Rozdział 6: You Disturb My Natural Emotions

737 62 3
                                    

Zirytowanie Hermiony przeniosło się na lekcję Filiusa i na następne parę godzin, gdy spacerowała skrajem Zakazanego Lasu, resetując swoje zakłopotanie i osobiste wzburzenie. Nie sądziła, że ​​czarodzieje spróbują wejść do szkoły przez niesamowitą, zakazaną kępę natury, ale z drugiej strony nie sądziła też, że ​​będzie Opiekunem Slytherinu. Co tak naprawdę pokazało, że w każdej chwili może się zdarzyć jakaś kompletna bzdura.

Quidditch.

Kurwa.

Gniewnie kopnęła grudkę ziemi, idąc dalej. Czy nigdy nie uniknie tej głupiej gry? Wszędzie za nią podążała. Była albo zmuszana do oglądania, rozmawiania o tym, albo czytania o tym. I jeszcze przypomniała sobie książkę Quidditch przez wieki,  którą Ron kupił jej na jedno Boże Narodzenie. To naprawdę powinno być pierwszą wskazówką, że ich związek był skazany na niepowodzenie.

Hermiona potrafiła latać, po prostu nie wydawało jej się to tak przydatne jak aportacja czy Fiuu. Po co przemierzać połowę zielonych pól Anglii, siedząc na chudym drewnianym pręcie, który sprawia, że ​​twoje majtki podwijają się i wbijają w pośladki, kiedy możesz zamiast tego aportować się w danym  miejscu z wdziękiem? To po prostu nie było logiczne.

Ostatnim razem, kiedy niechętnie zgodziła się zagrać w quidditcha na podwórku w Norze, trafiła tłuczkiem w twarz George'a a sobie rozwaliła głowę. Ron został na boisku, aby zdobyć trzy gole, zanim zdecydował się zbadać swoją zakrwawioną i ledwo przytomną dziewczynę u stóp wielkiego drzewa. To prawdopodobnie był wskaźnik gówniastości związku numer dwa.

Westchnęła do siebie. Zdecydowała, że ​​powinna odwiedzić Rolandę, zadać jej kilka pytań, a potem udać się do pokoju wspólnego Slytherinu. Zapewne warto było zajrzeć do środka, żeby zobaczyć, jak sobie radzą. Mieli hasło „Przodkowie", które tak przerażająco pasowało do czystokrwistej supremacji, że wcale nie cieszyła się na tę wizytę.

Spojrzała w górę, przez drzewa, na teren Hogwartu, gdzie zobaczyła wysoką, szczupłą i raczej niezręcznie wyglądającą postać Snape'a wędrującego po trawie, z twarzą zatopioną w książce.

Zatrzymała się i obserwowała go. Wydawał się być sam i sprawiał wrażenie dość bezbronnego. Hermiona zastanawiała się, czy czarodzieje Ósemki gdzieś tu byli i również obserwowali. Gdyby tak było, byłby to idealny czas na atak.

Zastanawiając się nad tą myślą, zobaczyła, jak jego głowa odchyla się do tyłu a ręce rozkładają się. Książka wypadła mu z dłoni.

Jasna cholera, pomyślała. Oni tu są.

Rozpoczął się test lat treningu. Wyskoczyła spomiędzy drzew, biegnąc sprintem. Poczuła wzbierający od wewnątrz przypływ magii, gdy jednocześnie wysłała przed siebie dwa niewerbalne zaklęcia; jedno osłaniało chłopca, a drugie było wzmocnionym zaklęciem unieruchamiającym. Widziała przed sobą Snape'a, leżącego na wznak, gdy puls jej tarczy osiadł wokół niego, a za nim dwie zamrożone w bezruchu postaci na ziemi.

Zrobiła to. Przyłapała czarodziejów w połowie próby zabójstwa Severusa Snape'a.

Może wracać do domu!

- Mam was! - krzyknęła triumfalnie, gdy okrążyła leżącą postać Severusa i stanęła nad swoimi jeńcami...

...Którzy okazali się kimś zupełnie innym niż zakładała.

Wyglądali na wyjątkowo przerażonego Jamesa Pottera i Syriusza Blacka.

Hermiona zmarszczyła brwi. Co to ma znaczyć, do diabła?

Zignorowała ich na chwilę i odwróciła
się do Severusa. Anulowała zaklęcie tarczy i rzuciła diagnozę. Został trafiony wyjątkowo paskudnym, kłującym zaklęciem, ale poza tym wydawało się, że nic mu nie jest.

HGSS Zmienność niezmiennego czasu (polski przekład) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz