Randka czy nie-randka?

73 3 2
                                    

SASUKE POV

      Gdy do mojego nosa dotarło świeże powietrze poczułem się trochę lepiej. Zanim jednak zdążyłem wziąć głęboki oddech, westchnąć i zakląć pod nosem, do moich uszu dotarł ni to pisk ni to krzyk, ale moje imię na pewno. Łudziłem się, że blondyn nie będzie taki mądry i jak wielki idiota będzie sterczał w restauracji, a mi uda się wyprowadzić go w pole. Okazał się, na moje nieszczęście, osobnikiem z większym ilorazem inteligencji. W co ja się wpakowałem...

      ‒ Cześć, Sasuke! ‒ podbiegł do mnie, ja nadal stałem w drzwiach, kłócąc się ze samym sobą w myślach. Po jakiego grzyba się zgodziłem?

      ‒ Hej, Naruto, dobrze pamiętam? ‒ oczy mu się zaświeciły, jak Deidarze, gdy zobaczy promocję na czteropak piwa.

      ‒ Tak! Wow, sądziłem, że się wymigasz jakoś od spotkania. Cieszę się, że się zgodziłeś. ‒ dobrze sądziłeś, taki był plan, ale kurwa nie wyszedł. Teraz dopiero pomyślałem, że mogłem dać mu zmyśloną godzinę końca zmiany. Brawa i oklaski mi się należą za ten debilizm.

      ‒ Um, spoko. Masz jakiś konkretny plan na to spotkanie, czy będziemy się błąkać bez celu? ‒ zapytałem, idąc w stronę przystanku autobusowego. Niby jesteśmy w środku miasta, ale żeby zagwarantować sobie jakąkolwiek rozrywkę i tak trzeba jechać autobusem.

      ‒ Masz może ochotę na ramen? ‒ szczerze, nie wiem czy jestem w stanie coś jeszcze przełknąć dnia dzisiejszego, ale lepszego pomysłu nie mam.

      ‒ Możemy się wybrać, ale nie mam pojęcia gdzie jest najbliższy bar z ramen, także ty prowadzisz.

      ‒ Nie ma sprawy! W sumie to znam mniej więcej pięć w okolicy, więc mamy parę alternatyw. ‒ zaśmiał się i tak szeroko otworzył paszczę, że zobaczyłem nawet jego siódemki.

      Tak więc doczłapaliśmy się do przystanku z zamiarem znalezienia podwózki, ale nic w najbliższym czasie sensownego nie było. Trochę mnie to załamało, bo jestem od godziny dziewiątej na nogach, po ledwo pięciu godzinach snu i marsz dłuższy niż pięć minut mi się nie uśmiechał.
      Podczas gdy mój nowy kolega zaciekle analizował zegarek w telefonie na zmianę z rozkładem jazdy, ja dowiedziałem się, że mój ukochany wróci do domu nie po dwudziestej jak planował, a dwie godziny później. Szkoda, bo moja wymówka zaplanowana na dziewiętnastą pod tytułem „muszę wracać, bo umówiłem się z kimś na dwudziestą" jest nieaktualna, co za tym idzie ‒ z grzeczności będę się męczyć dłużej. Matko, ale ja jestem negatywnie nastawiony do tego całego spotkania! Powinienem raczej gratulować sobie, że w końcu spędzam czas z kimś kto nie jest Deidarą, jego kolegami albo Nejim. Chociaż Nejiego nie widziałem od dwóch tygodni. A no tak, skubany wyjechał na wakacje, a połączenia międzynarodowe kosztują, dlatego nie mamy kontaktu i trochę o nim zapomniałem. Cóż, zdarza się, jeszcze będę miał czas wyjść z nim na piwo. Tylko bez tej jego wkurwiającej panienki, bo inaczej się zabiję...

      ‒ I potem pójdziemy obok parku... Hej, Sasuke, słuchasz mnie? ‒ zorientowałem się, że po pierwsze cały czas wgapiałem się w telefon i nie odpisałem na dwa SMS'y od Deidary, a po drugie zacząłem wewnętrzny monolog, a kolega się obok mnie produkował.

      ‒ Huh? Przepraszam, zamyśliłem się. O czym mówiłeś? Mamy jakiś autobus? ‒ uśmiechnąłem się niemrawo.

      ‒ Nie, nie mamy. Przedstawiałem właśnie naszą drogę do tego baru i chciałem się zapytać czy masz jakieś zastrzeżenia albo znasz krótszą drogę.

      ‒ Cholera, szkoda. Średnio się zapatruję na chodzenie, mam nadzieję, że to nie będzie długi spacer. ‒ mruknąłem i poprosiłem, żeby streścił jeszcze raz to co mówił.

receiptOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz