Paragon. Znowu.

99 3 13
                                    

SASUKE POV

      Połowa czerwca minęła mi niesłychanie szybko. W moim związku znowu było świetnie, po randce pod koniec maja wszystko szło nam gładko. Deidarze przeszło to dziwne załamanie emocjonalne i już nie ma problemów. Może to fakt, że zaraz kończę szkołę, co oznacza więcej mnie dla niego. Wszystko zdawało się być wręcz idealne. Jednak było małe „ale". Cały czas miałem tę samą jebaną zmianę w McDonaldzie. Na domiar złego, naprawdę nie zgadniecie co się stało. Ten sam blondyn co pół miesiąca temu właśnie do mnie podszedł z problemem zaciętego paragonu.

      ‒ Przepraszam, paragon zaciął mi się w maszynie podcz‒ Och, to znowu Pan! ‒ był ewidentnie zdziwiony moją obecnością. Co się tak gapisz?! Ludzie nie zmieniają miejsca pracy co chwila. ‒ Pomógłby mi Pan?

      ‒ Już się robi. Chyba masz pecha co do zamawiania tutaj. ‒ zaśmiałem się lekko, starając sprawiać pozory wypoczętego i cieszącego się z obecności z tym miejscu. Zdradzały mnie moje lekkie worki pod oczami i zachrypnięty głos, jakbym dopiero wstał. Prawda jest taka, że tak było, bo wstałem dziś po dwugodzinnej drzemce, a porządnego snu nie zaznałem od wczoraj. Czy przedwczoraj, sam nie wiem. Wiem tylko, że dwie ostatnie noce spędziłem u mojego chłopaka. Resztę mój mózg puścił w niepamięć.

      ‒ Bardzo możliwe... ‒ chłopak nerwowo podrapał się po karku, jakby cała sytuacja była w cholerę zawstydzająca. W sumie to była. Drugi raz zacina ci się paragon, w tym samym miejscu, a o pomoc przez przypadek prosisz tego samego typa. Dramat, jeśli miałbym oceniać.

      Pomogłem mu bardzo sprawnie i od razu odszedłem, udając, że z ciekawością wycieram stolik. Blondyn chyba chciał coś do mnie powiedzieć, ale kiedy zobaczyłem, że przez drzwi wchodzi jego prawdopodobny chłopak, zrezygnowałem z odwracania się. Ten ignorując to co chciał mi przekazać niezręcznie uśmiechnął się do bruneta. Czyżby szykowała się kłótnia..? Błagam nie na mojej zmianie, nie chce tego słuchać. Jeszcze ten pojeb mnie wciągnie do zabawy i co ja zrobię?!

      ‒ Hej, Kiba. ‒ chłopaczek mruknął coś drętwo, a ja już wiedziałem, że z zabijającym wzrokiem skierowanym na mnie przez wcześniej wspomnianego typa, będę częścią tego cyrku, który nastąpić miał zaraz.

      ‒ Cześć. ‒ oschle kolego, oschle. Nie jestem jakimś wielkim specjalistą od związków, ale tak się chyba nie mówi do swojej drugiej połówki. Chyba, że, jak ostatni idiota, masz zamiar rozpocząć awanturę na środku fast-food'a. Sądząc po jego wyrazie twarzy, chyba taki miał plan.

      Blondynek nawet nie zdążył nic powiedzieć, bo od razu został obrzucony obrzydzonym spojrzeniem, które powędrowało także w moją stronę. Co ja ci zrobiłem człowieku?! Zobaczyłem, że zaszkliły mu się oczy, ale cały czas wycierałem stoliki. Usłyszałem coś w stylu po co kazałeś mi tu kurwa przyjść, że on nie będzie rozmawiał bo nie ma o czym, że to nie jego wina. Nie znam szczegółów, ale brzmi jak jakaś poważna kłótnia małżeńska. Cóż, dopóki nie będą przeszkadzać innym klientom nie mam prawa się wtrącać. Jakby na moje zamówienie, ten cały Kiba podniósł swój głos i zaczęło się na dobre. Leciały wyzwiska, polały się łzy, wszystkie oczy w restauracji zwróciły się w kierunku tych dwóch debili, a ja żałowałem przyjścia do pracy.
      Deidara miał rację, mogłem zostać z nim. Może właśnie całowałby mnie po szyi albo... Nie, Sasuke, stop! Masz awanturę na swojej zmianie, tak być nie może!

      ‒ Przepraszam, ale zakłóca pan spokój innym klientom. Niestety jestem zmuszony pana wyprosić, jeżeli się pan w tej chwili nie uspokoi. ‒ moje słowa do bruneta chyba nie dotarły, więc ponowiłem moją formalną gadkę. ‒ Przepraszam, ale‒ nawet nie było mi dane dokończyć bo prawię dostałem w mordę. Całe szczęście zrobiłem unik.
      No teraz to już za wiele. Zrobiło się z tego tak wielkie zamieszanie, że to jest aż absurdalne. Szybko wezwałem ochronę i zaraz Jackson wyprowadzał szarpiącego i drącego się chłopaka. Zaraz do mnie wrócił i zapytał czy wszystko w porządku, na co przytaknąłem. Jackson to spoko gość, nie wiem co robił w Tokio mając w swoim rodzinnym mieście w Stanach o wiele lepszą pracę, ale nie narzekałem, przynajmniej jakiś normalny znajomy.
      Ten delikwent ewidentnie chciał się wpakować z powrotem do środka, ale skutecznie zatrzymały go szklane drzwi, w które przyjebał czołem. Obyśmy nie musieli wymieniać szkła. Potem już sobie odpuścił, całe szczęście.

receiptOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz