W końcu weszłam na salę balową. Musiałam wszystko sobie poukładać w głowie. Nie wierzę, w to co się dzieje. Mam mieszane uczucia. Może lepiej będzie, jeśli na chwilę obecną będę unikała kontaktu z Elfami. Wiem, że nie przystoi, lecz jestem za bardzo przytłoczona tą konkretną sprawą. Chcę się jakoś rozluźnić.
- Już myślałem, iż uciekłaś przede mną. - Cały misterny plan poszedł w...
- Proszę mi wybaczyć... Po prostu musiałam coś jeszcze załatwić.
- Nawet nie potrafią zadbać o nic na czas... - Nagle zza księcia wyjrzał jakiś starszy elf. Wyglądał na zniesmaczonego i złego. - Wciąż uważam, że tracimy czas drogi Książę odwiedzając hrabstwo himer.
- Ezeuszu proszę zachowuj się.
- Ja się zachowuje. W przeciwieństwie do nich. - Spojrzał na mnie z pogardą.
- Proszę mi wybaczyć hrabianko, lecz muszę porozmawiać z mym sługą na osobności. - Odeszli ode mnie, a ja czuję się jeszcze gorzej niż przed chwilą.
Wyszłam na balkon, chcąc odetchnąć, ale nie byłam na nim sama. Przy balustradzie stała Noëlle, a na jej ramieniu siedział szpak.
- Noëlle, czemu nie idziesz się bawić z pozostałymi? - Nic nie odpowiedziała. Podeszłam do niej bliżej i położyłam dłoń na ramieniu. - Czy wszystko w porządku? - Spojrzała na mnie, w jej oczach widziałam zmartwienie.
- Ja naprawdę muszę natychmiast odejść.
- Ech... Wiem, że inni mają niepochlebne zdanie o tobie, lecz ja dostrzegam w tobie dobro i naprawdę chciałabym abyś tutaj została.
Patrzyła cały czas w księżyc. Była pełnia. Niebo było czyste i bezchmurne, dzięki czemu można swobodnie oglądać dzisiejszej nocy gwiazdy.
- Dzisiejszej nocy... Stanie się coś złego... - po tych słowach mnie zamurowało.
- Co takiego? Co niby mogłoby się stać? - obróciła się w moim kierunku i zaczęła patrzeć mi w oczy.
- Zawiedzie cię ktoś, komu ufasz.
- Kto? Kogo masz na myśli? - odeszła w stronę drzwi prowadzących do sali balowej. - Noëlle! Mów co wiesz!
- Powiedziałam wszystko. Teraz pozostaje tylko czekać. - Nic już nie rozumiem. Czy to oznacza, że ona chce mnie ukarać i zdradzić? A może elfy tylko udają miłych, a w rzeczywistości to zdrajcy? Co jeśli coś strzeliło do głowy Hoshisorze? Albo Kando tak naprawdę jest oszustem?
Zrobiło mi się słabo, w ostatniej chwili złapał mnie Valerian.
- Panienko! Co się stało? Czy ona zrobiła hrabiance krzywdę?
- N-nie... Po prostu za dużo się dzisiaj dzieje.
- Czy mogę zatem jakoś panience pomóc?
- Tak. Nakaż straży zachować szczególną ostrożność oraz czujność.
Może sprawdźmy czy wilk jest już syty?
Cały czas obserwuje co ona robi i zaczynam się szczerze nudzić... wkoło tylko stoi w konkretnych miejscach, z nikim nie rozmawia, nie tańczy. Zaczęłam ziewać, ale nagle w moich ustach wylądował pączek.
- Czo jeszt? - Spojrzałam przed siebie. No nie... Tylko jego mi brakowało... Że też Hinari zaprosiła tego lisa...
- Czyżby nie smakował ci pączuszek?
- Daj mi spokój... - Chciałam odejść, ale pociągnął mnie za ogon tak, że wylądowałam mu na kolanach...
- Pozwól, że cię nakarmię. - uśmiechał się do mnie zawadiacko.
- Jak cię zaraz zagryzę to ci się odechce!
- Doprawdy? Ja chciałem być miły. - rzucił mną o podłogę - Ale skoro chcesz, to pójdę powiem o twoim ciekawym planie na dzisiejszy wieczór kochanej hrabiance...
- Nie zrobisz tego.
- Racja. Lepiej donieść o tym samej hrabinie.
- Ty wredny! - chciałam uderzyć go prosto w twarz, lecz złapał moją rękę.
- To ja jestem wredny? Posłuchaj. Nie wydam cię i zignoruje twój plan pod jednym warunkiem.
- Mów czego chcesz.
- Nie tym tonem. - Drugą ręką złapał mnie za podbródek - Spędzisz sobie dzisiaj trochę czasu ze mną...
- Konował...
- Aj nie marudź i pozwól, że na start cię nakarmię.
Usiedliśmy przy stole. Wziął talerz wędlin.
- Otwórz dziubek piękna.
- Dziub to ma szpak znachorki. - wepchnęł mi kawałek szynki do ust. W sumie mam pomysł.
Wziął kawałek kiełbasy i kiedy kierował go do moich ust ja... Raptownie go ugryzłam. Zaczęłam się śmiać, a on... Uśmiechnął się?!
- Z czego ty się niby cieszysz, krew ci teraz leci. - Nic nie powiedział, tylko cały czas spoglądał na mnie.
Tymczasem diabeł tkwi w szczegółach...
Jestem zirytowana. Tyle już miała okazji, a ona co? Obżera się, jak świnia przy stole i to na dodatek z jakimś typem. Przystojnym typem... Ech... Dlaczego aniołom to nie jest dane?
- Ja też bym chciała...
Stałam i tylko przyglądałam się ludziom na środku sali. Tańczyli, a na ich twarzach widać było ogromną radość. W takich chwilach chciałabym być innej rasy. Bez zobowiązań, bez ryzyka utraty skrzydeł i mocy.
- Piękna marzycielko? - Nagle z transu wyrwał mnie jakiś mężczyzna o nietutejszym wyglądzie. Miał czarne włosy i rubinowe oczy. Chciałabym stwierdzić, że go znam, gdyż kojarzę jego aurę, ale patrząc na jego szpiczaste uszy jest to elf, a ja nie znam nikogo tej rasy. - Nad czym tak się zastanawiasz?
- Przepraszam, czy my się znamy?
- Cóż... Czasem kompletnie nieznajomy człowiek może się okazać bardziej bliski, niż się wydaje. - uśmiechnął się i ucałował moją dłoń.
Ja chyba powinnam mu powiedzieć, żeby sobie poszedł, ale... Coś zmusza mnie bym tego nie robiła. Jakbym... Nie to nie możliwe...
- Zatańczysz?
- Ja... - Skoro Hoshisora sobie pozwoliła na skok w bok, to i ja pójdę jej tropem. Przynajmniej nie będziemy zbyt podejrzane. - Z radością.
Udaliśmy się na parkiet. Na początku zastanawiałam się, czy aby dobrze zrobiłam, lecz im dłużej tańczyłam z tym mezczyzną tym bardziej zaczęłam się zatracać... Przestałam już nawet liczyć ilość utworów, które przetańczyliśmy. W pewnym momencie jednak spojrzałam na gigantyczne lustro zajmujące więcej niż połowę ściany na sali... Gwałtownie wyrwałam mu się z rąk.
- Czy coś nie tak?
- Bardzo zabawne wiesz... - Odeszłam wściekła w kierunku balkonu. Przyszedł za mną.
- Co jest? Naprawdę nie rozpoznałaś mnie? - Zaczął się śmiać ze mnie.
- Wiesz co Szatan? Mam cię dosyć i to tak szczerze!
- Czego się wkurzasz? Wystarczyło się przyjrzeć mojej aurze...
- Skąd masz to ciało? Zabiło się kogoś przed balem?
- Tak się składa, że to moje bez przemiany.
- No, bo ci uwierzę...
- Chyba raczej miałaś na myśli: mam ochotę ci uwierzyć... - Podszedł do mnie.
- Zostaw mnie.
- Nie wmówisz mi, że to co było tam na sali było udawane. Czułem, że się zatracasz. W sumie ciekawe, by udało się to wywołać u upadłego anioła...
- Zamknij się!
- Zmuś mnie do tego. - Obrócił mnie w swoim kierunku i ścisnął moje ramiona. Następnie zaczął oglądać od stóp do głów.
- No co? Nie próbujesz się wyrwać?