Rozdział 6

81 2 2
                                    

03.11 17:30

Zza szyby wszystko zlewało się w jeden kolor. Jechaliście już około... długo, a przynajmniej tak się wydawało, bo każda sekunda wydawała się trwać wiecznie, a minuta ciągnąć w nieskończoność, gdy Sam gadał jak szalony. Jego usta się nie zamykały, a z nich wylatywały niekontrolowane słowa. Aż w końcu Bucky gwałtownie zachamował, a opony otarły się o asfalt wydając z siebie głośny dźwięk.
- Nareszcie, wysiadam! - powiedział uradowany tym, że nie będzie musiał słuchać już głupiej paplaniny Sama i wysiadł, a ty od razu po nim.
Po chwili Sam też wysiadł kontynuując swoją rozmowę, chociaż i tak nikt go nie słuchał, tylko ty czasami próbowałaś zrozumieć o co mu chodzi, ale kończyło się to na podsypianiu lub zapatrywaniu się w totalnie coś innego, na przykład te pędzące białe linie namalowane na drodze. Nie chciałaś olewać przyjaciela, ale oboje wiedzieliście, że mówił tylko do siebie i nie przeszkadzało mu to. Podeszliście do bagażnika.
- To co teraz? - zapytał Sam. - Śpimy w lesie? Ja mam swój śpiwór jak coś.
- Ty możesz w samochodzie - powiedział Bucky. - Chyba, że się boisz sam zostać.
- Nie boję się, ale lubię towarzystwo.
- Zauważyłem.
Sam zrobił smutną, a zarazem złą minę, więc ty na to powiedziałaś patrząc się na Bucky'ego:
- Lepiej żebyśmy się nie rozdzielali, jeśli to nie jest problem.
- No dobra - powiedział z przymusowym westchnieniem.

Wzieliście swoje rzeczy i poszliście w głąb lasu. Niebo nie było jeszcze totalnie ciemne, więc latarka nie była tu potrzebna. Chwilę szliście przez drzewa. Po drodze udało ci się zauważyć grzyby, wiewiórkę, piękne fioletowe kwiatki i dużo innych interesujących rzeczy. Wpatrywałaś się w korony drzew, aż doszliście do punktu, gdzie jest jakieś miejsce, żeby rozłożyć namiot.
- Masz, rozkładaj - powiedział brunet rzucając Sam'owi torbę z rozkładanym namiotem, którą złapał.
- Bucky, nie bądź taki niemiły. Mogę to zrobić, jeśli nie chcesz, Sam.
- Nie, w porządku, zrobię to - odparł przyjaciel, próbując rozpakować sprzęt.
Bucky podszedł do ciebie i szturchnął, mówiąc:
- Chodź po gałęzie. Trzeba będzie czymś rozpalić ogień, bo zaraz zacznie się ściemniać.
Przytaknęłaś i w ciszy poszłaś z chłopakiem szukając rzeczy na ognisko.

Gdy znalazłaś jakiś nadający się patyk podnosiłaś go i szłaś dalej oglądając się za innymi.
- Wszystko okej? - zapytał.
- Tak. Czemu pytasz?
- Nie wiem, wydajesz się być jakaś inna.
- Mogłabym powiedzieć to samo. Jak Sam się pojawił zrobiłeś się...
- Dziwny - przerwał ci.
- Nie powiedziałam tego.
- Ale chciałaś.
- Nie chciałam. Słuchaj, cokolwiek miałoby się stać, Sam to mój przyjaciel i nie zostawię go. Specjalnie przyszedł tu za mną. Mógł zostać w domu, ale chciał pomóc.
- Spoko, nie mam nic do niego.

Jak trochę się uzbierało było już prawie ciemno, więc wróciliście. Szliście tą samą drogą, aż byliście na miejscu. Sam nadal główkował nad instrukcją obsługi, więc Bucky zostawił drewno na ziemi i podszedł do części, zaczynając je składać.
- Daj, sam już to zrobię.
Ciemno włosy chłopak więc podszedł do ciebie i kucneliście, układając patyki.

Po jakimś czasie rozpaliliście ogień, a namiot był już gotowy. Sam usiadł w namiocie, a ty i Bucky na kocu naprzeciwko.
- Macie coś do jedzenia? - zapytał Sam.
- Mentosy na zimno, mentosy na ciepło, papka z mentosów, twarde, miękkie, słodkie, możemy zaoferować dużo ich rodzajów - przedstawiłaś wasze menu.
- To chyba zostanę przy zgniłym bananie z plecaka.
- Aha jest jeszcze jakiś chleb - dodałaś.
- Dobra, niech będzie.
Chociaż nie było tego dużo, coś tam udało wam się zjeść. Miałaś kolejną okazję porozmawiać z przyjacielem, chociaż szkoda było Bucky'ego, który nie zamienił z wami ani słowa.

Gdy zrobiło się już całkowicie ciemno, a wam udało się przegadać już połowę waszego życia, rozmowa się skończyła.
- To ja może pójdę już kimać. Żegnam - powiedział Sam wchodząc do dużego namiotu i zasuwając za sobą zamek.
- Dobranoc - powiedziałaś i szturchnęłaś bruneta.
- Dobranoc, SAMUEL - powiedział, podkreślając jego imię.
Zaśmiałaś się lekko i zapadła niezręczna cisza, więc zaczęłaś:
- No to tak... jeszcze raz dziękuję za to co się stało z tym panem w ciężarówce.
- Nie dziękuj - powiedział z obojętnością.
- Ale na serio, to co zrobiłeś, wiele dla mnie znaczy.
Ponownie zapadła chwila ciszy, którą przerwał:
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Bo... nie wiesz o mnie wszystkiego.
- W jakim sensie?
Brunet wyciągnął lewą rękę ściągając rękwiczkę i podwijając rękaw. Trochę się zdziwiłaś, gdy zobaczyłaś, że jego ręka jest metalowa.
- Wszystko ci wytłumaczę... - powiedział, lecz przerwałaś mu długim pocałunkiem.
Jego usta były miękkie i orzeźwiające, przypominały smak słodkiej mięty. Na początku nie byłaś pewna przerywając mu, przyciągając go do siebie i tak po prostu całując, ale teraz już wiedziałaś, że zrobiłaś dobrze. Nie chciałaś słuchać jego wyjaśnień, podobał ci się i teraz możesz mieć pewność, że ty mu też, gdyż nie przerywał, a tylko to przedłużył. Gdy cała akcja się skończyła, zauważyłaś, że mieliście świadka. Sam wyglądawższy z namiotu, wpatrzony przytakiwał głową z uśmiechem.
- No co? - zapytałaś.
- Chciałem się zapytać, czy pożyczy mi ktoś pasty do zębów, ale róbcie swoje, jutro umyję - odpowiedział, powoli chowając się w namiocie.
- Co to było? - zapytał Bucky, gdy Sam zasunął suwak.
- Nie wiem - usprawiedliwiłaś się i popatrzyłaś mu w oczy lekko się uśmiechając, a on po prostu przysunął się, kontynuując pocałunek.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 19, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Plan B - Barnes ||  Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz