Rozdział IX

16 2 43
                                    

Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą...

- Nawet mi się porządnie wyspać nie dasz... - Szatan przeciągał się i ziewał.

- Oh jeju... Zło nigdy nie śpi.

- Coś taka zbulwersowana?

- Kim ona jest do cholery jasnej?

Znowu się śmiał. Zaraz mnie szlag trafi.

- Kando, Kando...

- Przestaniesz! Mam już dosyć, tylko grać głupa potrafisz!

- Nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawia twoja agresja.

- A sprawi Ci radość fakt, jeśli odejdę do Lucyfera, albo Belzebuba? - Nagle uśmiech na jego twarzy znikł. - Ojej... Czyżbym trafiła w czuły punkt?

- Pff... Chciałabyś. Nigdy nie uczynisz tego. Ja to wiem.

- Skoro tak, to won. Nie jesteś mi potrzebny.

- Będziesz tego żałowała. - Odwróciłam się plecami i machnęłam ręką. - Typowa baba... Myślisz, że grożeniem MI coś uzyskasz? - Milczałam dalej - No tak. Najlepiej. Strzelić focha. Zresztą, uważasz, że któryś z nich byłby tobą zainteresowany? Takim nieudacznikiem.

- Skoro ty byłeś zainteresowany, to czemu oni mieliby nie być. Poza tym: Może bym się przynajmniej czegoś naprawdę nauczyła, a nie tak jak przy tobie...

Gwałtownie obrócił mnie w swoim kierunku. Chyba przesadziłam, ponieważ w jego oczach było widać iskry. Ścisnął moje ramiona i powiedział:

- Ty należysz już do mnie. Czy tego chcesz, czy nie. Nie myśl sobie o jakiejkolwiek ucieczce, inaczej cię zamorduje. - Popchnął mnie na podłogę i stanął jedną nogą na mojej klatce piersiowej. - Ona jest nam potrzebna, zrozum to. Jak tylko ją schwytamy powiem, kim jest.

- Niby na co ci ona? Masz już pod sobą tyle upadłych aniołów. Mało ci?

- Zastanawiam się czasem, czy ty naprawdę taka jesteś, czy po prostu udajesz głupa. - zabrał w końcu ze mnie tą śmierdzącą nogę. - Twoim zadaniem jest zdobyć jej zaufanie.

- Niestety to niemożliwe. Jest nieufna wobec mnie i wie za wiele rzeczy...

- Powtórzę jeszcze raz: Nie próbuj jej zabijać. Inaczej. Z jej głowy ma nie spaść nawet jeden włosek.

- A co to niby jest? Córka twoja?

- Nie. Nie jest ona nawet związana z naszą rasą. Lecz jest ona potężniejsza niż nie jedna zaraza.

- Zaraz... Czy my mówimy o tej samej kobiecie?

- Noëlle.

- No tak, ale ona przecież leczy zarazy. - Uśmiechnął się i śmiał, jak psychol. Po chwili zniknął.

Ktoś zawzięcie pukał do drzwi. To była Hinari.

- Wszystko dobrze? Dało się słyszeć jakiś huk dobiegający z twej komnaty.

- Wywróciłam się. To wszystko.

- Nie jest potrzebna ci pomoc?

- Nie, absolutnie.

Hinari mi się przyglądała. Patrzyła cały czas w kierunku moich piersi.

- A jak wyjaśnisz to? - wskazała palcem czarny ślad na mej sukni.

- To? Ja... Buty chciałam sobie wyczyścić i wywróciłam się na brudną podeszwę. - Hinari chyba mi w to nie uwierzyła.

- Niech Ci będzie... Czy widziałaś może Valeriana?

- Niestety nie.

- Ech... Już nie przeszkadzam. - Wyszła, ja za to postanowiłam poszukać kogoś innego.

Zmieniłam suknię na czystszą. Otworzyłam drzwi z takim zapałem, że nieświadomie kogoś uderzyłam. Gdy jednak zobaczyłam, kto to, miałam ochotę się uśmiechnąć.

- Och wybacz mi Noëlle! - popatrzyła na mnie z grymasem na twarzy.

- Nie musisz udawać miłej. Naprawdę, to jest zbędne.

- Ale o co ci chodzi?

- Nie udawaj głupiej.

