Altaïr wbił wzrok w ewidentnie rozjuszonego Yiğita, którego wzrok przeszywał go na wskroś niczym sztylet a to nie podobało się młodemu wojownikowi. To spojrzenie mogło świadczyć o jednym: wiedział kim był Malik.
-Nie uważasz, że sprowadzanie wysłannika naszego wroga do kryjówki to nieodpowiedzialny pomysł? Pogwałciłeś w ten sposób więcej zasad bractwa niż ci się wydaje i naraziłeś nas na niesamowite niebezpieczeństwo! -zaczął i machnął dłonią, starając się rozładować w jakikolwiek sposób buzujące w nim emocje. Na twarzy mężczyzny widniał czerwony rumieniec a mięśnie miał napięte, jakby powstrzymywał się od skoku na syryjskiego gościa.
-Ale... -zaczął La'Ahad na co Turek warknął, ukazując swoje dziąsła.
-Żadnego "ale", ahmak*. Jesteś nieostrożny, nierozsądny i głupi. Powiedz mi tylko jedno, dlaczego mu pomogłeś skoro wiedziałeś kim jest? -uniósł pytająco brew i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, która podnosiła się i opadała z każdym lekko przyspieszonym wdechem a na czole uformowały się malutkie pulsujące żyłki. Oczami wyobraźni Młody Orzeł widział jak z nozdrzy kartografa ulatuje para a oczy lśnią na czerwono. Na szczęście ten obraz widniał tylko w jego głowie.
Przestąpił z nogi na nogę, czując rosnący dyskomfort w jego własnym ciele. Dlaczego pomógł Malikowi? Odpowiedź była czysta i klarowna, jednak tylko dla niego. Jak zareaguje jego gospodarz kiedy się o tym dowie? Musiał jednak zaryzykować.
-Kiedy Templariusze najechali na Masjaf, byłem świeżo upieczonym asasynem -zaczął i nie zdejmował wzroku z wściekłego Turka nawet na chwilę, dostrzegł jednak w jego oczach nutkę zaciekawienia a kiedy ten skinął głową, dając mu znak żeby kontynuował, mówił dalej.
-Zostałem ranny a on mnie uratował. Nie musiał tego robić, jednak zaryzykował swoje życie aby ocalić inne, nieznane, to które według zasad jego zakonu nie ma prawa bytu.
Opiekował się mną i poznałem go podczas tegoż okresu. Odszedł od zakonu aby znaleźć własną drogę, przysięgam na Allaha, ten człowiek nie jest tym za kogo go uważasz, zrzucił swoje zakonne szaty i nie służy już tym barbarzyńcom. Nie pasował do nich, sam mi to powiedział. Był jedynym Syryjczykiem w całym bractwie -na te słowa oczy Yiğita rozszerzyły się.
-Syryjczyk? Wygląda jak...
-Opalony Frank, wiem -dokończył młodzieniec i spojrzał ponownie na drzwi, za którymi leżał Malik. Czuł jakby role się odwróciły i to on teraz musiał się zająć swoim dawnym towarzyszem podróży.
-Nie chcę aby informacja o tej sytuacji dotarła do Al-Mualima, gdyby się dowiedział że bratam się z "wrogiem", zostałbym wygnany. Proszę cię bracie, niechajże to zostanie między nami. -Jego ton był niemalże błagalny, nie chciał aby mistrz pomyślał, że działa na dwa fronty.
Brązowe oczy Turka wbijały się w asasyna, który zaczynał odczuwać delikatny dyskomfort z zaistniałej sytuacji. Czuł się jakby stanął oko w oko z najbardziej niebezpiecznym drapieżnikiem a on był tylko małym i bezbronnym zwierzęciem.
-Przemyślę to. Twoim zadaniem będzie teraz dopilnowanie abym nie musiał kopać dla niego dołu za miastem.
Dzień mijał leniwie a mieszkańcy stolicy znajdowali najróżniejsze sposoby aby uchronić się przed słońcem, które zdawało się palić wszystko na swojej drodze.
Ozdobne fontanny i zbiorniki wodne posłużyły dzieciakom za punkt ochłody. Śmiechy i okrzyki radości rozbrzmiewały na ulicach Konstantynopolu. Nie zabrakło również zdenerwowanych przechodniów, którzy zostali chcący lub nie chcący ochlapani przez zgraję małych rozrabiak.
Niektórzy podchodzili do upału nieco spokojniej, kryjąc się pod kolorowymi markizami czy w cieniu okolicznych drzew.
Skąpany w Tureckim słońcu szedł asasyn, który przyjechał tutaj z określonym celem i postanowił zacząć go realizować.
Zrzucił z siebie jednak zakonne szaty i wybrał przebranie, które idealnie nada się na taką pogodę oraz zmniejszy ryzyko rozpoznania go przez członków bandy Tybalda V. Podciągnął rękawy swojej białej koszuli i rozejrzał się dookoła parku nieopodal meczetu Hagia Sophia.
Zapach kwiatów unosił się w powietrzu a wymieszany z gorącem, wydawał się nieprawdopodobnie słodki i kojący dla umysłu.
Zmarszczył się lekko i wytężył swoje wszystkie zmysły.
Wiedział, że Konstantynopol to gniazdo Templariuszy. Poczuł jak po karku spływa mu strużka potu kiedy ruszył kolorowym parkiem przed siebie, starając się w jakiś sposób zignorować natarczywy upał i brak postępów w śledztwie.
Z irytacją kopnął jeden z glinianych wazonów, który rozpadł się na kawałki po upadku na bruk.
-Ejże młodzieńcze! -usłyszał chrapliwy głos za sobą i odwrócił się.
Przed nim stał starszy mężczyzna o tureckiej urodzie i bielmem w prawym oku. Wyszczerzył swoje krzywe i pożółkłe zęby a ich widok sprawił, że młody nizaryt aż się wzdrygnął. Jednak mały detal przykuł jego uwagę. Na szyi nieznajomy miał naszyjnik z czerwonym jak krew emblematem Templariuszy.
-Nie ładnie jest niszczyć czyjąś pracę! Co ci ten dzban zawinił? -zapytał i na te słowa Altaïr poczuł się głupio, kucnął i zaczął zbierać kawałki rozbitego wazonu.
-Przepraszam, upał mnie zirytował -mruknął i przetarł przedramieniem swoje czoło, zebrał kawałki i podniósł się z kolan. Z miną zbitego psa wbił wzrok w niego.
-Uważaj następnym razem młodzieńcze, nie docenianie czyjejś pracy nie podoba się Allahowi. Jeżeli chcemy aby to miasto było ładne i zadbane, musimy na to pracować razem -skwitował i odwrócił się na pięcie, kierując się w głąb parku.
Altaïr postanowił go śledzić, poczekał chwilę aż jego cel się oddali na bezpieczną odległość i wyrzucił gliniane kawałki w krzaki, ruszając za starym Turkiem. Skoro miał na szyi krzyż Templariuszy, znaczy że należał do zakonu a to może doprowadzić go do Tybalda V.
Chowając się za kolumnami i wysokimi drzewami, mozolnie śledził tajemniczego Templariusza przez ulice Konstantynopolu. Dotarł za nim do jednego z bardziej otwartych przestrzeni gdzie w blasku słońca stał jeden z lokalnych straganów, otoczony kwiatami które ledwo co znosiły falę gorąca a płatki roślin lekko oklapły, jednak uśmiech sprzedawczyni zachęcał do kupna jej towarów co poskutkowało małym ruchem przy jej stoisku.
Czmychnął między ludźmi i schował się za zaułkiem kiedy Turek wszedł w jedną z małych uliczek.
-Nie będzie stanowić już problemu -odezwał się i uśmiechnął krzywo. Jego rozmówcą był wysoki, chuderlawy Arab z poranionymi dłońmi i zakrzywionym orlim nosem. Zapadnięte oczy wraz z padającym cieniem od dwóch budynków sprawiały wrażenie, jakby mężczyzna pozbawiony był oczu. Ten widok lekko przeraził młodego skrytobójcę ale postanowił przycisnąć się mocniej do ściany i wsłuchać w rozmowę między nimi dwoma.
-To dobrze. Ten parszywy kundel zdradził nasz zakon, musiał za to zapłacić... Przekażę Mistrzowi, że robota została wykonana -przytaknął i kaszlnął mocniej, masując się po wychudzonej szyi.
La'Ahad zerwał się z miejsca kiedy jeden z nich zaczął kierować się w stronę wyjścia z alejki, wdrapał się szybko na dach i zniknął za małym murkiem, obserwując jak drugi Arab znika w tłumie, ledwo co trzymając się na nogach.
Zmarszczył się i wtedy w jego głowie zaczęło klikać a konkretne elementy układanki łączyły się ze sobą.
Malik.
Mowa była o nim, na pewno... To Malik został zaatakowany wczorajszej nocy i to on opuścił niedawno zakon... Do Altaïra dotarło, że jego przyjaciel jest w niebezpieczeństwie i asasyn musiał jak najszybciej rozwiązać zagadkę i opuścić Konstantynopol wraz z Malikiem.
Ruszył dachami za swoim poprzednim celem, czując narastające ciepło na swoich plecach a bawełniana tkanina zaczyna przyklejać się do jego rozgrzanego ciała.
Zsunął się z dachu niczym kot, zeskoczył na ozdobny marmurowy płot a po chwili na ziemię w przysiadzie. Wziął głęboki wdech, czując jak serce niemalże podchodzi mu do gardła.
Ten mężczyzna wiedział więcej... na pewno wiedział więcej i zadaniem Syryjczyka było wyciągnięcie z niego wszelkich informacji, jakimikolwiek metodami.
Zerknął na swój karawasz gdzie tkwiło uśpione ukryte ostrze, gotowe aby wyskoczyć jak drapieżnik i skosztować ciepłej krwi ofiary niczym wygłodniały wampir.
Ruszył z miejsca, kierując się niczym cień za swoją nową ofiarą, która zmierzała w stronę granic murów miasta a dokładniej w stronę Portu Neoriona.
CZYTASZ
"Templar"//Altaïr x Malik
FanfictionMalik jest szanowanym templariuszem, służy bractwu od lat i jest lojalny aż po grób. Altaïr to świeżo upieczony asasyn, który nie cofnie się przed niczym, aby zaimponować mistrzowi. Co się jednak stanie, gdy ich drogi się skrzyżują? #1 assassins - 1...