Zraniony asasyn został posłusznie w tajemniczej kwaterze, czekając aż wróci jego oprawca. Czy... Faktycznie można go było tak nazwać? Uratował mu życie, mimo że mógł go dobić na miejscu, powiedział że go nakarmi i napoi ale... Jaki miał w tym cel? Chciał zawładnąć młodym zabójcą aby potem przeciągnąć go na swoją stronę i wraz z czerwonym robactwem, siać spustoszenie na Ziemi Świętej? O nie. Nie ma mowy!
Altaïr zrzucił koc na ziemię i spojrzał na swój brzuch, opatulony w biały bandaż. Krew na nim była już stara, zaschnięta i dookoła czerwonobrązowych plam można było zauważyć żółtą otoczkę. Skrzywił się na ten widok. Ohyda... Templariusz go zostawił i gdzieś wyszedł, nie wiadomo jak daleko więc dawało to mu niezbyt pewne ramy czasowe.
Usiadł powoli na łóżku, podpierając się ramionami i sycząc z bólu jaki sprawiał uraz. Poczuł nagłą falę gorąca, pulsującą i wypełniającą całe jego ciało aż po głowę. Nie było to przyjemne uczucie, było ono raczej... Podejrzane.
Wziął głęboki oddech i zacisnął zęby, szybko wstał i zakręciło mu się w głowie na co upadł z impetem na podłogę, odbijając się dodatkowo.-Kurwa! -wycedził przez zęby i pomasował się po czole. Mrugnął kilka razy i rozejrzał się dookoła.
W kącie pomieszczenia znajdował się drewniany stolik, którego wcześniej nie zauważył. Zdobiony z ciemnego drewna z elegancko rzeźbionymi nogami blat, przepasany był karmazynowym jedwabnym obrusem ze złotymi frędzlami, nad nim spoczywała luźno zawieszona lampa oliwna.
La'Ahad przyjrzał się bliżej i dostrzegł słaby blask stali na stole, po chwili zrozumiał, że to jego broń! Uśmiechnął się do siebie i zaczął powoli czołgać się w tą stronę, pojękując co jakiś czas z bólu, który rozsadzał jego młode ciało. Musiał być jednak silny, musiał się stąd wydostać i wrócić do swojej kwatery, poinformować mistrza!Chwycił blat i podciągnął się lekko, starał się ignorować to piekło które rozgrywało się w jego brzuchu.
Miał wrażenie jakby był rozcinany żywcem a jego wnętrzności były wyciągane na zewnątrz i przypalane ogniem piekielnym,ale musiał być silny, nie mógł się tak łatwo poddać to ujma na honorze dla asasyna! Jak Al-Mualim dowie się, że ranny uciekł z kryjówki templariusza to napewno podniesie mu rangę w zakonie. To byłoby coś, wyszedłby na bohatera.
Jednak narazie walczył z blatem i balansem.
Udało się.
Podniósł się lekko i wciąż opierając ramiona o stół, spojrzał na swoje ostrza.Lśniły delikatnie w słabym świetle oliwnej lampy. Co przykuło jego uwagę to fakt, że wszystkie były... Czyste, wypolerowane i nie było na nich nawet najmniejszego śladu krwi.
Mrugnął kilka razy, dostrzegł również że miecz był sam w sobie dobrze naostrzony, lepiej niż sam to zrobił.
Jego serce przyspieszyło.
Czy Malik chciał mu ściąć głowę jego własnym mieczem? Na samą myśl, zrobiło mu się zimno.
Nie było żadnego innego wytłumaczenia, inne brzeszczoty były w niezmienionym stanie, nawet uktryte ostrze nie było tak jadowite jak miecz.
Coś tutaj nie pasowało, dlaczego jego wróg naostrzył jego miecz? Przełknął ciężej ślinę, czując jak drapie go w gardle. Ręce lekko się zatrzęsły a on potrząsnął głową. Nie czas na rozmyślanie, trzeba zacząć działać bo inaczej skończy albo jako dywanik albo jego głową zawiśnie w gabinecie mistrza templariuszy jako ozdoba i symbol zwycięstwa.
Na samą myśl o tym zrobiło mu się niedobrze.
Wbił swoje złote oczy w ostrze miecza, dostrzegając w nim własne odbicie.
Pod oczami miał ciemne worki a jego włosy opadały niechlujnie na czoło. Wyglądał...słabo, żałośnie... dopiero co awansował na asasyna.
Westchnął I nagle jego czaszkę uderzyła pewna myśl.
Skoro jest tutaj jego sprzęt...to muszą być i szaty!Altaïr nagle się wyprostował a cały ból kumulujący się w brzuchu, rozległ się po całym ciele. Czuł jakby go rozrywano na kilka części i na chwilę zastygł w przybranej pozie,czekając aż ta cała agonia minie. Jak miał się dostać do Masjafu z takim ciężarem? Ledwo co się ruszy i czuje jakby zaraz miał spotkać się ze stwórcą. Do tego był głodny, nawet strasznie. Wcześniej tego nie mówił bo nie chciał wyjść na mięczaka przy templariuszu ale tak naprawdę to umierał z głodu. Oddałby wszystko chociażby za kromkę suchego chleba.
Lub cokolwiek innego co mógłby włożyć do ust i zaspokoić uczucie głodu.
Zamknął oczy i przygryzł wargę, wydając z siebie jęk pełen bólu. Po chwili zaczął oddychać głęboko. Pamiętał, że to ćwiczenie pomagało mu w treningach kiedy dostał mieczem. Drewnianym bo drewnianym ale i tak bolało.
Skupiał się wtedy na oddychaniu a adrenalina wypełniającą jego żyły, skutecznie niwelowała ból.
Zacisnął pięści i chwycił w swoje chude dłonie miecz, powoli go zdjął że stołu. Była to najbardziej przygotowana broń, najmocniej wypolerowana i naostrzona do granic możliwości.
Chwycił rękojeść w obie dłonie i lekko rozstawił stopy, przybierając pozycję bojową.
Ucieknie stąd i wróci do domu.Tymczasem kiedy zdążył już zapaść zmrok i ciemność spowiła piaszczyste wzgórza pustyni, Malik wracał z targu w Damaszku a jego białą peleryna delikatnie unosiła się wraz z jego każdym krokiem oraz podmuchem wiatru. Kaptur jedynie ogrzewał jego uszy przed chłodniejszym powietrzem. Podczas pory deszczowej pogoda w nocy potrafi być wybredna i paskudna.
Czuł jak piach pod jego stopami lekko się zapada z każdym krokiem a on sam szedł w ciszy i zamyśleniu, trzymając w lewej dłoni bochenek chleba, zawinięty w pergamin. Zaczynał mieć mieszane uczucia. Najpierw asasyn a potem ten nastolatek, i jednego i drugiego mógł ukarać na miejscu jednak tego nie zrobił. Coś... nie pozwalało mu na to. Wiedział, że to są złe osoby, że ich czyny są niemoralne i powinno się je tępić jednak... nie mógł znaleźć w sobie odwagi aby machnąć mieczem i wymierzyć wcześniej zamierzonej kary.
Nie był w stanie zabić tego młodzieńca w białej szacie, którego oczy wypełnione były istnym przerażeniem.
Malik też się bał, doskonale rozumiał definicję strachu. Może dostrzegł w młodym asasynie samego siebie? Swoje własne słabości? Nie wiedział tego.
Tyle pytań a tak mało odpowiedzi.
Westchnął I zsunął kaptur ze swojej głowy kiedy dotarł pod drzwi kryjówki. Oparł się lekko I drewniane wrota i zamknął oczy.
Będzie dobrze, nikt się nie dowie o tym że "pomaga" wrogowi. Młody nie wygada... po chwili jednak wyprostował się niczym strzała. Czemu tak bardzo przejmuje się jakimś pędrakiem z Masjafu?
Prychnął pod nosem. Żałosne...Kiedy otworzył drzwi, uderzył go zapach wosku od zapalonych świec oraz ogólne ciepło bijące z wewnątrz. Za dnia kamienie nagrzały się i teraz oddawały swoje ciepło. Co jednak go zmartwiło to przerażająca cisza dochodząca że środka. Przekroczył próg kryjówki i zamknął za sobą drzwi. Ścisnął bochenek chleba i powoli wszedł głębiej, może zabójca spał i Malik tylko przesadzał? Zawsze miał do tego skonnosci, nic nowego.
Poczuł jak serce przyspiesza kiedy dostrzegł w sypialni drugiego mężczyznę.Stał wyprostowany niczym pręgierz a w swojej prawej ręce trzymał naostrzony miecz, który odbijał od ostrza wszelkie światło, błyszcząc się w nim majestatycznie.
Młody asasyn powoli odwrócił głowę a jego złote oczy zabłysły przeraźliwie, dłoń zacisnęła się na rękojeści a nogi były lekko rozstawione, pozycja bojowa.Templariusz upuścił chleb i przełknął ślinę. No tak... mógł się tego spodziewać kiedy ten wyzdrowieje.
Na twarzy zakonnika pojawił się wyraz determinacji a jego krzaczaste brwi zmarszczyły się. Chwycił za rękojeść własnego ostrza i wyjął je powoli z pochwy przypiętej do skórzanego pasa z czerwoną metalową klamrą.
Jego serce przyspieszyło, echo odbijało się w głowie syryjczyka, zagłuszać wszelkie myśli i dźwięki dochodzące z zewnątrz.Na twarzy Altaïra pojawił się lekki uśmiech, który nie zwiastował...niczego dobrego.
CZYTASZ
"Templar"//Altaïr x Malik
FanfictionMalik jest szanowanym templariuszem, służy bractwu od lat i jest lojalny aż po grób. Altaïr to świeżo upieczony asasyn, który nie cofnie się przed niczym, aby zaimponować mistrzowi. Co się jednak stanie, gdy ich drogi się skrzyżują? #1 assassins - 1...