- Ech... Noëlle posłuchaj. Źle zaczęłyśmy. Czy nie uważasz, że powinnyśmy się pogodzić? Obydwie stoimy po stronie dobra. - Nagle jej wyraz twarzy gwałtownie się zmienił. Nie wyglądała na wściekłą, lecz... Była przygnębiona. Wyciągnęłam do niej rękę, a ona ominęła mnie szerokim łukiem. - Ej! Ja nie żartuje!

- Zostaw mnie w spokoju... Błagam...

- Chodź pójdziemy na spacer do ogrodu, albo do biblioteki poczytać! - Biegłam za nią, aż ta trzasnęła mi drzwiami przed nosem i zamknęła się w pokoju.

Hrabianka natomiast zapomniała, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła.

Zaczynam się martwić. W całym dworze nie widziałam Valeriana. Miałam z nim omówić kilka ważnych kwestii.

- Pójdę jeszcze raz do jego pokoju.

Stanęłam przed drzwiami. Pukam chyba dobre pół godziny. W końcu ze złości tak puknęłam, że otworzyły się drzwi.

- To do niego nie podobne. Zawsze je zamykał.

Weszłam do pokoju. Na biurku miał mnóstwo książek. "Wspomnienia Latarnika", "Morderczyni znad brzegu" oraz "Opętana" to tylko kilka, ze wszystkich. Leżała tam również nietypowa koperta. Chyba był zdenerwowany, gdyż rozerwał ją gwałtownie. Co jeśli stała się krzywda komuś z jego rodziny? Powinien mnie o tym zawiadomić.

- Cóż hrabiankę sprowadza do mojego pokoju?

- Valerian! Nareszcie cię znalazłam! Czy wszystko w porządku? Nie przypominam sobie kiedy miałeś ostatnio taki bałagan na biurku.

- Cóż... Szukam pewnych istotnych informacji. Przez ostatnie wydarzenia zaniedbałem swoje obowiązki, przez co nie ukrywam, iż mam małe problemy.

- Może chcesz wolne? Zawsze ktoś może ciebie zastąpić.

- Ależ nie. Muszę spełnić swoje obowiązki.

- Jesteś tego pewien? Masz sine oczy...

- Panienko, ja to robię w twoim imieniu, oraz dla dobra naszego Hrabstwa.

- Nie rozumiem... Jaki ty obowiązek zaniedbałeś?

- To już nieistotne. Hiacynt oznajmił, iż mi pomoże.

- O czyli to ty go tutaj sprosiłeś. Tylko nie zapomnij mu zapłacić tyle ile sobie on zażyczy. Chyba nie muszę Ci przypominać, jak nas okradł za to, że daliśmy mu o jedną monetę za mało...

- Oczywiście panienko, tym się nie przejmuj.

Wyszłam z pokoju. Nadal zastanawiam się o jaki obowiązek chodziło. Praktycznie wszystko związane z balem, zostało załatwione. Nawet zaproszenia dla Księstwa Elfów. Trzeba będzie odnowić sprzymierze z nimi, nie chcę doprowadzić do niepotrzebnych sporów i waśni, a co dopiero do wojen.

- Nad czym się tak zastanawiasz córuś? - Nagle przede mną pojawiła się mama.

- Bal, odnowienie przymierza.

- Nie przejmuj się tym wszystkim. Wróciłam do zdrowia, już ja się wszystkim zajmę.

- Powinnaś odpoczywać mamo.

- Nie przesadzaj. Czuję się tak, jakbym miała góry przenosić, a ty mnie znowu do łóżka pchasz? Może po prostu spodobało Ci się władanie? - zaśmiała się do mnie.

- Nie! Ja nigdy nie chciałabym ciebie obalić z władzy!

- Kochanie, ja tylko żartuje... - pogłaskała mnie po głowie i dała buziaka w czoło. - Jestem z ciebie dumna. Byłaś w stanie tyle rzeczy sama ogarnąć, a jeszcze wielu z nich cię nie nauczyłam. Będziesz wspaniałą księżną.

- Mamo stanowiska ci się pomyliły. Chciałaś powiedzieć hrabiną. - Tylko się do mnie uśmiechnęła i przytuliła. Nie powiedziała nic więcej.

Efekt KobryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz