Rozdział 5

46 2 0
                                    

Jechaliście przez jakiś czas polną drogą, potem przez wsie i stare miasteczka, aż w końcu, gdy słońce zachodziło za horyzont, zasnęłaś. Kilkadziesiąt minut później, gdy było już całkiem ciemno otworzyłaś powoli oczy i dyskretnie obserwowałaś jak Bucky prowadzi pojazd wpatrując się z skupieniem w drogę. Byłaś okryta dużą, rozpinaną bluzą koloru czarnego. Jak się domyślałaś należała ona do Barnes'a. Po chwili zauważył, że się obudziłaś i krótko spojrzał na ciebie przez ramię uśmiechając się, a potem znowu skupił się na drodze.
- O, obudziła się księżniczka - powiedział, cicho chichocząc i uśmiechając się szyderczo.
- O, nareszcie książę zauważył - odgryzłaś się mu.
- Jestem obserwowany? Jest aż tak źle?
- No... może nie aż tak.
- Kamień z serca, już myślałem, że tego nie powiesz - powiedział, robiąc dziwną, niby smutną minę, a przynajmniej miała tak wyglądać. - Zaraz będziemy na miejscu.
- Gdzie jedziemy?
- Zmierzamy w ich kierunku, a dokładnie gdzie trzymają twojego tatę. Zatrzymamy się gdzieś, żeby się przespać.
Miałaś trochę brudne myśli i zlagowałaś się, ale po chwili zrozumiałaś co chłopak chciał naprawdę przekazać.

Resztę podróży patrzyłaś się w okno i oglądałaś, chociaż mało widoczny, leśny krajobraz na zewnątrz. Po pewnym czasie Bucky zjechał na pobocze i zatrzymał się, wychodząc z samochodu i biorąc ze sobą latarkę.
- Gdzie idziesz? - zapytałaś zmęczonym głosem.
- Przejdę się szybko. Zobaczę, czy teren jest bezpieczny.
- Mogę z tobą?
- Lepiej nie. Zaraz wrócę - nie czekał na odpowiedź, zgodę czy opinię, po prostu zamknął za sobą drzwi i poszedł w głąb lasu.
Zrozumiałaś, chociaż to nie było do ciebie podobne, że trochę się o niego martwiłaś. Może nie znałaś go za bardzo i nadal myślisz, że coś ukrywa, polubiłaś go i zdawało się jakby on też. Tylko jak on to sobie wyobraża? Czy chce coś więcej? A może nawet cię nie lubi, tylko chce odzyskać Tony'ego, dlatego, że był to jego dobry kolega? Albo tak naprawdę ojciec nie żyje i cię zostawi, a to wszystko jest dla jednego, wielkiego żartu? Chociaż to ostatnie akurat było mało prawdopodne patrząc na przykład na te sprzęty, cofnięcie się w czasie i tak dalej. Te myśli ciągle cię dręczyły. Dużo rozmyślałaś. Chociaż robiłaś coś zanim pomyślałaś o skutkach, potem myślałaś o tym cały czas, co by się stało jakbyś zrobiła inaczej. Po paru minutach dalszego rozmyślania, brunet wsiadł do auta.
- Nikogo nie ma, możemy tutaj zostać - powiedział obniżając oparcie do tyłu, więc ty też to zrobiłaś.
- A co jutro? - zapytałaś.
- Jutro... nie wiem. Jedziemy.
- Tak po prostu?
- A co chciałaś?
- Nie, nic. Myślałam, że coś jeszcze. Mówiłeś, że to dopiero początek, a tyle już się działo.
- No, łatwo nie będzie - powiedział, gasząc światło nad wami i kładąc się. - Nadal nas szukają.
- Kim oni w ogóle są?
- Tak w sumie, to nie wiem. Wiem tylko, że ich organizacja nazywa się "Hydra", chcą nas wykorzystać, tak jak wykorzystali Tony'ego. Wiedzą też, że chcemy go odebrać.
- Czemu chcą nas, poza tym, że chcemy im zniszczyć plany?
Bucky nic nie odpowiadał, więc mruknęłaś:
- Hymh?
- Służyłem kiedyś u nich.
- Słucham?
- Po wypadku w twoim domu, znaleźli mnie. Tylko ja byłem żywy. Wcale nie uciekłem, ani karetka mnie nie zabrała, jak ciebie, zabrali mnie razem z nim.
- Czemu mnie nie wzięli?
- Nie brali kobiet, a zwłaszcza czternastoletnich. Byłem pod wpływem... sam nie wiem czego. Żeby mnie przemienić w broń używali coś w rodzaju zaklęcia i czyścili mi mózg. Nie miałem kontroli, ale uciekłem.
- Czekaj, czekaj. Czyli przez parę lat byłeś razem z moim ojcem pod jakimś wpływem?!
- On nie. Był im potrzebny do czegoś innego.
- Do czego?
- Do sprzętu.
- A ty?
- Ja byłem bronią.
- Boże. Czemu teraz mi to mówisz? Zrozumiałabym. I co, kontrolowali cię?
- Tak jakby byłem ich żołnierzem.
- Jak udało ci się uciec?
- Przypomniało mi się i jakoś im uciekłem. Dobra, możemy już o tym nie rozmawiać?
- Okej, rozumiem.
Po paru minutach przesiedzianych, a może bardziej przeleżanych, w ciszy, powiedziałaś:
- Boję się.
- Spokojnie, dopilnuję, żeby nic ci się nie stało.
- Nie chodzi o mnie.
Bucky zamilkł, więc kontynuowałaś:
- Zostawiłam tam wszystko: dom, ciocię, przyjaciela... Tam nie jest bezpiecznie i pewnie się martwią. Z ojcem też nie widziałam się parę lat i to do tego jest niewolnikiem. Boję się, że to nie wyjdzie.
- Na pewno nic im nie jest. Uda się, uwierz mi, będziemy próbować tyle razy, aż go odzyskamy.
- Dziękuję - powiedziałaś po chwili zastanowienia.
- Za co?
- Za wszystko. Uratowałeś mnie, pomagasz odzyskać dawne życie. Przepraszam, że wcześniej obwiniałam cię za to wszystko, to nie jest twoja wina. Serio polubiłam cię i chcę iść dalej.
- Też cię lubię i nie masz za co przepraszać. Za dużo się na ciebie zwaliło. Wiem, że masz trudno. Ale teraz lepiej idź już spać.
- Dobranoc.
- Dobranoc...

Plan B - Barnes ||  Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz