlaczego ojciec informował go tak późno? Czyżby domyślił się, że jeśli powie mu dwa dni wcześniej, to znowu wymiga się jakąś chorobą? Zrobił tak tylko raz, kiedy miał pojechać z Michelle na jakąś głupią wycieczkę.

- Rozumiem – odpowiedział Brandon. – Przygotuję się.

- Na razie idź do Anabelle – rzekł Asher, zanim jego syn zdążył podnieść się z krzesła. – Jeszcze nie wie o zmianie planów.

Chłopak przytaknął, z niezadowoleniem udając się wprost do pokoju swojej matki, która mimo poprawy stanu zdrowia, nie wróciła do wspólnej sypialni z ojcem. Brandon odbierał to jako czystą złośliwość wobec swojego małżonka i wciąż nie pojmował, co tak naprawdę działo się z jego rodzicami. Odpowiedzi miał przed nosem – po prostu nie mógł w nie uwierzyć.

- Matko – powiedział, gdy mimo że stał w rogu pokoju już kilkanaście dobrych sekund, Anabelle zdawała się go nie wiedzieć.

Dopiero wtedy odwróciła wzrok od okna i posłała mu zaniepokojone spojrzenie. Ciągle widziała w nim młodszą wersję Ashera i gdyby się nie pilnowała, najpewniej by go zaatakowała.

Władca: Początek i KoniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz