1

2.9K 99 8
                                    

Gregory Montanha - kapitan stopnia III, numer odznaki 105. To słyszeli wszyscy aresztowni, którymi zajmował się Gregory. Jego nazwisko jest znane wszystkim w Los Santos. Opinia publiczna na jego temat jest różna. Jedni ludzie nie przepadają za Montanhą do tego stopnia, że życzą mu śmierci, najczęściej mówią to ludzie, którym zalazł za skórę. Natomiast inni mieszkańcy miasta Los Santos cieszą się gdy na miejscu interwencji podjedzie jasno niebieska Corvette. Gregory jest już doświadczonym policjantem, służy w policji już blisko 10 lat. Miał okazję być szefem policji, zastępcą szefa policji, komendantem a aktualnie kapitanem. Na jego nieszczęście od lipca, w którym to stracił posadę szefa, z miesiąc na miesiąc mógł się przedstawiać przy interwencjach coraz niższym stopniem. Wielu żartowało, że jak tak dalej pójdzie to zobaczymy go w roli oficera - najczęściej te żarty słyszał z ust Erwina Knucklesa, swojego bliskiego przyjaciela. W listopadzie gdy swoją kadencje na 01 kończył Juan Pablo Pisicela, a jego miejsce zajął sam Sony Rightwill Gregory mógł się pochwalić awansem od długiego czasu. On wraz z Dante Capelą i Riftem został członkiem High Commendu. Mimo, że z HC został wydalony w październiku, gdy to zaczynała się druga kadencja Pisiceli, dalej uczestniczył on w zebraniach, mógł decydować on wraz z resztą członków o awansach i degradach. Wiele się nie zmieniło ale Montanha w duchu cieszył się, że może się pochwalić byciem oficjalnym członkiem HC. Życie uczuciowe Gregor'ego było dość skonplikowane. Nie potrafił nawiązać z kimś bliższej więzi na dłużej niż kilka miesięcy. Nie jedna kobieta miała przez niego złamane serce. Nie mógł narzekać na brak powodzenia, był uznawany za najprzystojniejszego mężczyznę na komendzie, jak nie w całym mieście. Brązowe włosy, piękne wręcz czekoladowe oczy oraz dobrze zbudowane ciało, które pokrywało wiele blizn. Każda ta blizna miała swoją historie, aczkolwiek szatyn nigdy nie należał do osób wylewnych, nie podobały mu się długie i ckliwe rozmowy o uczuciach. On sam miał wiele nie przepracownych traum, które z czasem sprawiały, że coraz bardziej zamykał się w sobie, nie było mu dane spotkać człowieka, któremu mógł zaufać na tyle by opowiedzieć mu całą swoją życiową historie. Na mieście jest nazywany prześmiewczo 'terminatorem', bowiem miał on duże szczęście jeśli chodzi o zdrowie, po tylu sytuacjach gdy ktoś celował do niego z broni palnej albo co gorsza strzelił, powinien być już martwy - a jest wręcz przeciwnie, jedynym większym urazem jakie doznał to stracenie swojego lewego oka. Na początku było to dla niego trudne do zaakceptowania, ale gdy minęło już kilka lat od tego wypadku nie zwraca już na to uwagi. W wieku 34 zaczął popadać w rutynę, służba nie dawała mu takiej satysfakcji jak wcześniej. Pewnego dnia w sali przesłuchań siedział siwowłosy człowiek z chytrym uśmiechem wymalowanym na bladej twarzy pokrytej kilkoma małymi bliznami. Gregory nie spodziewał się, że to właśnie ten człowiek będzie w stanie tak bardzo na niego wpłynąć. Po długich latach bycia funkcjonariuszem policji spodziewał się kolejnego cwaniaczka, który myśli że gdy ma pieniądze i adwokata to wolno mu robić wszystko. Montanha nie jednego takie próbował sprowadzać na ziemię, ale prawda była taka, że tym światem żądził pieniądz, kobtakty i wpływowość. Tym razem jednak było inaczej, mężczyzna z który rozmawiał Gregory, pomimo jego wcześniejszych przypuszczeń okazał się sprytnym i inteligentym człowiekiem, który umiał wykorzystać każde chociażby najmniejsze przeinaczenie faktów lub też nie krępował się często łapać za słówka swojego rozmówcy. W tym lipcowym dniu, w którym pierwszy raz Montanha i Nuckles się spotkali, Gregory czuł że to nie koniec jego drogi z tym człowiekiem. Erwin mu zainponował swym sprytem i tym, że potrafił zwracać się do niego jak o człowieka. Niestety podczas przesłuchać Gregory często słuchał obelg w swoją stronę. Po około 10 latach służby nie robi to na niego wrażenia, ale gdy jeszcze miał trochę ponad dwadzieścia lat i dopiero zaczynał swą drogę jako policjant, te słowa często do niego trafiały. Potrafił się zastanawiać godzinami po zakończeniu służby czy naprawdę jest aż tak bezwartościowym człowiekiem. Mimo, że dużo osób uważa go za zwykłego prostaka, któremu nie udało się w życiu, jeśli staniesz się jego bliskim przyjacielem potrafi być najlepszą wersją siebie.

**************************************

Kolejny dzień, kolejny patrol, kolejne interwencje, kolejne obelgi. Każdy jego dzień zaczynał wyglądać identycznie, dużo jego przyjaciół z którymi spędzał swoje popołudnia i wieczory, skupiły się na swoich rodzinach i przyszłości. Nigdy marzeniem bruneta nie było założeniem rodziny, posiadaniem owczarka niemieckiego i przytulnego drewnianego domku, w który mógłby mieszkać do końca swoich cholernych dni. Według niego to było nudne, w swoim życiu potrzebował adrenaliny, a taka przyszłość z pewnością by jej nie zapewniała. Z jego głębokich zamyśleń o swojej własnej egzystencji wybudził go znajomy i jakże denerwujący gdy słyszy się go po kilkadziesiąt razy dziennie dzwonek telefonu. Zatrzymał swoją błyszczącą corvette i wyjął telefon z kieszeni spodni. Spoglądając na ekran zobaczył numer kontaktu o nazwie 'Janeczek'.

- Gregory Montanha - przedstawił się już z przyzwyczajenia, często dzwonią do niego obywatele w różnych sprawach i okolicznościach, nie zwraca nigdy uwagi kto dzwoni, zawsze wita się z wszystkimi tak samo
- Montanha, jesteś potrzebny na komendzie - powiedział lekko przygnębionym, jakby zmarnowanym głosem, ten ton poskutkował ściśnięciem się żołądka Gregor'ego i gęsią skórką na ciele
-Zaraz będę - odparłem po czym ruszyłem w kierunku Mission Row, czując niepokój gotujący się we mnie.

Gdy Corvette stała już na miejscu parkingowym na parkingu podziemnym, skierował się do biura szefa. Wszedł po schodach mijając w korytarzu Capele, który uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową na gest przywitania lecz w jego oczach krył się pewien ukrywany smutek, patrzył na mnie z współczuciem w oczach. Nie uspokoiło to i tak już rozbieganych myśli szatyna, a wręcz pogłębiło obawy. Niepewnym ruchem dłoni nacisnął metalowym błyszcząc klamkę do drzwi biura szefa. Wchodząc do środka zauważył Rightwilla siedzącego na krześle z zaciśniętymi dłońmi na swym dębowym biurku. Obok niego, stał opierający się o ścianę Juan, miał założone ręce na piersi i był wpatrzony w ciemne panele pokrywające ten pokój. Na przeciwko Sonego siedział Rift, który bawił się swoimi palcami. Gdy tylko do uszu mężczyzn w biurze doszedł dźwięk otwieranych drzwi, mięśnie automatycznie się spieły a serce przyśpieszyło tempo. Tylko Sony miał odwagę spojrzeć prosto w oczy jeszcze nic nie świadomego Monthanie.

- Usiądź proszę - powiedział lekko ochrypniętym głosem siwowłosy mężczyzna, wskazując otwarta dłonią na krzesło z czerwoną poduszką na sobie stojącą tuz przed nim.

Montanha słusznie posłuchał rozkazu swojego przełożonego i rozejrzał się po swoich przyjaciołach z pracy, którzy ewidentnie nie byli chętni do bycia w jednym pomieszczeniu z Gregorym w tym momencie. Wyglądali niemrawo, oprócz Rightwilla, nikt inny nie spojrzał na niego od momentu wejścia jego do biura. Nie było żadnej pozytywnej emocji w brunecie, bał się co może zaraz usłyszeć, co prawda nie mógł w żadnym stopniu przewidzieć o co chodzi. Nie przypominał sobie, żeby w ostatnim czasie przyszła na niego jakaś skarga, więc nie przypuszczał, że to coś związanego z jego posadą w policji.

- Gregory, nawet nie wiesz jak bardzo boli mnie to, że to ja muszę ci to powiedzieć.- zaczął Sony patrząc mi się prosto w oczy, wziął głęboki oddech i rozejrzał się po pokój po czym znów skierował wzrok na zmartwioną twarz mężczyzny - twoja matka, nie żyje. Dzwonił twój ojciec i kazał to przekazać. Prosił byś do niego zadzwonił, wtedy ci więcej powie.

Cześć! Chce na początku powiedzieć, że nie wszystko co będzie pokazane jest zgodne z prawdą, fakty poprzekręcane tak by pasowały do wymyślonej przezemnie fabuły.

Przepraszam za błędy! Widzimy się za niedługo.

Funeral ||| MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz