Rozdział 4

103 10 0
                                    

Po raz kolejny w ciągu jednego tygodnia widział Chrisa i Anabelle razem. Było oczywiste, że wuj chciał odwiedzać jego matkę, jako swoją najlepszą przyjaciółkę, ale żeby przychodzić prawie codziennie? Podejrzenia budził również fakt, że rozmawiali jak najęci, a po wejściu Brandona do pokoju, milkli.

Zawsze marszczył wtedy brwi i z zaciekawieniem przyglądał się ich twarzom. Oprócz rumieńców Any, które były wywołane zapewne ciepłem, skoro siedziała pod kołdrą, nie widział nic. A jednak czaiło się w nim przeczucie, że coś było na rzeczy.

- Dzień dobry, matko, wujku – przywitał się, jak miał zwyczaju i zajął miejsce przy łóżku Anabelle.

Czarnowłosa uśmiechnęła się słabo, choć wyszedł jej z tego dość nieciekawy grymas. Chris za to od razu zaczął wypytywać osiemnastolatka na różne tematy.

- Jak nauka?

- Dobrze – odparł, od razu znudzony całą tą szopką.

Widać było, że to wszystko na pokaz i wcale nie chciał z nim rozmawiać, najchętniej ponownie zajmując się jego matką. Brandon sam najchętniej by wyszedł, ale obiecał ojcu, że choć na chwilę tu zajrzy, zanim pojedzie odwiedzić ciocię Jennie i jej dzieci.

- A... Masz kogoś na oku?

Brandon niemal przewrócił oczami, słysząc tak popularne pytanie. Oficjalna wersja mówiła, że wychodził z domu tylko w towarzystwie ojca, więc nawet nie miałby jak kogokolwiek poznać. Jednak w głowie od razu pojawiła mu się barmanka, którą poznał kilka dni temu.

- Nie wychodzę z domu, wujku – odparł tylko, uśmiechając się krzywo.

Chris nie odpowiedział, zaciskając usta w wąską linię. Asher nie miał skrupułów, by uwięzić tu również swojego syna. Był pewien, że jeśli by mógł, na zawsze odpowiadałby za całe jego życie i sam wybrał jego przyszłość. Szkoda tylko, że ten młody mężczyzna trzymał jego stronę, kompletnie nic nie rozumiejąc.

- Więc chyba najwyższy czas, żebym cię gdzieś zabrał – oznajmił blondyn, choć wiedział o jego wypadach.

- Na to wygląda – rzekł Brandon niewinnie.

Przez dobrą chwilę siedzieli w dość nieprzyjemnej ciszy, przerywanej jedynie przez ciche pokasływanie Anabelle. Nikt nie wiedział, co powinien powiedzieć, ani jak się w takiej sytuacji zachować. Ana i Chris wiedzieli, że nie powinni traktować Brandona z rezerwą tylko dlatego, że był synem Ashera. A jednak jakiś strach ciągle w nich siedział.

- Cóż... Ja już pójdę – oznajmił brunet, w duchu ciesząc się, że miał chociażby jakąś wymówkę. – Jadę dziś do cioci Jennie.

- Baw się dobrze – odparł Chris, uśmiechając się nieco sztucznie.

Matka nawet się nie odezwała, nerwowo odwracając wzrok, kiedy na nią spojrzał. Jedynie gdy zamykał drzwi, cokolwiek od niej usłyszał.

- Uważaj na siebie.

I tak nie zwrócił na to uwagi, od razu prychając pod nosem. Miał dosyć udawania grzecznego synalka. Najchętniej już nigdy by do niej nie zaglądał.

Ale wkrótce miał u niej przesiadywać godzinami.

***

Nie sądził, że Jennie zaprosi jeszcze kogoś prócz niego. Choć nie do końca zaprosi, bo jak się okazało, Gregor i Giselle wpadli strasznie niespodziewanie, taszcząc ogromnego misia dla Lily, która obchodziła dziś urodziny.

Od początku wydawało mu się, że dwójka patrzy na niego z jakąś nutą niepokoju. Nie wiedział, czym było to uzasadnione, ale pewnym było, że właśnie ich nastawienie sprowadziło całą imprezę na niewłaściwe tory.

Władca: Początek i KoniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz