Pojawiliśmy się w mieście na wzór Wenecji. Było pełno rzek i kolorowych kamienic. Nie było dróg, a ludzie poruszali się pieszo albo łódką. Wraz z Magdą spacerując po okolicy dotarliśmy do małego parku, który znajdował się tuż przy morzu. Zapadła noc. Chcieliśmy wracać ale spotkaliśmy Oskara i innych znajomych. Porozmawialiśmy, do czasu aż nie usłyszeliśmy dziweku odpalania się piły wśród drzew. Chciałem podejść i zobaczyć ale nie mogłem się ruszyć. Jedyne co zorbilem to spojrzałem na Magdę. Była blada i przestraszona. Wróciłem wzrokiem na ciemne miejs e z którego wydobywał się dźwięk. Jednen z naszych znajomych zaczął się śmiać mówiąc, że zrobiliśmy śmieszny żart. Mówiąc te słowa za jego plecami pojawiła się postać. Był to bardzo wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Nosił męskie ogrodniczki, takie jakie można było zobaczyć w starych amerykańskich filmach. Twarz była zasłonięta biała maską na której był narysowany uśmiech markerem. W ręku trzymał odpaloną już pile mechaniczną. Był cały we krwi, a na dodatek można było poczuć woń rozkładających się zwłok od niego. Rozpoczął się pościg. Chciałem uciec chwytając Magdę za rękę, lecz jakby wyparowała. Nie mogłem jej znaleść, więc zacząłem biec sam. Wbiegłem w las. Moja trasę wyznaczała wydeptana ścieżka. W pewnym momencie zauważyłem, że morderca wybrał mnie jako ofiare. Mimo, iż mijaliśmy kilak osób, on ciągle chciał dorwać mnie. Jak się okazało, ścieżka zataczała koło. Biegliśmy po niej jeszcze 3 razy do czasu, aż zmieniłem trasę. Gdy wbiegłem do innej części lasu, sen zmienił się w inny.